tag:blogger.com,1999:blog-29145659243911078602024-03-07T09:41:28.925+01:00Pisarz Miejski Wrocław/Breslau 2016Blog Marko Martina, od kwietnia do września Pisarza Miejskiego Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 w ramach stypendium Niemieckiego Forum Kultury Europy Środkowej i WschodniejDeutsches Kulturforumhttp://www.blogger.com/profile/08400942810741244277noreply@blogger.comBlogger43125tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-61867278182204961662016-09-14T20:05:00.000+02:002016-09-19T13:57:41.810+02:00<span style="font-size: medium;"><b>Podziękowania pisarza miejskiego (II)</b></span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Pięć obfitujących w wydarzenia wrocławskich miesięcy dobiega końca w bardzo ambiwalentny sposób. Może to i dobrze: Bo sielankowe peany nie pasują do współczesnej Europy.</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Niemniej jednak autorom wystawy na ulicy Świdnickiej przyświecał przecież szlachetny cel. Ekspozycja ustawiona na popularnym deptaku miała przypominać o antykomunistycznej walce o wolność w latach osiemdziesiątych. Czyżby pominięto w niej dzisiejszych wrogów wolności? Pod osłoną nocy ekstremiści pobazgrali wielkoformatowe fotografie i – z zamiarem denuncjatorskim – umieścili gwiazdę Dawida na czole Lecha Wałęsy. W ten sposób oznakowani zostali także legendarni działacze wrocławskiej Solidarności – Władysław Frasyniuk i Józef Pinior. Frasyniuk, który podczas stanu wojennego uciekł przed internowaniem i z podziemia organizował ruch oporu. I Pinior, legendarny skarbnik dolnośląskiej Solidarności, który w mistrzowski sposób uratował pieniądze związku zawodowego przed zajęciem ich przez państwowe organy represyjne i zdeponował te środki u metropolity wrocławskiego!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi06-SjCBWjjD-KHnbAVkXn8sOGAGIkUpk0AbjqvKn4PpkGGwZrPRcI_hr-UkIjY-cg5MAqlh_0rc5MdaYwSI50NESe8BYzjxtjMMcS4ufKEjZIGX5dRJVvzt4uLqJe55ANptykgbFjW9k/s1600/Wa%C5%82%C4%99sa+%2526+Adrian%252C+Sep+2016+005.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi06-SjCBWjjD-KHnbAVkXn8sOGAGIkUpk0AbjqvKn4PpkGGwZrPRcI_hr-UkIjY-cg5MAqlh_0rc5MdaYwSI50NESe8BYzjxtjMMcS4ufKEjZIGX5dRJVvzt4uLqJe55ANptykgbFjW9k/s400/Wa%C5%82%C4%99sa+%2526+Adrian%252C+Sep+2016+005.JPG" width="400" /></a></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhasARnS-ShkPzHyXeqlFx6k9Mb3rxMmCz9nUfWbB-FjJ-db4jMkxyszK7_R6Zzg8n2U-UeuU7fv9hQi7jp1HKrX4MUHcDcMs7CBeK_6MZ8jRl5aa7Z1rE0hKiUu5QikBfR2HczTVcDcDA/s1600/Wa%C5%82%C4%99sa+%2526+Adrian%252C+Sep+2016+007.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhasARnS-ShkPzHyXeqlFx6k9Mb3rxMmCz9nUfWbB-FjJ-db4jMkxyszK7_R6Zzg8n2U-UeuU7fv9hQi7jp1HKrX4MUHcDcMs7CBeK_6MZ8jRl5aa7Z1rE0hKiUu5QikBfR2HczTVcDcDA/s400/Wa%C5%82%C4%99sa+%2526+Adrian%252C+Sep+2016+007.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Na dostawionej po tym incydencie tablicy organizatorzy wystawy zapytali o powody tej nienawiści – w rzeczowy, cywilizowany sposób. „Nienawiść jest zawsze po stronie sprawców…”, jak ujął to kiedyś mój stary przyjaciel Ralph Giordano. Znajduje to potwierdzenie także we współczesnej Polsce. Wkrótce potem bowiem, w ubiegły piątek ekstremiści wyszczekiwali przez megafony slogany o „zdrajcy narodu”, zebrawszy się nieopodal uniwersytetu, by protestować przeciwko otwartemu spotkaniu z Wałęsą – laureatem pokojowej Nagrody Nobla!</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Szczapowate chłopaczki w czarnych krawatach i opaskach o symbolice spod znaku swastyki. A do tego ich brzuchaci kompani w podeszłym wieku – wśród nich także ów nazista, który jakiś czas temu spalił na środku Rynku kukłę mającą symbolizować Żyda …</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Jednak już w środku, w auli – cóż za pogodny, humanitarny nastrój! Gdy bohater mojego dzieciństwa i młodości wreszcie wkroczył na podium, rozległy się oczywiście owacje na stojąco. Ani śladu histerii czy mnożenia wątków tchnących atmosferą podejrzeń i spisków szerzoną dziś głównie przez warszawski rząd. Mimo zatroskania – spokój i opanowanie. A Wałęsa? Poczynił parę uwag o Kaczyńskim, aczkolwiek bez jakiejkolwiek demonizacji czy apokaliptyki. „Trzydzieści lat temu było przecież znacznie gorzej, prawda? A mimo to zwyciężyliśmy!” Gdy zaś pod natłokiem pytań publiczności mikrofony zaczęły trzeszczeć, skomentował to tak: „Wiecie co, wam chyba potrzebny elektryk …“</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiJ3Q9O7rAyNVzm6uWrLzgZa_Jmn_cmOn_OOqXWbbk9LcWeuCsq2PgXRWlV_OUaajBy34Ane2A_lGr4jv-QFRLfjQ7Lhs9Psm-skV0OmocuqvBvVzXrppmd-0tcNp9SbQ1FVxcbZnkIHE/s1600/Wa%C5%82%C4%99sa+%2526+Adrian%252C+Sep+2016+018.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjiJ3Q9O7rAyNVzm6uWrLzgZa_Jmn_cmOn_OOqXWbbk9LcWeuCsq2PgXRWlV_OUaajBy34Ane2A_lGr4jv-QFRLfjQ7Lhs9Psm-skV0OmocuqvBvVzXrppmd-0tcNp9SbQ1FVxcbZnkIHE/s400/Wa%C5%82%C4%99sa+%2526+Adrian%252C+Sep+2016+018.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEaxyDdPZCV5NyQUGs6zHh1vQ6TDGYohSIQOjUi0w9sB5tMwv0k__8uGECwxixK3DG_PyzCW97Gs2wxnuUSl4xgIky1xTknpuw4dhAP16TdYTLMes0tXJ-U8dCBNpqmCU601UE_thfUYQ/s1600/Wa%C5%82%C4%99sa+%2526+Adrian%252C+Sep+2016+036.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEaxyDdPZCV5NyQUGs6zHh1vQ6TDGYohSIQOjUi0w9sB5tMwv0k__8uGECwxixK3DG_PyzCW97Gs2wxnuUSl4xgIky1xTknpuw4dhAP16TdYTLMes0tXJ-U8dCBNpqmCU601UE_thfUYQ/s400/Wa%C5%82%C4%99sa+%2526+Adrian%252C+Sep+2016+036.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">A kto tłumaczył te słowa, podczas gdy cała sala wybuchła przyjaznym śmiechem? Małgorzata Słabicka, która przez tych pięć miesięcy była polskim głosem tego blogu. Przy tym zaś nie tylko skrupulatnie przekładała na polski meandry moich tasiemcowych zdań, lecz także była na tyle uważna, by w niemieckim oryginale wypatrzeć to jakieś zapodziane przecinki, to znów brakujące litery. Tausend Dank & Dziękuję, droga Gosiu! (Nawet jeśli – wobec milczenia ze strony tutejszych instytucji kulturalnych – nieraz zadawaliśmy sobie pytanie, czy nie jesteśmy jedynymi czytelnikami tychże tekstów. Z czasem jednak zaczęły do nas napływać liczne indywidualne sygnały, które nas cieszyły i motywowały… Stąd też równie serdeczne podziękowania pod adresem tych wszystkich wiernych czytelników w Polsce i w Niemczech.)</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Cheers !!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-UeAjZ7grjCbfwIvqvwpNi7DDM35g8ZD14uHyFbnatSnLjP9sPNFAClVUP9LVwwadEygbVOQNBZfHVWV1AWGE9bdqFT29CkAxvt2AmW6vPSUUwmitANvtGtksJozYsYRn4E-tWbUEi3c/s1600/DSC_1452a.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="290" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-UeAjZ7grjCbfwIvqvwpNi7DDM35g8ZD14uHyFbnatSnLjP9sPNFAClVUP9LVwwadEygbVOQNBZfHVWV1AWGE9bdqFT29CkAxvt2AmW6vPSUUwmitANvtGtksJozYsYRn4E-tWbUEi3c/s400/DSC_1452a.jpg" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Oczywiście bardzo dziękuję instytucji, która przyznała mi to stypendium: Niemieckiemu Forum Kultury Europy Środkowej i Wschodniej, a zwłaszcza André Wernerowi, tamtejszemu webmasterowi, który z bezgraniczną cierpliwością udzielał odpowiedzi na moje nawet najbardziej dokuczliwe pytania za każdym razem, gdy tylko bezkres cyfrowego świata zdawał się mnie przerastać ;-))</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Mieszkanie stypendialne, gdzie powstawały te teksty, zostało mi zapewnione przez wrocławski Program Rezydencji Artystycznych A-i-R-Wro, który – i chwała mu za to – zaprosił mnie w kwietniu na kolację inauguracyjną w jednej z restauracji w Rynku. Tam też osoby związane z tą instytucją z zapałem raczyły się jadłem i trunkami, niekiedy nawet kierując pod moim adresem to czy owo pytanie. Więcej rozrywki czekało mnie jednak w następnych tygodniach, gdy w niesławnym „Cactus Club” poznawałem coraz to młodszych ludzi, którzy raczyli mnie wódką, wybornym humorem i wręcz kosmicznymi historiami, które kiedyś być może zostaną opowiedziane …</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Kluczowe były jednak spotkania z ludźmi, którzy kształtują oblicze tej – w pełnym tego słowa znaczeniu – Europejskiej Stolicy Kultury. Robią to od lat, o ile nie od dziesięcioleci, wytrwale, pieczołowicie i bez „project speech”. Należy do nich zawsze tak pogodnie usposobiony Maciej Łagiewski, któremu w znacznej mierze miasto zawdzięcza ponowne odkrywanie i docenienie niemieckiego dziedzictwa kulturowego. (Co z kolei tutejszym ultranacjonalistom – wrogo usposobionym krewniakom niemieckich frustratów-pieniaczy – dało już nieraz pretekst do obrzucenia go inwektywami.)</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTs4d6f5JGrloab4lgNyHtqpDOqwWrjy9QcPDqAj-LJWzwx_T2_wm1zwIN9-KA_etYY0du-Uapmv4HoNeSgdMGVDaiCxQ8nC9wxTEmxki2XL4-dZVogmbxEh00JWs5GPy0JsQjBIV0QVI/s1600/last+breslau+006.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTs4d6f5JGrloab4lgNyHtqpDOqwWrjy9QcPDqAj-LJWzwx_T2_wm1zwIN9-KA_etYY0du-Uapmv4HoNeSgdMGVDaiCxQ8nC9wxTEmxki2XL4-dZVogmbxEh00JWs5GPy0JsQjBIV0QVI/s400/last+breslau+006.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Wśród tych ważnych osób jest oczywiście Bente Kahan, norweska Żydówka, której perlisty śmiech jeszcze teraz dźwięczy mi w uszach. Jakąż radością było regularne widywanie tej niezwykłej postaci, która nie tylko przywróciła do życia Synagogę Pod Białym Bocianem, lecz także pomogła zrewitalizować życie społeczności żydowskiej we Wrocławiu. (Nic dziwnego, że jej mąż-Polak Aleksander Gleichgewicht, niegdyś działacz Solidarności, obecnie przewodniczący gminy żydowskiej, był jednym z pierwszych, którzy na dostawionej tablicy ekspozycyjnej na ulicy Świdnickiej wyrazili swoje zdanie – zwięzłą i krzepiącą zapowiedź walki z bigoterią i niebezpieczną śmiesznością współczesnych kampanii nienawiści).</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjH90Rd0T4i29oPXcB-eFAajHyed3V-HmS5s_XPPXdRYx5aD2vA3-QWH8bVLcQfeiA1V0DANFoHyzOgOhFfq_dagzRFuIjwrfxIxWuM3GwZG0DrxPu7tMXTZIgCZhfK82X1tEs_NkZMgqo/s1600/last+breslau+005.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjH90Rd0T4i29oPXcB-eFAajHyed3V-HmS5s_XPPXdRYx5aD2vA3-QWH8bVLcQfeiA1V0DANFoHyzOgOhFfq_dagzRFuIjwrfxIxWuM3GwZG0DrxPu7tMXTZIgCZhfK82X1tEs_NkZMgqo/s400/last+breslau+005.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Nie sposób zapomnieć o młodej Katarzynie Kurzynodze, która w legendarnym Domu Oppenheimów przy Placu Solnym pokazuje zwiedzającym, z jaką pieczołowitością i mądrym wyczuciem dla szczegółu architekci krok po kroku zmieniają tę prawie-ruinę w centrum spotkań (<a href="http://www.openheim.org/" target="_blank">www.openheim.org</a>).</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Inspirujące były też za każdym razem rozmowy z Krzysztofem Ruchniewiczem z Centrum Willy’ego Brandta, które mieści się w zacisznym zakątku nad Odrą, miejscu pełnym pozytywnych wibracji i rzeczowego dialogu, wolnym od pieniackiego ujadania.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0RB4iyKNvUkjUZMWUcH_fiv8pA5BvnnWvxMuGipnKJ1XVgGDz-x0PefkOU9wL-5J2hfoNexcFV1yFSpJp_L6N5tREKPXeIzHI1KlnhMHvk3RzUlTSVUQKu2cBV6SS9OBCY2QKH3Ow6rM/s1600/last+breslau+013.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0RB4iyKNvUkjUZMWUcH_fiv8pA5BvnnWvxMuGipnKJ1XVgGDz-x0PefkOU9wL-5J2hfoNexcFV1yFSpJp_L6N5tREKPXeIzHI1KlnhMHvk3RzUlTSVUQKu2cBV6SS9OBCY2QKH3Ow6rM/s400/last+breslau+013.JPG" width="300" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">I oczywiście jeszcze pani Renate Zajączkowska z Niemieckiego Towarzystwa Kulturalno-Społecznego skupiającego mniejszość niemiecką we Wrocławiu. Gdy przed kilkoma dniami odwiedziłem tę energiczną i przede wszystkim błyskotliwą starszą panią, by złożyć jej spóźnione życzenia z okazji 85. urodzin, pokazała mi ze szczególną dumą dwie kartki z życzeniami – jedną od kanclerz Niemiec, drugą od niemieckiego ministra spraw zagranicznych. (Nawiasem mówiąc: to dwoje polityków, których partie już od wielu miesięcy skrajnie prawicowe ugrupowania po niemieckiej stronie Odry opatrują etykietką „partii systemowych” – <i>czyli deprecjonującym epitetem, który naziści III Rzeszy stosowali w odniesieniu do ugrupowań z okresu Republiki Weimarskiej – przyp. tłum.</i>)</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">„Wie pan co?” mówi pani Renate, której fryzura nawet po południu jest nienagannie ułożona, „gdy myślę o niedoli Niemców wypędzonych w 1945 roku, gdy nie mogę potem spać, bo targają mną wspomnienia o rzeczach, których wolę panu nie opowiadać, gdy to wszystko znowu powraca i grozi mi zgorzknieniem…. Wie pan, co sobie wtedy powtarzam? ‘Chrzanić to’, mówię sobie, ‘nie wałkuj starych spraw w tę i z powrotem, tylko zatroszcz się o to, by twoje polsko-niemieckie wnuki mogły dalej dorastać w pokoju i harmonii. Cała reszta do niczego nie prowadzi …“</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Trudno o bardziej trafne słowa na zakończenie. Nadszedł bowiem czas, by pisarz miejski pożegnał się, jeszcze raz podziękował wszystkim i wyjechał, bo właśnie niedawno ukazała się jego nowa książka …</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiN_oc9FkdHBlR2jfCLJw6eBmeplQ2rpKNif432lfzaC8ti3o2QqNpGdjLA8xUehWd6GgnMIwzJu1ETBDABOE_m5XrJ209lZLdCBQIQkILEtz1G4yuVa2m5J35MSS0lX7ocMWS0mFGQI1I/s1600/41Auhcpj7DL._SX319_BO1%252C204%252C203%252C200_.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiN_oc9FkdHBlR2jfCLJw6eBmeplQ2rpKNif432lfzaC8ti3o2QqNpGdjLA8xUehWd6GgnMIwzJu1ETBDABOE_m5XrJ209lZLdCBQIQkILEtz1G4yuVa2m5J35MSS0lX7ocMWS0mFGQI1I/s400/41Auhcpj7DL._SX319_BO1%252C204%252C203%252C200_.jpg" width="256" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Tytułowy „Babylon" nie jest wszelako tylko metaforą fascynującej mieszanki etnicznej wielkich miast, lecz także uroczym miasteczkiem na Long Island, którego nazwę wypowiedzianą gardłowym głosem usłyszałem kiedyś z ust afroamerykańskiego konduktora: „Change the train in Babylon”. Teraz jednak słowo to przywodzi mi na myśl jeszcze coś innego: werwę, z jaką Ewa Michnik dyrygowała Nabucco Verdiego ze słynną arią niewolników, gdy latem ubiegłego roku po raz pierwszy tu przyjechałem. Podczas antraktu stałem wtedy na balkonie pięknego gmachu Opery, nie wiedząc jeszcze, że zaledwie rok później mój codzienny spacer będzie prowadził właśnie tamtędy. Odtąd zatem: <i>Wrocław/Breslau on my mind.</i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><b>Auf Wiedersehen / Do widzenia !</b></span></div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-67574623856531634162016-09-11T20:00:00.000+02:002016-09-13T13:16:07.332+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Podziękowania pisarza miejskiego (I)</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b><br />
</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Czas na pewien rodzaj podsumowania: na czyich szerokich barkach dane mi było się wspierać (nawet jeśli to trochę naciągana metafora). Albo może lepiej: jakie książki i spotkania okazały się kluczowe dla minionych pięciu miesięcy udanej rezydencji pisarza miejskiego, która właśnie dobiega końca.<br />
<br />
Pierwszą książkę o Breslau/Wrocławiu przeczytałem już w pociągach na trasie: Berlin-Poznań-Wrocław Główny. <i>Literarischer Reiseführer Breslau</i> (<i>Literacki przewodnik po Wrocławiu</i>) Roswithy Schieb, który już w lecie 2015 roku podsunął mi pomysł ubiegania się o to stypendium. Miasto, dotychczas mi obce, jeszcze na długo przed dotarciem na tutejszy Dworzec Główny, okazało się nagle miejscem urodzenia lub pierwszą małą ojczyzną tak wielu bliskich mi autorów: Gerharta Hauptmanna, Norberta Eliasa, Fritza Sterna, Günthera Andersa, Waltera Laqueura. I oczywiście: Tadeusza Różewicza!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_KVghChjFor5syfFtoqIwQS_ri1mdAJPdmj5sO19_b4ts0SsmWXHHX2p_kxvjKqbqUkKjLIGxlxsZshGZFxx-_TFy80xf1mDdHwsIFko4VvQU53HZfT92FD3ZOFuFrew9nMAjZK9LUJY/s1600/SchiebRoswitha_LRBreslauBC_460.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_KVghChjFor5syfFtoqIwQS_ri1mdAJPdmj5sO19_b4ts0SsmWXHHX2p_kxvjKqbqUkKjLIGxlxsZshGZFxx-_TFy80xf1mDdHwsIFko4VvQU53HZfT92FD3ZOFuFrew9nMAjZK9LUJY/s400/SchiebRoswitha_LRBreslauBC_460.jpg" width="237" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Właśnie o tym opowiadała ta perełka, wzbogacając te treści szczegółowymi cytatami, a nawet informacjami o numerach domów przy dawnych niemieckich ulicach. Uzupełnił ją zaś – nieco później, gdy przebywałem już w tym mieście – tomik o zabytkach kulturalnych Wrocławia, również autorstwa Roswithy Schieb. Czytywałem go przeważnie na balkonie mojego stypendialnego mieszkania vis-á-vis RENOMY (niegdysiejszego domu handlowego Wertheim). Obie pieczołowicie opracowane lektury wydało Niemieckie Forum Kultury Europy Środkowej i Wschodniej, które przyznało mi także obecne stypendium.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Doszły do nich osobiste spotkania, które naprowadziły mnie na ślad kolejnych książek (i nowych odkryć). Już w kwietniu wybrałem się na spacer po mieście z dziennikarzem Peterem Pragalem, których urodził się w Breslau u schyłku lat trzydziestych, pod koniec wojny uciekł stąd z matką i wiele lat później opisał to dokładnie we wspomnieniach, stroniąc od wszelkich łzawych tonów. „Wie pan, co przekonało mnie do tego, by spisać te wspomnienia teraz, wszedłszy już poniekąd w jesień życia?”<br />
<br />
W drodze na jedną z odrzańskich wysp Peter Pragal nagle przystanął, wsunął marynarkę pod pachę i zmrużył oczy w blasku słońca. „Książka Heinricha Albertza z 1985 roku! <i>Die Reise. Vier Tage, siebzig Jahre</i> (<i>Podróż. Cztery dni, siedemdziesiąt lat</i>) …”. Były burmistrz Berlina Zachodniego, urodzony w 1915 roku w Breslau, wybrał się wtedy na cztery dni do polskiego Wrocławia – pełen uzasadnionego wstydu za zbrodnie i za milczącą postawę swojego pokolenia. Śląska książka Petera Pragala wychodzi ponad lewicowo-protestancką perspektywę skrupulatnego pastora. Na szczęście. Bo o ile Albertz z krytyczną wnikliwością opisuje szczegółowo nawet lęki nielicznych antynazistowskich chrześcijan, o tyle jego ocena Polski lat osiemdziesiątych tchnie uogólnieniami i paternalizmem. (Pisze na przykład, że reżim komunistyczny „desperacko” usiłuje rozkręcać gospodarkę, że „Wałęsa, wyglądający z tygodnia na tydzień na coraz lepiej odżywionego” próbuje mimo to nadal nawoływać do strajków, co jednak podoba się głównie Ronaldowi Reaganowi i zachodnioniemieckim prawicowcom. I inne temu podobne bzdury, wówczas dość popularne w nie-komunistycznych, lewicowo-liberalnych środowiskach zachodnioberlińskich o niezdecydowanej orientacji.)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Ponadto oczywiście: <i>Mikrokosmos</i> Normana Davisa – biografia miasta od zarania dziejów po rok 2000. Spora cegiełka utrzymana w konwencji anglosaskiej <i>at it´s best</i>, stroniąca od narodowych rozrachunków i ideologicznych umniejszeń. (Aczkolwiek czytanie tego 700-stronicowego dzieła na wąskim balkonowym krzesełku bez regularnego nabawiania się przy tym skurczu łydek okazało się nie lada wyzwaniem …)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Przede wszystkim jednak: książki, które opowiadają o kruchości i przemijalności naszej egzystencji, o załamywaniu się tak zwanego „porządku społecznego” – zanim jeszcze dym przeradza się w pożogę. Jakież to szczęście i przywilej, że mogłem jeszcze osobiście poznać świadków tamtych wydarzeń …<br />
<br />
„Jestem akurat w ogrodzie,“ mówi przez telefon Renate Lasker-Harpprecht. „Tutaj, w południowej Francji upał daje się nam mocno we znaki, muszę więc dbać o kwiaty. Na szczęście telefon zawsze mam przy sobie, ale zaraz wejdę do domu, żeby mógł pan porozmawiać z Klausem…” Głos tej pani, będącej już dobrze po dziewięćdziesiątce, pełen wigoru i świeżości płynie z tych samych ust, które 16 września 1942 roku połknęły cyjanek w drodze z Dworca Głównego Breslau do budynku więzienia przy ówczesnej Graupenstraße, dzisiejszej ulicy Sądowej.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"></span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggKkQWpatLifBTqwuqBFXuH3nxi-GTyMGWIAzDbR08eHwIqKI-7toK4pE_5wHlikQbybFBovh74gvfrOYVXmv_8f2_6l2ANlo8kFHyWlZRbOy0tdaMJ3JXH5qGerGn44SYB2q50CgQ3Qo/s1600/Lasker-WallfischAnita_WahrheitErbenBC_363.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggKkQWpatLifBTqwuqBFXuH3nxi-GTyMGWIAzDbR08eHwIqKI-7toK4pE_5wHlikQbybFBovh74gvfrOYVXmv_8f2_6l2ANlo8kFHyWlZRbOy0tdaMJ3JXH5qGerGn44SYB2q50CgQ3Qo/s400/Lasker-WallfischAnita_WahrheitErbenBC_363.jpg" width="241" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Jej siostra, mieszkająca obecnie w Londynie Cellistin Anita Lasker-Wallfisch, dziś równie sędziwa, opisała to w swojej książce <i>Ihr sollt die Wahrheit erben</i> (<i>Powinniście odziedziczyć prawdę</i>). Mowa tam również o tym, jak dwie młodziutkie panny Lasker po deportacji ukochanych rodziców, nagle zdane tylko na siebie, trafiły do sierocińca przy Wallstraße, dzisiejszej ulicy Włodkowica. I o tym, jak pracę w fabryce papieru wykorzystywały do tego, by podrabiać nakazy zwolnienia dla francuskich jeńców wojennych – z powodzeniem, bo proceder ów dał wolność dziesiątkom maltretowanych.<br />
<br />
Dopóki Gestapo nie nabrała podejrzeń, a dwie dziewczyny nie powzięły brawurowej próby ucieczki z także sfałszowanymi papierami. Jednak już na Dworcu Głównym zatrzymano je. Chociaż miały przyszykowane na tę okoliczność kapsułki z cyjankiem, nie wiedziały, że podmienił je potajemnie dobry przyjaciel. Dziewczęta połknęły więc ostatecznie cukier puder, co - przynajmniej w tamtym momencie – uratowało im życie. Renate i Anita, szybko zidentyfikowane jako Żydówki, liczyły się z czymś znacznie gorszym niż więzienie. Ze swojej celi spoglądały „chyba ze sto razy dziennie na zegar na wieży”. (Mijając dziś potężny gmach przy rogu Podwala i Sądowej, nie sposób oprzeć się myślom o śmiertelnym strachu tych obu dziewcząt.)<br />
<br />
Potem, w grudniu 1943 roku, zabrano je z powrotem na dworzec. „Odjechałyśmy: kierunek WSCHÓD. Wieczorem dotarłyśmy do Auschwitz-Birkenau...“ A jednak, wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, przeżyły. Anita grała bowiem w tzw. „obozowej orkiestrze”. Jako wiolonczelistka w piekle zapewniła ochronę również Renate. Obie przeżyły kolejną deportację do Bergen-Belsen, głód i tyfus. Po wojnie Republika Francuska przyznała im za ich działalność odznaczenia państwowe. Obu udało im się dokonać cudu: <i>przeżycie</i> stało się znów normalnym <i>życiem</i>. <br />
<br />
„Chwileczkę“ mówi Renate Lasker-Harpprecht przez telefon. „Już jestem w domu i przekazuję słuchawkę Klausowi…”. Jej mąż, Klaus Harpprecht, rocznik 1927, to publicysta, autor książek, były korespondent ZDF w Waszyngtonie, wydawca, a przede wszystkim niegdysiejszy redaktor tekstów przemówień Willy’ego Brandta i jego bliski powiernik. Podobnie jak żona rozmawia ze mną głosem pełnym świeżości i ciekawości życia: „To pańskie stypendium we Wrocławiu brzmi ciekawie. Tam jest też przecież to Centrum Willy’ego Brandta, a sądząc po tym, co czytam i słyszę, jego dyrektor wykonuje naprawdę kawał świetnej roboty. Naprawdę szacun! Willy’ego na pewno by to ucieszyło.” <i>Szacun</i>, mówi mój były wydawca, który już dawno stał się dobrym dziadkiem-przyjacielem; <i>szacun</i> i <i>Willy</i>. Dżentelmen od stóp do głów, intelektualista pełen empatii. „Niech pan odwiedzi Renate i mnie tu nad morzem, lat nam wszak nie ubywa…” Są parą od ponad sześciu dekad. Cóż za ludzie, cóż za biografie!<br /><br />Tymczasem w Izraelu Tamar Cohn-Gazit pokazała mi uratowane i teraz już nawet przetłumaczone na hebrajski dzienniki swojego dziadka Willy’ego Cohna, rozstrzelanego w Kownie w listopadzie 1941 roku.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhc9sUKZhsgCbbZ1SeDD6Sfh_PxGl6oJ-1x4nZfwfUbKSAhbHjl_cqmOxEVYoRd4dVR6excLPS8l0gEK027gwaBXGXZ34h-8nKbqWmVDSzblNfal4MJAc7fO8CONnfsjW7TbJZIj6NSqyc/s1600/CohnWilly_KeinRechtNirgends1BC_460.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhc9sUKZhsgCbbZ1SeDD6Sfh_PxGl6oJ-1x4nZfwfUbKSAhbHjl_cqmOxEVYoRd4dVR6excLPS8l0gEK027gwaBXGXZ34h-8nKbqWmVDSzblNfal4MJAc7fO8CONnfsjW7TbJZIj6NSqyc/s400/CohnWilly_KeinRechtNirgends1BC_460.jpg" width="287" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"> </span> <span style="font-size: medium;">Wspomnienia tego wrocławskiego historyka czytywałem zwykle w parku pomiędzy Operą a Narodowym Forum Muzyki, w Ogrodzie Botanicznym i Japońskim. Ugruntowały moje postrzeganie tego miasta – w sposób dogłębnie poruszający, bez upiększającego, kulturalnego lukru. Bo to, co istnieje, wcale przecież nie musi trwać. Uprzejmość i korowody są wszak jedynie cieniutką warstwą pokostu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Stylistycznie najbardziej przekonująco opisał to chyba (i tutaj zamyka się krąg, bo odkrycie tej książki zawdzięczam również fragmentowi w literackim przewodniku Roswithy Schieb) filozof Günther Anders w <i>Besuch im Hades. Auschwitz und Breslau 1966</i> (<i>Wizyta w Hadesie. Auschwitz i Wrocław 1966</i>.)</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHQyW6p_i8VHkrx2no7bzp3IGgKsZ79qJshsustYf59czMGZ5l61Zmhr0-P-K5l_Au0lGlY9vgjWGWmlXXWx-bMZ5tDcsDFegPOWr3eiEZvEN1AuDkISH1lnBbLdnOVGaOrrpEpxjR620/s1600/AndersGuenther_BesuchHadesBC_316.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjHQyW6p_i8VHkrx2no7bzp3IGgKsZ79qJshsustYf59czMGZ5l61Zmhr0-P-K5l_Au0lGlY9vgjWGWmlXXWx-bMZ5tDcsDFegPOWr3eiEZvEN1AuDkISH1lnBbLdnOVGaOrrpEpxjR620/s400/AndersGuenther_BesuchHadesBC_316.jpg" width="281" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"></span></div>
<span style="font-size: medium;"> </span> <span style="font-size: medium;">Günther Stern wyemigrował z nazistowskich Niemiec w 1933 roku, przyjął potem nazwisko „Anders“ (dosł. „Inny” – przyp. tłum.). Był przez pewien czas mężem Hannah Arendt i jednym z najważniejszych myślicieli tamtych czasów. W 1966 roku przyjechał do polskiego Wrocławia, pełen wspomnień o spokojnym, ufnym dzieciństwie: przyszedł bowiem na świat w cesarskim Breslau, gdzie wszystko zdawało się być tak stabilne i poukładane.<br />
<br />
Książkę zapełniłem w międzyczasie notatkami, bo cytować można by z niej bez końca. Te wszystkie precyzyjne spostrzeżenia wyrażone językiem tak cudownie bogatym w niuanse. Zupełnie, jakby zmartwychwstał Marcel Proust, aczkolwiek bogatszy o świadomość polityczną, historyczno-filozoficzną refleksję i zdolność do wyrazistej diagnozy współczesności. Karuzela, a zarazem palimpsest tamtych czasów – 1902, 1933, 1966 – czytany teraz, u schyłku lata 2016, a pomimo to nie przyprawiający o zawrót głowy, tylko dający jasność: Dzisiejsza współczesność już w momencie jej opisywania jest przeszłością – a przyszłość wcale nie jest gwarantem zachowania pokoju.<br />
<br />
Breslau/Wrocław i tego rodzaju książki: Nieocenione lekcje, przed którymi nie wolno się wzbraniać.</span></div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-46435044477376616242016-09-07T18:28:00.000+02:002016-09-09T12:57:42.397+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Pan Orski nie daje za wygraną: O cenzurze, nikczemności uprzejmych oportunistów – oraz o wytrwałości poetów i intelektualistów. <br />
Z wizytą w redakcji legendarnego miesięcznika literackiego ODRA<br />
</b></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"> </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghlzrf6p61YUHa9zZa-tCPDwi_8QntkcLO9sHIBNI2a06ArWWQAqLFz4E4M1975gcrpyHb1twNSgZX1U0rZQ4dvRchm2m740dtJFeK_aERRwypJwme93da1oR5Ae6naFCiyvPPV4V731c/s1600/israel+august+breslau+september+2016+007.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghlzrf6p61YUHa9zZa-tCPDwi_8QntkcLO9sHIBNI2a06ArWWQAqLFz4E4M1975gcrpyHb1twNSgZX1U0rZQ4dvRchm2m740dtJFeK_aERRwypJwme93da1oR5Ae6naFCiyvPPV4V731c/s400/israel+august+breslau+september+2016+007.JPG" width="300" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">
</span> <span style="font-size: medium;">„Cenzura,“ mówi urodzony we Lwowie Mieczysław Orski, rocznik’43, opoka i redaktor naczelny legendarnego miesięcznika literackiego ODRA, „to wbrew wszelkim romantyczno-demonicznym wyobrażeniom wcale nie inkwizytorska nawałnica, tylko raczej drobna mżawka oportunizmu i służalczego posłuszeństwa. Kłamstwo pomieszane z prawdą, perswazja i zmyślanie: <i>To ważny tekst, ale dziś tak ciężko z papierem… Niestety kolega odpowiedzialny za to był na urlopie, a tymczasem Pański artykuł się zdezaktualizował… Ależ oczywiście, wydrukowaliśmy ten wiersz, tylko ze względów zecerskich musieliśmy przesunąć go na ostatnie strony.</i> Jeżeli ci rodacy, których kariera budowana jest w oparciu o pracowitość, cichość i rzetelność, mają doskonałe wyczucie, to wtedy unikają podpadania przełożonym, akceptują wszelkie decyzje, zawsze uprzejmie się uśmiechają. I o ironio: często ci ludzie <i>faktycznie są</i> całkiem mili, w całej swojej przeciętności w pełni poukładani i spolegliwi. Dopóki nie przyjdzie sygnał od kogoś z góry – wtedy w całej swej <i>uprzejmej</i> nikczemności znowu się płaszczą.</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Mówi pan Orski – pedantycznie przyczesane szpakowate włosy, nienagannie wyprasowana koszula z krótkim rękawem. Opowiada o swoich doświadczeniach w komunistycznej Polsce (gdzie do 1989 roku obserwowany był Argusowym okiem). O obecnym rządzie PiS (który również nie darzy miesięcznika zbyt wielką sympatią). I nawet o organizatorach wydarzeń w obecnej Stolicy Kultury, którzy tego lata wprawdzie zdołali wyprawić kosztowne, a zarazem groteskowe uroczystości z okazji obchodów Światowej Stolicy Książki UNESCO, ale zupełnie zignorowali istniejące już od 1961 roku (sic!) czasopismo literackie ODRA.</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSh-Pjkehyphenhyphen-Y4xKlpoFXR29RDMrQ9Uat9qv4ON1DBx62Qq4PlUwFE-oCyz-yq1aTW6wysWpmAL59tq8bon8voLxCAGkZzly-24cYow3OcOSiO1MXEXycNvfZt05YYJxX-bhyUq_JKWS2I/s1600/israel+august+breslau+september+2016+010.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSh-Pjkehyphenhyphen-Y4xKlpoFXR29RDMrQ9Uat9qv4ON1DBx62Qq4PlUwFE-oCyz-yq1aTW6wysWpmAL59tq8bon8voLxCAGkZzly-24cYow3OcOSiO1MXEXycNvfZt05YYJxX-bhyUq_JKWS2I/s400/israel+august+breslau+september+2016+010.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Wątki wzajemnie się przenikają, bo i charaktery w poszczególnych centrach dowodzenia są do siebie podobne (w przeciwnym razie by tam nie trafiły). Ale tym bardziej zasadnicze znaczenie ma fakt, że pan Orski nie miota jadowitymi tyradami, tylko z nutką szlachetnej pogardy subtelnie portretuje biotop znany także i mnie: zarówno z NRD, jak i z Zachodu. (A przy tym można niemal odnieść wrażenie, że słowami tego erudyty i doświadczonego redaktora nie kieruje moralna furia, lecz radość skrupulatnego, szczegółowego opowiadania. Chciało by się wręcz rzec: Spójrzcie tylko, wy wszyscy cisi albo głośni spece od projektów, wy bezwstydni łowcy subwencji i szare eminencje – dorwaliście na chwilkę maleńki skrawek władzy, ale to my posiedliśmy naszą umiejętność precyzyjnego opisywania Waszych poczynań i bytu, i to ona jest wieczna, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Arogancja intelektualistów? Jeżeli nawet – <i>why not</i>?)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">W kamieniczce na Rynku tuż przy zacisznym zaułku Przejścia Garncarskiego nie panuje w każdym razie mrukliwe oburzenie tylko raczej pogodna krzątanina – tak jak zawsze – bo oto kolejny numer miesięcznika musi zostać dopięty na czas. ODRA, stylem i klimatem przypominająca niemiecki „Merkur</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span>, ukazuje się w nakładzie 2000 egzemplarzy (co stanowi pokaźny nakład jak na czasopismo literackie docierające także do wielu tak zwanych „multiplikatorów</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span>). ODRA finansowana jest przez „Instytut Książki</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span>, który od niedawna ma nowego dyrektora – powołanego przez polskie ministerstwo kultury …</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Na widok moich wysoko uniesionych brwi pan Orski mówi: „Nie, w tej chwili panuje spokój. Póki co nie ma cięć dotacji, nikt jeszcze nie wtrąca się do tekstów. Ale już sam fakt, że po raz pierwszy od 1989 roku muszę to podkreślać …</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span></span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtalFKR8QOdleqoRJiefPJXepGJD3H7fpArn-6fVAfNI4vdQLKAsByMS-BhYbJiqiSVsBdJxMv1PdfOJxKOOVo40oNoK9o_B5oiFS1sTYJfyINuJQOz8axTJcSrQ8tmPTXptMYk9hlOl8/s1600/israel+august+breslau+september+2016+008.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtalFKR8QOdleqoRJiefPJXepGJD3H7fpArn-6fVAfNI4vdQLKAsByMS-BhYbJiqiSVsBdJxMv1PdfOJxKOOVo40oNoK9o_B5oiFS1sTYJfyINuJQOz8axTJcSrQ8tmPTXptMYk9hlOl8/s400/israel+august+breslau+september+2016+008.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">To rzeczywiście sygnał ostrzegawczy. Chociaż z drugiej strony: Na ODRZE, która w komunistycznej Polsce nie była ani czasopismem drugiego obiegu, ani organem partyjnym, już ówcześni oficjele łamali sobie zęby. Wymuszane zmiany redaktorów naczelnych, tymczasowe zamknięcie wydawnictwa podczas stanu wojennego, a potem nawet narzucony szef z kręgów wojskowych: „Ale akurat on bardzo się cieszył, że nareszcie wyrwał się spomiędzy mundurów i mógł pracować w naszym pokoiku pełnym książek i manuskryptów! Inny, bardziej stanowczy i surowy, wytrzymał w redakcji ODRY zaledwie parę dni – potem dostał ataku serca i wyemigrował, że tak powiem, na tamten świat.</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Mówiąc o tym wszystkim, pan Orski ani nie uderza w gromki śmiech, ani nie stroi efektownych min, ani też nie sięga po papierosy: Nie, <i>nie jest</i> z pewnością typowym przedstawicielem bohemy i, gdyby nie wiedziało się o jego kilkudziesięcioletniej służbie wolności słowa, można by go zgoła uznać za biurokratę. (Kolejny żywy dowód na to, że opinię o człowieku najlepiej kształtować <i>po</i> dłuższym spotkaniu, a nigdy na podstawie pierwszego wrażenia, które może mylić.) Także o tym, że w ODRZE mogły ukazywać się wiersze Adama Zagajewskiego, mimo że poeta ten od dawna przebywał w Paryżu na emigracji, Mieczysław Orski opowiada w swoim schludnym gabinecie spokojnie, bez jakiejkolwiek nuty teatralnej sensacji. (Jakiż to kontrast w zestawieniu z owymi na wpół upaństwowionymi intelektualistami NRD, którzy jeszcze dziś, przeszedłszy już w starczy bełkot, brylują z dumą o tym, jak to kiedyś troszeczkę pomagali kolegom w niełasce i przechytrzali partię – w rzeczywistości albo tylko we wspomnieniach.)</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;"></span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHTshKSCF_C5NdcgtHhzRZfj7sUWrrzwNJuy8m9mAcycnjnS7-UHR46_n2osJMHmcJiOuWcVSnZ21ntIfhTKhMufcrSsDG91KWnB75-iuuOYB3MJRCzBZZgXsciRezMqrF0mFtynE8QWo/s1600/israel+august+breslau+september+2016+009.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHTshKSCF_C5NdcgtHhzRZfj7sUWrrzwNJuy8m9mAcycnjnS7-UHR46_n2osJMHmcJiOuWcVSnZ21ntIfhTKhMufcrSsDG91KWnB75-iuuOYB3MJRCzBZZgXsciRezMqrF0mFtynE8QWo/s400/israel+august+breslau+september+2016+009.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„Nie chcę pana zanudzać szczegółami, ale faktem jest, że wiele z tego, co nie mogło się ukazać w Warszawie, było drukowane tu we Wrocławiu i to <i>zupełnie legalnie</i>: teksty Hanny Krall i Andrzeja Szczypiorskiego, Stanisława Lema i Ryszarda Kapuścińskiego. W życiu nie powiedziałbym jednak, że byliśmy tu jakoś szczególnie odważni, albo że bezpieka interesowała się nami tak jak miesięcznikiem KULTURA, wydawanym w podparyskim Maisons-Laffitte.</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">À propos: Gdy pod koniec lat dziewięćdziesiątych tam właśnie spotkałem sędziwych, aczkolwiek wciąż tak młodych duchem wydawców KULTURY: dostojnego Jerzego Giedroycia i wspaniałą Zofię Hertz – te wiekowe oblicza naznaczone kartografią minionego stulecia – w ich gabinecie panowała wciąż ta sama atmosfera: skoncentrowana, a zarazem swobodna powaga pracy, pozyskiwanie tekstów, pisanie, redagowanie, rozważanie tytułów i śródtytułów … (Egzystencjalna energia takich spotkań zniewala: Nic dziwnego, że od tamtej pory trudno jest tuszować własne poczucie przesytu <i>resztą</i> - ową miernotą oportunizmu, którą Mieczysław Orski tak trafnie opisał na początku rozmowy.)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<span style="font-size: medium;">
</span> <span style="font-size: medium;">I nagle pojawia się – zaanonsowana szeptami w przedsionku redakcji – jeszcze jedna współzałożycielka ODRY, która do dziś działa w jej zespole: Urszula Kozioł, poetka, rocznik’31, przy swojej suwerenno-ironicznej witalności mniej więcej o całe życie młodsza od tych wszystkich pseudo-wyluzowanych damulek od PR-u, które nie raz napotykałem w tym mieście. Urszula Kozioł wysmakowaną, a zarazem w sympatyczny sposób <i>un petit peu</i> staroświecką francuszczyzną chwali niemieckich tłumaczy swoich wierszy, tymczasem ja natychmiast przypominam sobie jeden z jej utworów, gdzie pisze o tym, że dobrych manier nie ma i nie chce ich mieć, bo wystarczy, że wpędzą ją do grobu.</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHU3XMIjgKAPW1XXfQBr02wLAuuf_gkB3AlSCqio3DeiKKtY4JVf96NGc9PQWUuoAYEXRUyGsgnSZV1FwstJzv_MVMW0JwNXfXzHrG9RGvWBQ-I4N6PCKb0B5QPq4YO0FEpPNXhhlNp8g/s1600/israel+august+breslau+september+2016+005.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhHU3XMIjgKAPW1XXfQBr02wLAuuf_gkB3AlSCqio3DeiKKtY4JVf96NGc9PQWUuoAYEXRUyGsgnSZV1FwstJzv_MVMW0JwNXfXzHrG9RGvWBQ-I4N6PCKb0B5QPq4YO0FEpPNXhhlNp8g/s400/israel+august+breslau+september+2016+005.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Poczciwa starsza pani również nie sprawia wrażenia ospałej koryfejki bohemy. Podobnie jak u pana Orskiego odrzucenie „dobrych manier</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> dotyczy najwyraźniej tylko rutynowego <i>small talku</i> oportunistów. „Niech pan mnie odwiedzi</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span>, mówi pani Kozioł na pożegnanie. „Nawet jeśli przez to nie pójdzie pan na jedną z tych oficjalnych kolacji.</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> „Ja i tak na takowe nie chadzam …</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> <i>„Bien, ce n´est pas une surprise, jeune homme.</i></span><span style="font-size: medium;"><i><span style="font-size: medium;">“</span></i> </span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">W takich oto nastrojach żegnamy się, zbiegam po schodach i wychodzę na skąpany w słońcu Rynek. Mam w dłoni najnowszy egzemplarz ODRY, upominek od pana Orskiego. Eseje, których tytuły przynajmniej intuicyjnie pozwalają mi odgadywać krytyczne refleksje na temat obecnego rządu, utwory poetów młodego pokolenia, a potem …to małe czarno-białe zdjęcie. Lata sześćdziesiąte, rzeka (Odra albo Wisła?), oparta o poręcz kobieta w mini i z wytapirowaną fryzurą, przed nią zaś mężczyzna, mniej więcej rówieśnik – klęczący w żartobliwej pozie, z rękoma splecionymi na piersi. Podpis informuje, o kogo chodzi: Urszula Kozioł adorowana przez Zbigniewa Herberta. Czar i siła przetrwania, niepokorność, dywersja ducha i poezji – wbrew wszelkim przeciwnościom. Na zawsze, wbrew logice wszelkich złotoustych reżimów, małostkowych komisji, ministerstw i biur. Ponadczasowa, silniejsza niż jakakolwiek przeszkoda: Wolność Słowa. <i>Pour toujours. For ever</i>. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"> </span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgl4vcSd5g-YOIeDzUni-83_Fcfb8cmazCTAY4f4l76GECgpc5S0qGq0CHAn4qSA1SNTZE-S6SYX8CjJq062wKVbEURc2Brdhxydyh5O5cKoMM6BZqvhd3qDiimrEdfky0l7NCsqquSeII/s1600/israel+august+breslau+september+2016+004.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgl4vcSd5g-YOIeDzUni-83_Fcfb8cmazCTAY4f4l76GECgpc5S0qGq0CHAn4qSA1SNTZE-S6SYX8CjJq062wKVbEURc2Brdhxydyh5O5cKoMM6BZqvhd3qDiimrEdfky0l7NCsqquSeII/s400/israel+august+breslau+september+2016+004.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-17744926416972978122016-09-04T19:00:00.000+02:002016-09-07T16:22:15.541+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Dziewięć wieczorów pamięci i teraźniejszości: <br />
Dworzec Świebodzki scenerią sztuki w pełnym wymiarze<br />
</b> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<span style="font-size: medium;">
Portal zwieńczony neonem, który jaśnieje także w nocy: Wrocław Świebodzki. Widzi się jednak tylko tyle, ile się wie. A nawet i wtedy… Trudno sobie wyobrazić, że ta pokaźna brama oflankowana z obu stron zwartą zabudową była niegdyś jedną z najważniejszych stacji kolejowych Breslau – wybudowanym w połowie XIX wieku dworcem, zwanym wówczas Freiburger Bahnhof. Teren ten, dziś w dużej mierze niewykorzystany i świecący pustkami, bywał świadkiem licznych tragedii i kolebką ostrożnych nadziei. Stąd bowiem po zakończeniu wojny w 1945 roku deportowani byli na Zachód niemieccy wysiedleńcy, tutaj też przyjeżdżali nowi, polscy osadnicy. I jedni, i drudzy byli tylko pionkami na szachownicy (światowej) polityki.</span><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhzippcFbum8zSiZFm0M_gWX3AJPUn0Mq90yaE_XmJ-j89EoeHY3Bj-si7KOST3bHR6_5X8T3N8tfSXIVli-wShM54KivY7Q3EYBOzCAWb5fAmG-oDArElDuzQ0F8cFtnUA82lltAU-DA/s1600/israel+august+breslau+september+2016+014.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhhzippcFbum8zSiZFm0M_gWX3AJPUn0Mq90yaE_XmJ-j89EoeHY3Bj-si7KOST3bHR6_5X8T3N8tfSXIVli-wShM54KivY7Q3EYBOzCAWb5fAmG-oDArElDuzQ0F8cFtnUA82lltAU-DA/s400/israel+august+breslau+september+2016+014.JPG" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvPazJNaYQTIEDFoLOIaUZfzM21d6JquySy0nUSkx6-AX-kXTJ16e2009wFyynpvNW6hWUv7g9D6quU0gdWWVZbv85-jTdF1FcOH3t6-HnaKlwYxw4fDZog8MgZ5PNPZk79GemxA7qZzM/s1600/israel+august+breslau+september+2016+015.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvPazJNaYQTIEDFoLOIaUZfzM21d6JquySy0nUSkx6-AX-kXTJ16e2009wFyynpvNW6hWUv7g9D6quU0gdWWVZbv85-jTdF1FcOH3t6-HnaKlwYxw4fDZog8MgZ5PNPZk79GemxA7qZzM/s400/israel+august+breslau+september+2016+015.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">Przed pójściem na premierę towarzyszyły mi różne, całkiem realne obawy: Jak realizatorzy spektaklu zdołają na dziewięć wieczorów wskrzesić takie miejsce, nie popadając zarazem w dydaktyczno-moralizatorską manierę? I – czy to miejsce, tak brzemienne losami, nie zmieni się aby w scenerię ambitno-górnolotnych „instalacji”, które w naszych czasach stają się swoistą rutyną kultury europejskiej?</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Moje obawy okazały się jednak bezpodstawne, bo to, co zaczęło się tam w ostatni dzień sierpnia o godzinie 17.00 i dobiegnie końca 10 września, okazało się najlepszym połączeniem dwóch światów: Estetyki i polityki. Historii i teraźniejszości. Zaangażowania i innowacji artystycznej. I wreszcie: buntu <i>i</i> bezpretensjonalności.</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">
Cóż takiego możemy tam obejrzeć? Na początek – karykatury zwisające spod sklepienia holu. Może początkowo nie wszystkie naprawdę udane, ale zaraz potem: jedna dywersyjna perełka po drugiej: w kuluarach hali dworcowej przekształconej w scenę wiszą mianowicie wyborne gagi polskiego rysownika Marka Raczkowskiego. I któż tu się znienacka pojawia – po krótkiej obserwacji moich bezskuteczny prób odszyfrowania tekstów na karykaturach? Polskie czytelniczki mojego blogu! Fanki – zwłaszcza owego krytycznego monologu „prosto z mostu”, którym – jak mnie po cichu zapewniają, śmiejąc się wesoło – najprawdopodobniej nie przysporzyłem sobie nowych przyjaciół w tutejszych instytucjach… Obydwie są absolutnie dwujęzyczne i teraz z zaciekawieniem czekają na to, jak moja tłumaczka przełożyła tamten niecenzuralny monolog przy kieliszku. Nie wątpią, że pani Słabicka i z tym tekstem poradziła sobie po mistrzowsku. Tylko dlaczego – i tu nam wszystkim nasuwa się to samo przekorne pytanie – dlaczego akurat przy tym tekście proces instalowania go na polskiej stronie blogu trwa aż tak długo? Czyżby Polacy nie mieli czytać tego wszystkiego, co czytają Niemcy? Ależ skąd, to byłoby przecież jakieś zupełnie absurdalne podejrzenie o cenzurę, jakaś paranoja – nieprawdaż? Zaraz potem jednak skupiamy się na spontanicznych tłumaczeniach karykatur Raczkowskiego!</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-QsmSUcldnxArmH63QjhLAMvSBWPYOvQOx6CfsoMv9Bp4TBQjgEWtJ7nyo51CjprzxnK2WCrzPYrTCbYnlXgDnF_IaB6fKtcyruiFK6e7amYS_6fN_rhHQb4Ap158WiCSoK4NvfG7Dec/s1600/israel+august+breslau+september+2016+024.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj-QsmSUcldnxArmH63QjhLAMvSBWPYOvQOx6CfsoMv9Bp4TBQjgEWtJ7nyo51CjprzxnK2WCrzPYrTCbYnlXgDnF_IaB6fKtcyruiFK6e7amYS_6fN_rhHQb4Ap158WiCSoK4NvfG7Dec/s400/israel+august+breslau+september+2016+024.JPG" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEib_U9QpySYYP8nhubC5-uF3OlxJeDoti-m5vwAgubz4D8EWFhhlBu1uOuhxbsnjPtvbXyBWd2tfkRqRuvS7KDgWJwvCOA_EXFspLve8BxRFHHyPf3jKJ9uF0TbKsRsj9i7VRawmlFEF6A/s1600/israel+august+breslau+september+2016+023.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEib_U9QpySYYP8nhubC5-uF3OlxJeDoti-m5vwAgubz4D8EWFhhlBu1uOuhxbsnjPtvbXyBWd2tfkRqRuvS7KDgWJwvCOA_EXFspLve8BxRFHHyPf3jKJ9uF0TbKsRsj9i7VRawmlFEF6A/s400/israel+august+breslau+september+2016+023.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">„O tutaj, niech pan popatrzy: dwóch Bawarczyków przy piwie: <i>Pojechałbym do Polski wykupić ziemię, ale boję się, że w tym czasie jakiś Polak zajmie mi moje miejsce pracy.</i>” A zaraz potem jeszcze coś ostrzejszego: inauguracyjna wizyta czterech wojskowych NATO w „nowej” Polsce pod rządami PiS. W kontekście rozporządzenia o wieloetniczności jeden z tubylców szepcze: <i>Dobrze, że chociaż jeden jest biały</i>, co jego kolega kwituje krótko: <i>To Niemiec!</i> Ha ha ha …</span></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<br />
<span style="font-size: medium;">Niemcem jest też – mimo francuskiego nazwiska – reżyser Stephan Stroux, który opracował koncepcję tej zręcznej mozaiki koncertów, ekspozycji, prezentacji prozy, instalacji świetlnych i teatru w plenerze. Przed rozpoczęciem pierwszego koncertu stoi skromnie, trzymając w dłoni butelkę wody mineralnej, i przypomina o bezdomności jednostki niesionej przez nurty historii i ideologii. Mówi o tym, jak te nurty porywają albo wciągają ludzi w służbie tej czy innej „sprawy”. Ten, kto zna zwyczajowe przemówienia „politycznie świadomych” artystów niemieckich, zwłaszcza zaś ich skłonność do bezkrytyczności wobec samych siebie, może tego wieczoru odetchnąć z ulgą: Stroux mówi po angielsku bez teutońskiego akcentu, unikając retorycznych frazesów i emocjonalnych wyciskaczy łez. Cały projekt przedstawia zwięźle i tylko krótko nadmienia, że dzisiaj pojawią tu też koledzy z Teatru Polskiego z szyldami protestacyjnymi przeciwko nowemu, narzuconemu odgórnie dyrektorowi, gwiazdorowi oper mydlanych związanemu z kręgami rządowymi. (Czego Stephan Stroux wcale tak szczegółowo do mikrofonu nie mówi, ale o czym opowiadają sami aktorzy w antraktach spektaklu – prosząc, abym na blogu wspomniał o ich proteście.)</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4B72eRB2R6EV70Dn16au4wV_1yFsbHbqWzZh8pyKHmwEZzZeJahOT3-Mh7uWlgOCgPcR22EcO0i9tDcRf9YEW28tRuGVj6joQjEffEb9vEckYKlBrPj0pSHMXI2H5O1rP1mR_Yipo1yQ/s1600/israel+august+breslau+september+2016+030.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh4B72eRB2R6EV70Dn16au4wV_1yFsbHbqWzZh8pyKHmwEZzZeJahOT3-Mh7uWlgOCgPcR22EcO0i9tDcRf9YEW28tRuGVj6joQjEffEb9vEckYKlBrPj0pSHMXI2H5O1rP1mR_Yipo1yQ/s400/israel+august+breslau+september+2016+030.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Potem: pierwszy koncert. Urokliwy, poruszający korowód chrześcijańskich pieśni <i>a capella</i> (pięć wspaniałych młodych głosów z Teatru Zar), pieśni <i>jiddisch</i> w wykonaniu Bente Kahan i wreszcie porywający całą publiczność taniec suficki Ibrahima Mahmouda, Egipcjanina mieszkającego od siedmiu lat w Jeleniej Górze. (W przerwie spektaklu dochodzi jeszcze jedna informacja, poniekąd aktualizacja statusu ponadnarodowej i ponadreligijnej wolności artystycznej: Do udziału w przedstawieniu zaproszony był początkowo artysta turecki, reżim Erdogana odmówił mu jednak wydania paszportu. Rzeczywistość lata 2016.) Sztuka, która nie usypia, tylko porusza: <i>Das Schtedl brennt (Sztetl płonie)</i>, śpiewa Bente Kahan wibrującym głosem, który przenosi słuchaczy w inny wymiar. Wszak to nie tylko – i ta refleksja akurat teraz, tutaj we Wrocławiu – rosyjscy Kozacy czy też polscy, litewscy bądź ukraińscy chłopi wielokrotnie na przestrzeni wieków palili żydowskie sztetle, lecz także… Także tamci niemieccy mieszkańcy Breslau, którzy wstąpiwszy do SS lub do Wehrmachtu, mieli swój wkład w próbę unicestwienia całego narodu żydowskiego.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9hI4uY8F3QIbFOIAublTNedOBHUWPyor-I2lhjkgxQD1tWPBktyfUFh36g-snLuqePfPhUqqtbbApgz5BVpdyXOAjRkLDZLczT2hdH48lK3xH72OjjgAWQSLBtI7StGOTZ446U5Ba4Jw/s1600/israel+august+breslau+september+2016+025.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg9hI4uY8F3QIbFOIAublTNedOBHUWPyor-I2lhjkgxQD1tWPBktyfUFh36g-snLuqePfPhUqqtbbApgz5BVpdyXOAjRkLDZLczT2hdH48lK3xH72OjjgAWQSLBtI7StGOTZ446U5Ba4Jw/s400/israel+august+breslau+september+2016+025.JPG" width="300" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">A teraz: Ta pieśń, pełna bólu i zarazem siły przetrwania naocznych świadków! Na koniec zaś taniec Ibrahima Mahmouda – wirowanie materii i ciała, i wzniesione w modlitewnym geście ręce sygnalizujące nie poddanie, tylko wdzięczność! (Ogromne brawa. I wkrótce potem – jakże zabawna obserwacja – te wszystkie tęskne spojrzenia polskich kobiet, które na widok czarującego artysty, odzianego teraz w zachodni ubiór, przypominają sobie, jakim niedosytem dla zmysłów jest konieczność przebywania w otoczeniu etnicznie homogenicznym – w przeciwieństwie do życia w środowisku mieszanym.)</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFIMIf5oynzIlDBStx1xXC4HYwN7_z5lxnjV-ehKQwj_-PHPgJ0SsUWY9gNM11_BIiR1ax9ofFLpBHq7fbwj25UgAgmAqM_NdpHVVEDKf4UFYRnHf1XGU8HH-61lqkQ_ladjl8SDizCbw/s1600/israel+august+breslau+september+2016+029.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFIMIf5oynzIlDBStx1xXC4HYwN7_z5lxnjV-ehKQwj_-PHPgJ0SsUWY9gNM11_BIiR1ax9ofFLpBHq7fbwj25UgAgmAqM_NdpHVVEDKf4UFYRnHf1XGU8HH-61lqkQ_ladjl8SDizCbw/s400/israel+august+breslau+september+2016+029.JPG" width="300" /></a></div>
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Tymczasem na zewnątrz zapadł już zmierzch, przechodzimy razem obok ekranów, które w kolejnej hali dworca dają świadectwo losów współczesnych uchodźców: bezimienne miejsca i przymusowa migracja – w śródziemnomorskich portach, na węgierskich i chorwackich dworcach, na niemieckich parkingach autokarowych.</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
</div>
<span style="font-size: medium;">Wreszcie zaś na zewnątrz, pośród zarośniętych trawą torów: sztucznie naniesiony piach. Nie ma on nic wspólnego z uciechami plaży – jest natomiast wspomnieniem miejsc, z których pochodzą dzisiejsi uchodźcy – owi uchodźcy, których „u nas” nie życzy sobie ani niemiecka AfD, ani polski PiS. W małym zamku z piasku tkwi napis „Festung Breslau”, bawią się w nim romskie dzieci, w międzyczasie rozpoczęła się już bowiem – ku ponownemu zaskoczeniu raczącej się winem i przekąskami publiczności – ostatnia część wieczoru: pod tytułem <i>Don’t be so sure that you are legal</i>: I znowu raczej ferment zmysłów niż bezbarwna sztuka dla sztuki.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvpH3AJpXbtBRcFFeIGSU1lESG5YGsML5Ip-9SR3Sv0oXCwxCAlwlxyKWpU-Pu4qTMlB160SLB-lisqHW3rJf3ilGFFNXdA6oRIRIU7IHCfuQd1Lq4HxnBp03YOPj9-gBGOsKoIXhn11A/s1600/israel+august+breslau+september+2016+032.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvpH3AJpXbtBRcFFeIGSU1lESG5YGsML5Ip-9SR3Sv0oXCwxCAlwlxyKWpU-Pu4qTMlB160SLB-lisqHW3rJf3ilGFFNXdA6oRIRIU7IHCfuQd1Lq4HxnBp03YOPj9-gBGOsKoIXhn11A/s400/israel+august+breslau+september+2016+032.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">Uciekający/ wypędzeni/ przybysze wyświetlani na ścianach wnętrz dawnego dworca. Ci niegdysiejsi w beretach, z kartonowymi walizkami, a tuż obok ci współcześni. Przemarsz płonącego serca, przypominający orszak inkwizycyjny, nie od razu w pełni zrozumiały, nabiera dopiero sensu w trakcie następującego po nim „dialogu ponad torami”: Ludzie toczą spór na temat „tożsamości”, propagując lub odpierając nacjonalistyczne chimery. I wciąż jeszcze, do samego końca: ani śladu owej politycznej poprawności i taniego oburzenia, które przy białym winie mogłoby natrafić na jakże podatny grunt. Nic z tych rzeczy – w widowisku, którego kontynuacja potrwa do 10 września. Czekają nas zatem kolejne przedstawienia, koncerty i prezentacje prozy – na potrzeby tego projektu pisarze Olga Tokarczuk i Matthias Göritz napisali wszak specjalne teksty.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxGyy3sdWWWiadXPNdusfHNNjEuLNsEqVGed1bTKOOy5ck1FpkEAOKjLoA4cTSMmF99v-aG3BTVrMT2OzPQGPYiQVUb9hWVis148KcdXCMGo_DOrMz7XCb6sQx6XOUS8yoLGyHbEY4BD8/s1600/israel+august+breslau+september+2016+037.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxGyy3sdWWWiadXPNdusfHNNjEuLNsEqVGed1bTKOOy5ck1FpkEAOKjLoA4cTSMmF99v-aG3BTVrMT2OzPQGPYiQVUb9hWVis148KcdXCMGo_DOrMz7XCb6sQx6XOUS8yoLGyHbEY4BD8/s400/israel+august+breslau+september+2016+037.JPG" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMzUKtlZgBcKRSMB11pR757gJvwPN4KbnS99y2SjSX7vriLtfOWzOo17Cd0m1EutreqP_xTz0RqsV_lAVCfoWkkIOSfVUnYfnnXDFixyExqGQCdK1RAg0lA_zpabqv3620B8mH7ptFBI4/s1600/israel+august+breslau+september+2016+033.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMzUKtlZgBcKRSMB11pR757gJvwPN4KbnS99y2SjSX7vriLtfOWzOo17Cd0m1EutreqP_xTz0RqsV_lAVCfoWkkIOSfVUnYfnnXDFixyExqGQCdK1RAg0lA_zpabqv3620B8mH7ptFBI4/s400/israel+august+breslau+september+2016+033.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">Temu pełnemu energii magicznemu spektaklowi na Dworcu Świebodzkim pozostaje życzyć, by obejrzało go jak najwięcej widzów.</span><br />
<div style="text-align: justify;">
</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUfU9Ik2A0FNv_5jw-b-UWoay1tbOjj-55ifYQxHAe5JYPJGk67TiUewGQDEcXSZLfsp48xkZHA-_tdx-r56dC5t0EzN5qxcnRCteC21CdHzH_Pohx3g2yvzOax-uhD4wRXNkJkr6-_3M/s1600/israel+august+breslau+september+2016+017.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUfU9Ik2A0FNv_5jw-b-UWoay1tbOjj-55ifYQxHAe5JYPJGk67TiUewGQDEcXSZLfsp48xkZHA-_tdx-r56dC5t0EzN5qxcnRCteC21CdHzH_Pohx3g2yvzOax-uhD4wRXNkJkr6-_3M/s400/israel+august+breslau+september+2016+017.JPG" width="300" /></a></div>
<br />
<br />Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-57527033083279857562016-09-03T01:55:00.000+02:002016-09-07T16:04:49.413+02:00<span style="font-size: medium;"><b> </b> <b>Okiem sąsiada – po obu stronach Odry</b></span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Wow, to naprawdę błyskawiczna reakcja: Tuż po opublikowaniu przez <i>Die Welt</i> mojego krytycznego eseju o tym, jak Polska postrzegana jest w Niemczech, ukazało się już także polskie resume. Pozostaje nadzieja, że moje ostatnie wpisy na blogu przełożone przez moją świetną tłumaczkę (niemal) równie szybko pojawią się na polskiej stronie mojego blogu ;))</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;"><a href="http://www.welt.de/debatte/kommentare/article157924673/Was-die-Polen-aus-Deutschland-nicht-hoeren-wollen.html" target="_blank">Was die Polen aus Deutschland nicht hören wollen</a><br />
welt.de, 01.09.2016</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;"><a href="http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Niemiecki-pisarz-Marko-Martin-apeluje-do-rodakow-by-nie-pouczac-Polakow,wid,18490737,wiadomosc.html?ticaid=117a91" target="_blank">Niemiecki pisarz Marko Martin apeluje do rodaków, by nie pouczać Polaków</a><br />
wiadomosci.wp.pl, 02.09.2016</span>Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-82500676513131318912016-08-31T21:53:00.000+02:002016-09-05T13:53:56.574+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Świadkowie Jehowy w samo południe. Wspomnienie szczęśliwego dzieciństwa</b></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />Narożnik skrzyżowania Świdnickiej z Piłsudskiego: uliczny zgiełk, turkot tramwajów, pisk opon, zagonieni przechodnie, niesiony wiatrem chodnikowy kurz. Przechodzę tamtędy właściwie tylko po to, by czasem zjeść lunch w przytulnej, schludnej restauracji z bogatym bufetem, gdzie nie brakuje ani polskich sałat, ani azjatyckich dań z grilla. Gdy potem, w drodze powrotnej znów przecinam Świdnicką, na skraju miniaturowego skwerku stoi jak zwykle grupka ludzi ubranych na wzruszająco staroświecką modłę lat osiemdziesiątych. Pędzący obok tłum obdarza ich co najwyżej niewidzącymi spojrzeniami, tymczasem oni odpowiadają mu uprzejmym uśmiechem i zachęcają do przejrzenia czasopism ustawionych na specjalnym stojaku: Patrzcie, oto dobra nowina! Nie rozumiem polskich tytułów, ale od razu wiem, o co chodzi: „Strażnica” i „Przebudźcie się!” świadków Jehowy. Nawet jeśli dziś – idąc z duchem czasu – nie afiszują się już tak z nazwą swojej religijnej organizacji kierowanej z Brooklynu, to jednak rzucający się w oczy skrót mówi sam za siebie: <i>jw.org. </i>No, jasne: <i>Jehovah´s witnesses! </i></span><br />
<span style="font-size: medium;"><br /></span>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBgvI9caFXiwK_pHkA7ChytTtTKwiqAFhdMW6h3XNVPigodfknbhBONTEamrhFei8HltE1AGhg2cOMczE_W-04HJtfmtbw3tEo4gWr85VGcxYaz96arx7l9PI3bJmmIaL-AlvGjDMUHww/s1600/br8+062.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiBgvI9caFXiwK_pHkA7ChytTtTKwiqAFhdMW6h3XNVPigodfknbhBONTEamrhFei8HltE1AGhg2cOMczE_W-04HJtfmtbw3tEo4gWr85VGcxYaz96arx7l9PI3bJmmIaL-AlvGjDMUHww/s400/br8+062.JPG" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<span style="font-size: medium;">I nagle, gdzieś z zakamarków przeszłości dobiega mnie głos mojej babci, która zmarła w sierpniu rok temu, dożywszy 89 lat: „Posłuchaj ich, mój Markole, to drodzy bracia i siostry z Polski!” Na początku lat osiemdziesiątych polscy wierni witani byli na zachodnioniemieckich kongresach świadków Jehowy szczególnie serdecznie. Kasety z nagraniami tamtych wydarzeń trafiały potem zawiłymi szlakami również do nielegalnych wówczas wspólnot świadków Jehowy w NRD. A dziecko, którym wtedy byłem, słuchało. Drodzy bracia i siostry z Polski. Jako początkujący nastolatek miałem już powoli dość zakazów i przykazań organizacji, od której ostatecznie odwróciłem się w 1986 roku. </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />Ale… Ale już wtedy cieszyłem się zarazem niezwykłym przywilejem: wpajaną mi od dziecka odpornością na ów podły NRD-owski rasizm wymierzony w Wietnamczyków („żółtki”), Angolczyków („negatywy”) i Polaków („te leniwe Polaczki, niech wreszcie zabiorą się porządnie do roboty, tak jak my!”). Słowa te były na porządku dziennym, słyszało się je od dorosłych, nawet od nauczycieli, gdy po wprowadzeniu stanu wojennego pakowało się paczki, które miały być wysłane do sąsiedniego kraju. </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />Tymczasem nic a nic z tej trawiącej serce i rozum zarazy nie dosięgło ani moich rodziców, ani dziadków, ani drogich braci i sióstr w naszej zabitej dechami, saksońskiej wsi. To prawdziwy dar, wywodzący się z przesłania owego bodajże najpiękniejszego wersetu Biblii z Ksiąg Mojżeszowych, najstarszej negacji ksenofobii: „Nie wierzcie, że jesteście lepsi niż przybysze, którzy osiedlili się między wami, bo i wy byliście obcymi i niewolnikami w ziemi egipskiej, z której wyprowadził was Jehowa, Pan i Bóg wasz jedyny.” (Cytuję z pamięci, bo zatrzymywanie się teraz i proszenie o jehowicką Biblię, by to sprawdzić, byłoby chyba jednak lekką przesadą.) </span></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEga0xWuDF8lKZWUUQf9LRx4Z9pzC9MC1hkfpt8HQ0zFujqTJ5nmUIspKz_H5m3UGqm9W_uP3yaKv3iZoYHMwLBIdfqgbZkK6fpam0SNu_NX4Yx9AZ6bwrEqaMxJi7bEgCNNzJni7tIx0is/s1600/br8+063.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEga0xWuDF8lKZWUUQf9LRx4Z9pzC9MC1hkfpt8HQ0zFujqTJ5nmUIspKz_H5m3UGqm9W_uP3yaKv3iZoYHMwLBIdfqgbZkK6fpam0SNu_NX4Yx9AZ6bwrEqaMxJi7bEgCNNzJni7tIx0is/s400/br8+063.JPG" width="300" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />Potem, po upadku muru berlińskiego – moi rodzicie i ja przebywaliśmy już od dawna na Zachodzie – nagła niespodzianka: dziadek w NRD-owskiej telewizji – pertraktujący z nowym rządem na temat legalizacji działalności świadków Jehowy, zakazanej i za czasów nazistowskich, i komunistycznych. Mój dziadek, który od połowy lat sześćdziesiątych de facto kierował tą nielegalną wspólnotą. A teraz, po przełomie’89 został oficjalnym „koordynatorem” wschodnioniemieckich świadków Jehowy (wśród żartujących po cichu braci w wierze zwanym też niekiedy „terminatorem”), wygłaszał oficjalne przemówienia na kongresach i był odpowiedzialny za logistyczną integrację polskich członków wspólnoty mieszkających we wschodnich Niemczech. </span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
„Dziadkowi bardzo to leży na sercu, ta pomoc dla drogich polskich braci i sióstr.” Radośnie szczebiotała przez telefon moja babcia, wtedy już od dawna emerytka. I znowu ani krzty tej nagonki na „polskie gospodarzenie“ żadnych płaskich dowcipów w stylu „odwiedź Polskę – twój samochód już tam jest”. Antidotum na całe życie.</span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />Ale – myślę sobie, gdy światło wreszcie zmienia się na zielone i pośpiesznie ruszam przez ulicę – może właśnie dlatego warto docenić to antidotum, skoro w wieku 16 lat odrzuciłem całą resztę: ów propagowany od ponad wieku obłęd, że „stary grzeszny świat” wkrótce runie, a ocaleni będą tylko świadkowie Jehowy, których potem w „nowym świecie” czeka błogi żywot w wiecznej zgodzie. Szybki rzut oka przez ramię i faktycznie: polskie wydanie „Stażnicy” i „Przebudźcie się!” zdobią owe typowe amerykańskie reklamy – a na nich niemalże zatrważająco łagodni ludzie, którzy w „nowym świecie” razem zrywają jabłka z drzew. Uch, to ja już wolę papierosy, wódkę i inny sposób spędzania czasu... </span></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">A jednak: Mimo że przecież ich nie znam – i właściwie wcale nie chcę poznać – tych drogich-nieznanych polskich braci i sióstr, to jednak w specyficzny sposób wzbudzili moją sympatię. Ostatecznie nie są przecież bigoteryjnymi, trybalistycznymi klerykałami, którzy dzisiaj barykadują się przed przyjęciem choćby garstki syryjskich rodzin uciekających przed terrorem wojny i w swoim neopogańskim, narodowościowym obłędzie ignorują nawet napomnienia papieża. (Bo przecież tylko jakiś tam Argentyńczyk, a nie jeden z nas</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">...</span>) </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />Tak więc, drodzy nieznani bracia i siostry: adieu & wszystkie dobrego! Dotrzymuję obietnicy danej mojej wspaniałej babci, która nawet jeszcze w późnym wieku miała kruczoczarne włosy, a urodziła się w 1926 roku jako nieślubna córka Polaka o prawdopodobnie wielonarodowościowej tożsamości: „Nie musisz wszystkim opowiadać, dlaczego zawsze nazywam cię Markole. Bo nikomu nic do tego.” I tak trzymam. Ale wspomnienie o tym dobrym dzieciństwie, wolnym od resentymentów i nienawiści musiało ujrzeć światło dzienne i popłynąć w bezkresną przestrzeń internetowego świata</span><span style="font-size: medium;">... </span><br />
<br />
<br />Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-27827951109815545922016-08-28T20:04:00.000+02:002016-09-06T12:17:48.035+02:00<div justify=""><span style="font-size: medium;"><b>Prosto z mostu, bez cenzury. Oryginalny monolog polskiego czytelnika blogu </b></span></div><div style="text-align: justify;"></div><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><i>Mówi: A., lat 22. Miejsce: Wrocław, wczesne godziny imprezowego poranka</i></span></div><span style="font-size: medium;"><!--[if gte mso 9]><xml> <o:OfficeDocumentSettings> <o:AllowPNG/> </o:OfficeDocumentSettings> </xml><![endif]--></span><br />
<span style="font-size: medium;"><!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:View>Normal</w:View> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:TrackMoves/> <w:TrackFormatting/> <w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone> <w:PunctuationKerning/> <w:ValidateAgainstSchemas/> <w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid> <w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent> <w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText> <w:DoNotPromoteQF/> <w:LidThemeOther>DE</w:LidThemeOther> <w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian> <w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript> <w:Compatibility> <w:BreakWrappedTables/> <w:SnapToGridInCell/> <w:WrapTextWithPunct/> <w:UseAsianBreakRules/> <w:DontGrowAutofit/> <w:SplitPgBreakAndParaMark/> <w:DontVertAlignCellWithSp/> <w:DontBreakConstrainedForcedTables/> <w:DontVertAlignInTxbx/> <w:Word11KerningPairs/> <w:CachedColBalance/> </w:Compatibility> <m:mathPr> <m:mathFont m:val="Cambria Math"/> <m:brkBin m:val="before"/> <m:brkBinSub m:val="--"/> <m:smallFrac m:val="off"/> <m:dispDef/> <m:lMargin m:val="0"/> <m:rMargin m:val="0"/> <m:defJc m:val="centerGroup"/> <m:wrapIndent m:val="1440"/> <m:intLim m:val="subSup"/> <m:naryLim m:val="undOvr"/> </m:mathPr></w:WordDocument> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267"> <w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]> <style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:"Normale Tabelle";
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:8.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:107%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}
</style> <![endif]--><span lang="PL" style="font-family: "calibri" , "sans-serif"; font-size: 11.0pt; line-height: 107%;">„</span>Oczywiście, że nie! Tę kolejkę też stawiam. Spoko. A może myślisz, że jestem jak ci niemieccy turyści na <i>edukacyjnych wycieczkach</i> – trują ci dupę tak długo, aż w końcu dasz się namówić – i to jeszcze za frajer! No i do tego wieczorem, jakbyś wtedy nie miał nic innego do roboty. Ściągają cię do hotelowych restauracji, żeby zadawać pytania w stylu: ‘Ach, to pan pisze także blog? A o czym?’ I – no bomba! – każą ci tam przyjść, gdy sami już się najedli. Ha ha ha, niezły ubaw, prawdziwa kulturka! Ale teraz ta wódeczka jest <i>za friko</i>, kapujesz? </span><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
Co ja myślę o blogu? Fajnie, że pytasz akurat <i>mnie</i>, bo jestem chyba twoim jedynym polskim czytelnikiem. No, chyba że odzywali się ci wszyscy <i>szpanerzy</i> z różnych instytucji, którzy – ha, wygooglowałem! – tak tłumnie oblegali cię podczas szumnej inauguracji chyba tylko po to, by samemu zabłysnąć. Odzywali się potem? Czy przez te całe długie miesiące zorganizowali ci coś, na przykład jakąś dyskusję z tutejszymi pismakami? No dobra, wiem, że to nie jest dla ciebie takie istotne. Ale, wiesz co, ja bym się na takie coś chętnie wybrał. Żeby sobie posiedzieć wśród publiki i powiedzieć coś tym gostkom w rogowych okularkach, którzy siedzieliby z tobą na podium.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
To byłaby pewnie – możemy się założyć, brachu, ale najpierw: zdrówko! – znowu taka imprezka dla dobrych ludzi: Zatroskani intelektualiści, którzy właśnie wrócili z urlopu we Włoszech, i jajogłowi czytelnicy ich przemądrzałych artykułów w <i>Wyborczej</i>: pobiadoliliby sobie razem na ten nasz rząd w Warszawie. Bo<i> de-mo-kra-cja u-mie-ra! </i>Może nawet i mają rację, ale… ALE! Ale ci wszyscy młodzi ludzie, którzy w czasie tej imprezy dolewaliby wam wody do literatek na podium albo kwitliby w roli uśmiechniętej dekoracji przy wejściu: ludzie tacy jak ja, którzy, żeby jakoś wyżyć, muszą czasem albo zasuwać na trzech etatach, albo – no, kurwa, skandal! – 27 lat po upadku komuny emigrować za chlebem, bo w ojczyźnie tak baaaardzo otwartej na Europę nie da się związać końca z końcem. Gówniany ‘cud mobilności’ i takie tam duperele. </span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Kwestie<i> socjalne</i> liberałowie z PO spieprzyli na maksa. Teraz powinni samym siebie skopać dupę i rumienić się ze wstydu. Napiszesz kiedyś o tym, co mówię? Bo ja nie mam szansy zrobić tego przed prawdziwą publiką. Chyba cię nie ocenzurują, no nie? Przecież to nie polska telewizja, tylko blog, którego i tak nikt nie czyta, ha ha ha! </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
Dobra, trzymam cię za słowo! A tak w ogóle, to powinieneś być wdzięczny losowi albo genom albo nie wiem czemu: gdybyś był takim nadętym pozerem jak ci wszyscy inni, to nic by ci nie pomogło, że jesteś urodzonym łowcą, <i>naughty one</i>. Zamiast tych pisarskich debat, które nie doszły do skutku, masz <i>Cactus Club</i> i real people, którym zawdzięczasz <i>prawdziwe</i> historie z Wrocka. I do tego kolesi, którzy myślą, że jesteś o dziesięć lub piętnaście lat młodszy – ha! Oczywiście poza takimi jak ja, najbardziej rozgarniętymi, co czytają twój blog i widzą datę urodzenia, ha ha ha! Bo ja mam głowę nie od parady! Powiedziała mi to już tamta parka w Bochum, gdy robiłem nie tylko gówniane geszefty, lecz także kursy w szkole wieczorowej – za zaoszczędzoną kasę. Żeby po powrocie do Polski mieć lepsze szanse na studia zaoczne. No bo to oczywiste, że wróciłem! Powiem ci, brachu, nigdy nie lekceważ polskiej tęsknoty za krajem. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
Czy dałem radę tam, w Bochum? No więc... Ona była ukraińską dziwką, a jej facet, cały w dziarach – Niemcem. Gdy w końcu wyjeżdżałem stamtąd autobusem, obydwoje mieli łzy w oczach. Wyobrażasz sobie? Nawet marokańskie żigolaki i libańscy dilerzy dragów, no dobra, oni może nie byli aż tak wzruszeni, ale za to zdziwieni, że… Że można, brachu! Że można dać radę bez stypendium socjalnego i takich tam bzdetów. I bez polskich liberalnych, spasionych tatuśków i mamusiek. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
Pamiętasz, jak mówiłem ci ostatnio, co stało się z<i> moimi </i>starymi? Obydwoje zapili się na śmierć. Ale się wtedy przejąłeś! A ja się tylko roześmiałem i opowiedziałem ci o moich dziadkach – bo to przecież oni nauczyli mnie szwargotać. No, może niezupełnie tak, jak teraz mówię – bo to raczej mieszanka niemieckiego rynsztoku i uniwerku. I jeszcze chciałeś wiedzieć, skąd pochodzę. Nie z Wrocławia, tylko z okolic Poznania. A potem się dopytywałeś, czy to gdzieś przy linii kolejowej, i wybałuszałeś gały, gdy ci mówiłem: Nie, do tej dziury, z której pochodzę, nie dojeżdża nawet żaden autobus – ha! Nie spotykają się tam żadni jajogłowi, nie ma tam <i>instalacji</i> Stolicy Kultury – można co najwyższej dostać w pysk, jeśli ktoś z sąsiedniej wsi za długo się pogapi na<i> nasze dziewczyny.</i> Tak tam jest. Takich historii nie usłyszysz, jeśli będziesz cały czas tylko włóczył się po Rynku i jarał <i>europejską atmosferą</i> tego miasta. Na pewno nie, kolego. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
Nie, to, co robiłem w Bochum, to moja sprawa... Nawet tobie nic do tego. Ale popatrz: <i>dwadzieścia dwa lata, włosy blond </i>– prawie jak w tej starej piosence Udo Jürgensa. A do tego jeszcze mózg, mięśnie i niebieskie oczy! Prawdziwy Aryjczyk zawsze był Słowianinem, ha ha ha… Pamiętasz tego wielkiego wieśniaka-rozrabiakę z <i>Pornografii </i>Gombrowicza? I jak tych dwóch pierników z Warszawy chciało go spiknąć z córką ziemianina? Gdy czytałem to pierwszy raz, pomyślałem sobie:<i> Wow, that’s me</i>! Chodzi mi oczywiście o wygląd, no bo tamten koleś był trochę półgłówkiem, prawda? No dobra, <i>these were the days in Bochum</i>… Każdy orze, jak może, ale ważne, żeby potrafić się z tego bagna wyrwać, kapujesz? Nie, daj spokój, schowaj te moniaki, koniec z wódką, teraz przerzucamy się na whisky z colą, a jeśli starczy ci jeszcze energii, to opowiem ci, jak finansuję moje studia. Słuchaj uważnie, bo teraz będzie o twoich rodakach – i o tych wymoczkach, co z laptopkami wysiadują w BarBarze.<i> Ready</i>? </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Okej... No więc tyram w McDonald’s. Wyobraź sobie ten stres, bez przerwy, godzina po godzinie, praktycznie nie ma ani minuty luzu. Dosłownie, brachu! Przychodzą tam tak zwani ‘tajniacy’, pojawiają się w każdej filii co najmniej dwa razy w miesiącu, żeby po cichu sprawdzić, czy każdy proces zamówienia i sprzedaży nie trwa dłużej niż maksymalnie cztery minuty. Przeważnie przychodzą w pojedynkę i są <i>bardzo</i> czujni, więc sobie z kolegami szybko dajemy potajemnie znaki. Tyle tylko, że teraz prawie każdy w kolejce stoi z nosem w smartfonie i może być potencjalnym szpiclem. Zza lady nie widzimy przecież, czy koleś sprawdza akurat maile, czy wrzuca coś śmiesznego na fejsa – albo czy mierzy akurat minuty i to, jak szybko posuwa się kolejka. </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
Najgorsze jest to, że oni rekrutują tych gnojków z naszego pokolenia. To smarkacze bez cienia godności, którzy zrobią <i>wszystko</i> – wszystko, łącznie ze szpiegowaniem rówieśników na zlecenie takich firm jak ta. Gdyby moi starzy nie zapili się na amen – zdrówko! – spojrzałbym ci teraz w oczy i z patosem zapytał: Czy nasi przodkowie po to wyszli protestować na ulice, żebyśmy teraz znowu żyli w strachu przed szpiclami i biedą? A tak powiem ci tylko, żebyś w ramach rewanżu za te postawione drinki po prostu o tym napisał! </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
I o polskich pracownikach Amazonu, którzy zasuwają dosłownie za grosze gdzieś pod Wrocławiem, daleko od eleganckiego Rynku. I o tym, jak strajkujący w niemieckim Amazonie nazywają polskich kolegów ‘łamistrajkami’, i jak pogmatwany jest ten cały cholerny system, który kilku idiotów chciałoby rozwalić paroma durnymi antykapitalistycznymi hasłami. A może ty wiesz, jak to zrobić? <br />
</span><br />
<span style="font-size: medium;">Ja w każdym razie nie wiem. Przez cały tydzień stoję przy kasie i wypatruję, czy któryś z tych ciuli akurat nie sprawdza naszej filii. Albo czy nie przyszedł jakiś mega-liberalny, mega-ekologiczny smarkacz z BarBary, albo jakaś parka niemieckich turystów poubieranych jak oberwańce w worki z kartofli tak, że nigdy nie wiesz, które z nich jest facetem, a które kobietą. </span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;"><i>Czy pieczywo w burgerach jest bezglutenowe? Czy mają też państwo produkty bez laktozy? Do you have vegetarian meals? Or maybe vegan meals? </i>No, wyobrażasz sobie: <i>coś takiego w McDonald‘s! </i>Aż się nóż w kieszeni otwiera. Napisz o tym, cholera jasna!<i> </i>Bo to <i>również dlatego</i> na PiS głosują ludzie młodzi, a nie tylko jakieś zacofane, zramolałe berety. Kapujesz?</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Najgorsze w tym całym zamieszaniu jest to, że tamte kolesie swoimi wegańskimi gadkami zabierają ci tyle czasu, że pot ci ścieka po tyłku i już zaczynasz filować, czy za tymi lebiodami nie stoi akurat w kolejce jeden z ‘tajniaków’, żeby odnotować, że na stanowisku numer ileśtam w filii X o godzinie takiej a takiej przekroczono zalecany limit czasu obsługi klienta. Potem czeka cię rozmowa z menedżerem, potrącenie wynagrodzenia, a w najgorszym wypadku wylatujesz. <br />
<br />
<span style="font-size: medium;">A przy tym wszystkim i tak już jest dawno pozamiatane. Ten cholerny strach, ta bezsilność. Lato 2016 w <i>Europejskiej Stolicy Kultury</i>, raport dwudziestodwulatka. I to mają być te, kurwa, najlepsze lata – gówno prawda! Tak jest wprawdzie na całym świecie, ale tutaj – <i>tutaj</i>, kapujesz – ludzie kiedyś wypruwali z siebie flaki, wygwizdywali albo dawali wpierdol milicji, wojsku i spiclom! A teraz? Teraz stać ich tylko na <i>uśmiech</i> i mega-tolerancję. Rzygać się chce! Zapisz to sobie, może to ruszy kogoś z tej całej bandy. Na, a teraz za te wszystkie historie, które ci opowiedziałem, ostatnią kolejkę stawiasz <i>ty</i>.” </span></span></div><br />
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-87870239594687298382016-08-24T10:27:00.000+02:002016-08-26T14:33:31.942+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b></b></span><br />
<span style="font-size: medium;"><b><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span lang="PL">Z Breslau do kibucu.
Podróż pisarza miejskiego (III) </span></b></b></span><br />
<span style="font-size: medium;"><b></b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
„Drogi Panie Marko... Najlepiej niech Pan w Tel Avivie wsiądzie w autobus o godzinie 10:15 z dworca Arlosoroff, wtedy dotrze Pan o 12:40 do naszego pięknego, położonego na wzgórzu Kiryat Tivon. Ja po Pana wyjdę, a mój mąż tymczasem przygotuje obiad. Już się cieszymy na spotkanie. Serdecznie pozdrawiam, Tamar.“</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
Tak to właśnie jest w Izraelu: Dzięki pośrednictwu pani historyk Kathariny Friedli wystarczyło napisać mail do wnuczki kronikarza Breslau, Willy’ego Cohna, potem otrzymać od tejże dr Tamar Cohn-Gazit pełną empatii odpowiedź i już wkrótce potem wygodnym autobusem w dwie godziny przemierzyć z południa na północ połowę tego maleńkiego kraju. Intelektualistyczna serdeczność i spontaniczna gościnność, jakiej – gwoli szczerości trzeba przynajmniej raz o tym wspomnieć – prawie nie zaznałem przez dotychczasowe cztery miesiące we Wrocławiu, a która w zadzierającym nosa, żyjącym z terminarzem w ręku Berlinie zdarza się prawie wyłącznie wśród znajomych. Teraz jednak jestem tutaj, na dworcu autobusowym, promienie słońca roztapiają asfalt, a w cieniu pod murkiem stoi żydowski Afroamerykanin i przy akompaniamencie swojej <i>sound-machine</i> śpiewa piosenki Raya Charlesa tak, że – autobus trąbi, ale czeka, bo ja staję jak wryty, pełen podziwu, ramię w ramię z jakimś żołnierzem, który przy okazji dopytuje się o cel mojej podróży. "Kiryat Tivon? Prawdziwa sielanka! Wiedziałeś, że Sara Bibiego chodziła tam do szkoły, a ludzie w miasteczku jeszcze do dziś nabijają się z aroganckiej, naiwnej dziewczyny? <i>Anyway</i>, muszę już iść…” Gwoli wyjaśnienia: Mowa o Sarze Netanjahu, żonie obecnego premiera Binjamina „Bibi” Netanjahu. </span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitwQdIS41bzJXzByyGrCaUXx4wwJidD1jfzdAJEMrITwIfqhcWtF9DI15WHL8mTJlnidXYHJBNcOQlsxPeIZ1fGWQDuDPy7ltIL0WYFPHzdFxP97rfBIwPm4HhqopAHfyd2EqQ9LpCBJU/s1600/Israel+August+2016+125.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitwQdIS41bzJXzByyGrCaUXx4wwJidD1jfzdAJEMrITwIfqhcWtF9DI15WHL8mTJlnidXYHJBNcOQlsxPeIZ1fGWQDuDPy7ltIL0WYFPHzdFxP97rfBIwPm4HhqopAHfyd2EqQ9LpCBJU/s400/Israel+August+2016+125.JPG" width="400" /></a></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
Podczas podróży autobusem czytam <i>Żadnego prawa - nigdzie. Dziennik z Breslau 1933-1941</i> Willy’ego Cohna. Skrupulatna intensywność jego kronik w niczym nie ustępuje zapiskom Victora Klemperera. Willy Cohn był bowiem również <i>tutaj</i>, w Palestynie, wówczas jeszcze będącej brytyjskim terytorium mandatowym. Wiosną 1937 roku sprawdzał możliwości osiedlenia się tu wraz z rodziną. Jego syn (późniejszy ojciec pani historyk, którą dziś właśnie zamierzam odwiedzić) wyemigrował na własną rękę już w 1935 roku. Willy Cohn odwiedził go w kibucu Giwath Brenner. Ponadto odbył krótkie wycieczki do Hajfy, Tyberiady i Jerozolimy (gdzie widział flagi ze swastyką powiewające przed Konsulatem Generalnym Niemiec). Był też w Tel Avivie, na Allenby Street, ówczesnej reprezentacyjnej ulicy tego śródziemnomorskiego miasta, które w 1909 roku powstało na piaskach wydm. Mimo że Willy Cohn, nauczyciel usunięty ze szkoły już w 1933 roku, bogobojny socjaldemokrata i liberalny intelektualista uznał, że jego wrocławskie wykształcenie humanistyczne nie daje mu w tym kraju perspektyw wyżywienia rodziny, to jednak widok słońca i plaży, kontakt z ludźmi o wielkim sercu i bezpretensjonalnej godności, którzy wzięli los w swoje ręce, sprawia, że ze stronic dziennika przemawia uczucie wyzwolenia, wręcz szczęścia. „Wszędzie tu budują, praca wre. W kibucu mój syn Ernst pokazuje mi niedawno postały ogród i szkółki leśne. Wieczorem działa wypożyczalnia i wielu kibucników korzysta z już dość bogatych zbiorów biblioteki. Jakże przyjemnie było by tu zostać!” Ależ, na miłość boską, drogi panie Cohn, chciało by się zawołać ku niemu poprzez dzielące nas dekady, niechże pan tu zostanie, jakaś praca zawsze się znajdzie, bo w pańskim ukochanym rodzinnym Breslau już powstają plany zamordowania pana i ludzi panu bliskich!</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdJCIY3NuEl1f9N9ijCToEBi1IJ2FZkbDEpBRHhlDhLx2lodfHiuy91Xvk4gxJywzu4wMT26JhHXib9OVJNGxNwngImZmshrtcni7DndBsG7nynA55LgyAgVWrUJVYMyzl3uzW30tslrs/s1600/Israel+August+2016+126.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhdJCIY3NuEl1f9N9ijCToEBi1IJ2FZkbDEpBRHhlDhLx2lodfHiuy91Xvk4gxJywzu4wMT26JhHXib9OVJNGxNwngImZmshrtcni7DndBsG7nynA55LgyAgVWrUJVYMyzl3uzW30tslrs/s400/Israel+August+2016+126.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNVFwFBUeOvKc9D58fMrOrrxUYE933rcykZNRVwZ6WB-TRvbbdbB1UGMbfQHrVYcbuu3X5jMFaD5f5C73etLdO1fU9-7tePS3wHxR7ig4w5Q9R-18CAurA3o36ET3k5fHFVfLy_VE-Ej8/s1600/Israel+August+2016+127.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiNVFwFBUeOvKc9D58fMrOrrxUYE933rcykZNRVwZ6WB-TRvbbdbB1UGMbfQHrVYcbuu3X5jMFaD5f5C73etLdO1fU9-7tePS3wHxR7ig4w5Q9R-18CAurA3o36ET3k5fHFVfLy_VE-Ej8/s400/Israel+August+2016+127.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„Ach, co tam mówić, on był po prostu <i>Jeke</i>, niemieckim Żydem, mocno związanym z tak bardzo przez niego szanowanym państwem niemieckim. Nie potrafił sobie wyobrazić życia poza Breslau, mimo że od 1933 roku był coraz bardziej spychany na margines społeczny.” Rozmowa przy obiedzie w gościnnym bungalow w Kiryat Tivon. Na wzgórzu owiewanym lekką bryzą faktycznie panuje taka sielanka, o jakiej mówił mi żołnierz zachwycający się piosenką Raya Charlesa. Harmonijna, zielona północ Izraela! </span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„Mój dziadek na widok tych wzgórz wokół prawdopodobnie natychmiast pomyślałby o Ślęży”, mówi urodzona tutaj w 1947 roku Tamar Cohn-Gazit z pełnym sympatii, lekkim uśmiechem, spoza którego przemawia też empatia i ból: Willy Cohn nie dożył bowiem końca swoich dni tutaj, w Izraelu, tylko wraz z pozostałymi w Breslau członkami rodziny 25 listopada 1941 roku został deportowany do litewskiego Kowna i cztery dni później rozstrzelany. „To był prawdziwy popis strzelecki” triumfalnie napisał potem w protokole odpowiedzialny za tę masakrę standartenführer dr Jäger (<i>nomen omen</i>: niem. <i>Jäger</i> – myśliwy, łowca – przyp. tłum.). Jednego dnia, 29 listopada 1941 roku karabiny maszynowe niemieckich i litewskich esesmanów dosłownie „skosiły” 1155 kobiet, 693 mężczyzn i 152 dzieci. </span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi8L1YVj2TBYwoeDVicx8nYk_VZvBwLtN02jqTJMdg2GzygFo-RXb2PbDowuS9VwS-rYH7y4nqaOoOJovOxuuWH8np9J0qZ2PaJmIknfeIKfqnKkyNXu7qwXR_53jwp43r-LNEIWts0NQ/s1600/Israel+August+2016+130.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi8L1YVj2TBYwoeDVicx8nYk_VZvBwLtN02jqTJMdg2GzygFo-RXb2PbDowuS9VwS-rYH7y4nqaOoOJovOxuuWH8np9J0qZ2PaJmIknfeIKfqnKkyNXu7qwXR_53jwp43r-LNEIWts0NQ/s400/Israel+August+2016+130.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">Wnuczka opowiada mi o swoim dziadku po angielsku. Mąż Tamar, Amnom, również emerytowany erudyta i autor wybornego śródziemnomorskiego obiadu, komentuje to po niemiecku tak: „Oczywiście moja ukochana żona do dziś jest jeszcze na tyle niemiecka, by być perfekcjonistką i w obawie przed ewentualnymi błędami gramatycznymi unikać mówienia językiem, którego nauczyła się od swojego ojca Ernsta. Ale wszystko dobrze rozumie i dlatego też cieszy się, że od 2008 roku niemieccy czytelnicy mogą poznawać wrocławskie dzienniki jej dziadka w świetnie opracowanym wydaniu pod redakcją niemieckiego historyka Norberta Conrada, urodzonego w 1938 roku także w Breslau.” </span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgDp6kdyCPF61Ptjgl6zsT0Vd3bLRpxBNVKUIIXetN9jTZBQdwtzD7QCa_mXpXwZ35VQhQRaLOaSEpWbfW8iPGH_YvKYulTVsTUsI1tUUe2eBk18onjSjX3tiZm-L-PviLju_t95CNlyE/s1600/Israel+August+2016+132.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjgDp6kdyCPF61Ptjgl6zsT0Vd3bLRpxBNVKUIIXetN9jTZBQdwtzD7QCa_mXpXwZ35VQhQRaLOaSEpWbfW8iPGH_YvKYulTVsTUsI1tUUe2eBk18onjSjX3tiZm-L-PviLju_t95CNlyE/s400/Israel+August+2016+132.JPG" width="300" /></a></div>
<span style="font-size: medium;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Dzieje tych ocalałych dzienników to prawdziwa odyseja. Willy Cohn już w 1939 roku, od początku wojny, gdy plany wyjazdu ostatecznie legły w gruzach, liczył się z najgorszym, zdawał sobie sprawę z tego, że on i jego rodzina znaleźli się w śmiertelnym potrzasku – i dzięki pomocy odważnego, nieżydowskiego przyjaciela zatroszczył się o to, by zagładę przetrwały przynajmniej dzienniki. Zanim jednak kopie manuskryptu trafiły w końcu do rąk Ernsta Cohna, czekało je całe pasmo przypadków, wręcz niewiarygodnych zrządzeń losu i spotkań. „Już wkrótce po przyjeździe w 1935 roku mój ojciec, początkowo nieśmiały chłopiec w okularach stał się prawdziwym, dzielnym kibucnikiem. Gimnazjalista z Breslau okazał się świetnym samoukiem, który sam nauczył się nawet prowadzić traktor. A potem przez wiele długich lat, po ciężkim dniu pracy, pieczołowicie, słowo po słowie, przekładał dzienniki swojego ojca z niemieckiego na hebrajski</span><span style="font-size: medium;">“</span><span style="font-size: medium;">Syn Willy’ego Cohna – wraz z siostrą Ruth i bratem Wolfgangiem, któremu udało się jeszcze zawczasu uciec do Francji – jako jeden z nielicznych ocalałych członków rodziny musiał być na pewno niezwykłym człowiekiem. Dziś cała trójka rodzeństwa Cohn, które bez wyjątku doczekało późnej starości, już nie żyje, a Tamar Cohn-Gazit sama jest od dawna babcią i za godzinę spodziewa się wizyty wnucząt. „Akurat wystarczy nam czasu na film…” Po posiłku wspólnie sprzątamy więc stół – kibucowy etos jest bardzo zaraźliwy także w dobie silniejszego indywidualizmu. Na stoliku przed telewizorem pojawia się owocowy deser i włączony zostaje magnetowid. Oglądamy film dokumentalny niemieckiej dziennikarki Petry Lidschreiber z 2008 roku: Wtedy trójka ocalałych dzieci historyka jeszcze żyje, odwiedza współczesny Wrocław, chodzi śladami ojca po Rynku, tam zatrzymuje się przed kamienicą nr 49, należącą niegdyś rodziny. Albo przechadza się tutaj w Izraelu, po tak pieczołowicie stworzonym przez Ernsta Cohna ogrodzie. Czy ojciec wtedy nie mógłby jednak… No cóż, za późno. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />A jednak: Przetrwały jego dzienniki. A jednak: Jägerowie – myśliwi III Rzeszy nie zdołali definitywnie wytrzebić nazwiska Cohn. A jednak: Wśród bujnych kwiatów w ogrodzie rozlega się nagle donośny rejwach, głosy dzieci. „Marko, oto oni…” I do domu wpadają prawnuki Willy’ego Cohna, prawdziwe żywe sreberka, mali Izraelczycy.</span><span style="font-size: medium;"></span><br />
<span style="font-size: medium;">
„To ostatecznie także dla nich uporządkowałam pracę mojego ojca i wydałam tomik z dziennikami Willy’ego Cohna po hebrajsku. Publikacja spotkała się z dużym zainteresowaniem. I to dobrze, bo opisy pełzającej dyskryminacji, wykluczenia i manipulacji zawarte w zapiskach dziadka są przecież tak wymowne i mają tak uniwersalne znaczenie, że pytania odnośnie obecnej sytuacji na świecie niemal same cisną się na usta.” <br /><br />À propos – ujmuję rzecz cynicznie – dzisiejsi Niemcy o spokojnym sumieniu, oczyszczeni potomkowie Jägerów, tak chętnie (i z psychologicznego punktu widzenia o wiele jednoznaczniej, niżby im się to wydawało) sięgający po frazes „No kiedyś jeszcze będzie chyba wolno krytykować również Izrael...”</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Tamar Cohn-Gazit wybucha śmiechem, a jej mąż wzdycha. „Bez obaw, na szczęście my, Izraelczycy, sami też mamy dość krytyczne podejście. Zamiatanie problemów pod dywan nie leży w żydowskiej tradycji. Wręcz przeciwnie…” A jednak, przy całej krytyce pod adresem obecnego rządu: dobrze się żyje tu w Kiryat Tivon, na północy Izraela, niedaleko Hajfy, gdzie Tamar przez długie lata pracowała jako wykładowca. Wzgórza naprzeciwko zamieszkują Druzowie i Arabowie – obywatele izraelscy, których przedstawicielstwa zasiadają też w parlamencie. Napięcie, które panuje w okupowanych strefach, jest tutaj, w sercu Izraela niewyczuwalne. Ludzie znają się i wzajemnie szanują, a w dawnych kibucach, dziś przeważnie sprywatyzowanych, Żydzi i Arabowie pracują zgodnie ramię w ramię. Nawet jeżeli nieuniknione pozostałości dystansu nadal się utrzymują. <br /><br />„Może to trochę tak jak z tą tablicą na kamienicy w Rynku 49…” mówi Tamar Gazit-Cohn i nie rozwija tej myśli. Zresztą nie musi, bo sprawa jest oczywista: Tablica pamiątkowa poświęcona jej dziadkowi napisana jest po polsku i po angielsku – w dwóch językach, w których niemiecko-żydowski nauczyciel i historyk, uczestnik walk na frontach I wojny światowej i członek SPD nigdy się nie wypowiadał. Wspominanie kronikarza miasta bez uwidocznienia jego ojczystego języka jest, rzecz jasna, absurdalne. Z drugiej strony jednak: Komuż przysługiwałoby ewentualne prawo do krytykowania tego? Na pewno nie oczyszczonym potomkom tych wszystkich niezliczonych Jägerów, którzy teraz uprawiają przyjazną, sentymentalną turystykę, odkrywając „niemieckie ślady we Wrocławiu”. Tymczasem dawni breslauczycy w Izraelu już i tak są szczęśliwi, że w dzisiejszym Wrocławiu ich dzieje otacza się tak pieczołowitą pamięcią. Są bowiem rzeczy ważniejsze niż języki na tablicach pamiątkowych – jak na przykład krzepiący fakt, że dzienniki Willy’ego Cohna zostały wydane również po polsku. (Polskie tłumaczenie ukazało się w 2010 roku nakładem wrocławskiego wydawnictwa Via Nova. – Przyp. tłum.). <br /><br />„A wie pan, dlaczego mój ojciec Ernst nadał mi imię Tamar?“, pyta mnie, zupełnie mimochodem, wnuczka Wille’go Cohna przy pożegnaniu. „Na pamiątkę jego młodszej siostry Tamar Cohn, jednej z tych 152 dzieci, które zamordowano podczas tamtego ‘popisu strzeleckiego’ 29 listopada 1941 roku. Miała wtedy trzy lata. Tymczasem ja jestem już teraz 66 lat starsza od mojej cioci pogrzebanej w grobach masowych na Litwie…” <br /><br />Izrael – wciąż jeszcze miejsce tych, co ocaleli, i miejsce ocalonej świadomości o kruchości naszego bytu. I ci ludzie, którzy nam o tym przypominają – tak wielkoduszni i dobrzy, że prawie chciało by się płakać z radości, że istnieją. Warto było się wybrać z Wrocławia do <i>Erec</i> Izrael!<br /></span><span style="font-size: medium;"></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHkrRu2WPr6paVLLyqaeCbZUpAlLLURXkBIrUF-ehnTXisaql4q-VGcAzvafsuMBLCpVHTcI6Mrcc0P-iXHgQq_THaYHZvcms7K5vEcW8ny7ayIJSf9sEkyx_uLzki4e0SJ-BWsGKNRTo/s1600/Israel+August+2016+129.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgHkrRu2WPr6paVLLyqaeCbZUpAlLLURXkBIrUF-ehnTXisaql4q-VGcAzvafsuMBLCpVHTcI6Mrcc0P-iXHgQq_THaYHZvcms7K5vEcW8ny7ayIJSf9sEkyx_uLzki4e0SJ-BWsGKNRTo/s400/Israel+August+2016+129.JPG" width="400" /></a></div>
<br /></div>
</div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-37447485720038237242016-08-20T12:05:00.000+02:002016-08-23T13:23:15.721+02:00<br />
<span style="font-size: medium;"><b>Z Breslau do Petach Tikva. Podróż pisarza miejskiego (II) </b></span><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„We can speak german, because the young man here comes from Breslau. from Wrocław!”</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„<i>Beseder, yoffi</i>..”</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„Ależ drogi pani Holzer, proszę mówić po niemiecku! Jak już mówiłem przez telefon, ten młody człowiek, pisarz-stypendysta rezydujący w polskim Wrocławiu, przyjechał tu specjalnie po to, by się spotkać z nami, staruszkami z Breslau. Czyż to nie miłe?“ </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<span style="font-size: medium;">„Ależ oczywiście, mój drogi, zacny panie Sklarz! A pana, panie pisarzu, witam serdecznie. Niech pan usiądzie tutaj, obok mnie, bo przy tych moich 93 wiosnach bywa, że nogi odmawiają mi już posłuszeństwa. Tymczasem Victor, mój wspaniały opiekun z dalekich Filipin, na pewno przyniesie panu trochę zimnej wody – to istna ambrozja przy tych sierpniowych upałach, które dokuczają nawet wieczorem, mimo że ściany tego mieszkania na parterze zapewniają trochę ochłody, podobnie jak te na piętrze, gdzie mieszka rodzina mojej córki. Victor, <i>bawakascha</i>, would you please be so kind to bring some table water for our guest. <i>Beseder</i>?“</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Nie, ta wymiana uprzejmości nie jest bynajmniej na pokaz. Prowadzi ją dwóch szarmanckich jegomościów: urodzony w 1923 roku w Lipsku Gabriel Holzer, który wychowywał się w Breslau, oraz nieco odeń młodszy Benjamin Sklarz, urodzony w Breslau w 1935 roku. Są równie mili i bezpretensjonalni jak czarująca, wrażliwa żona dra Sklarza, która parę godzin wcześniej perfekcyjną oksfordzką angielszczyzną wypytywała mnie o moje herbaciane upodobania i debatowała ze swoim mężem, jakie owoce najlepiej pasują do popołudniowego ciastka. </span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">„</span>Niech się pan nie dziwi! Gdy z moją rodziną z Breslau dotarłem przez Cuxhaven do Anglii, moja przyszła małżonka mieszkała już tam z rodzicami kilka lat, oni również byli żydowskimi uchodźcami. I właśnie dlatego obydwoje rozmawiamy ze sobą przeważnie po angielsku, to taki nawyk, który zachowaliśmy także po przeprowadzce do Izraela. Zwyczaj ten dotyczy jednak tylko nas obojga, nie przenieśliśmy go na komunikację z dziećmi czy wnukami.</span><span style="font-size: medium;">“</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Pielęgnowali bowiem również niemiecki i to na imponująco wysokim poziomie. Czy stał się przez to językiem sztucznym, wyizolowanym? Wręcz przeciwnie: jest pełen niuansów świadczących o wyczuciu stylu i etyce. Liczne zdania poboczne, dygresje i wtręty w wypowiedziach Benjamina Sklarza (a parę godzin później jeszcze wyraźniejsze we wspomnieniach Gabriela Holzera), nie są bynajmniej wodolejstwem, tylko przemyślanymi refleksjami, uściśleniami i katalizatorami, niemalże odruchowymi, rytmicznymi przystankami w wartkim potoku słów.</span></div>
<span style="font-size: medium;">A przy tym wszystkimi doktor nauk chemicznych, który mimo swoich 81 lat swą wysoką posturą wciąż jeszcze sprawia niemal dryblasowato-młodzieńcze wrażenie, nie ma w sobie nic z pedanta. Stanowi raczej kwintesencję przyzwoitości – czyli <i>spuścizny</i>, którą jego rodzinne Breslau na długi czas utraciło – już na trzy lata przed jego narodzinami. Dlatego Benjamin Sklarz woli nie mówić zbyt wiele o sobie, tylko na przykład o „Związku Byłych Mieszkańców Breslau w Izraelu”. Przynosi z gabinetu całą stertę 28-stronicowych biuletynów („Mitteilungen”), które ukazywały się do 2011 roku i opowiadały o wierności Żydów miastu Breslau, w którym przyszli na świat, o odwiedzinach w polskim Wrocławiu, o działalności w nowej ojczyźnie – Izraelu. „Powoli jednak się wykruszamy. Co więc mielibyśmy tu zamieszczać? Nekrologi?”</span><br />
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOsKeO2X7LzoZpMEY6Lgnai9vONfWCta6SjpEkDfbVKkzyMZpqK9unXXoQYzg2gM8saj3jfaewQHjTfBiHGKKgVZaAWZCP4KnCq2pTvObzj6rHfTX2M75N0lA2mbjoEpOnESxFZIiGxFE/s1600/Israel+August+2016+115.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjOsKeO2X7LzoZpMEY6Lgnai9vONfWCta6SjpEkDfbVKkzyMZpqK9unXXoQYzg2gM8saj3jfaewQHjTfBiHGKKgVZaAWZCP4KnCq2pTvObzj6rHfTX2M75N0lA2mbjoEpOnESxFZIiGxFE/s400/Israel+August+2016+115.JPG" width="400" /></a></div>
<span style="font-size: medium;"></span><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfQBMpCHClbJrROGmKGGHmqJ_iKQKlujhWT9A4OyhE3l1JGjrOGqgBeoNz-D0rN2PxHA4aRRcHPmm7g-go30ExupFN2c0wmrkrqFOFi_Wh-nwE-fWIixo2mNj8zBAAzkwzuuei3deNNoU/s1600/Israel+August+2016+117.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfQBMpCHClbJrROGmKGGHmqJ_iKQKlujhWT9A4OyhE3l1JGjrOGqgBeoNz-D0rN2PxHA4aRRcHPmm7g-go30ExupFN2c0wmrkrqFOFi_Wh-nwE-fWIixo2mNj8zBAAzkwzuuei3deNNoU/s400/Israel+August+2016+117.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">Benjamin Sklarz, rygorystyczny zwolennik noszenia jarmułki, w świeckich sferach życia liberał wyróżniający się suchym brytyjskim poczuciem humoru. A do tego jeszcze niezwykle precyzyjny: Żebym przypadkiem nie zapomniał wspomnieć na blogu, komu zawdzięczam nawiązanie kontaktu z nim i to nasze spotkanie w mieście Petach Tikva niedaleko Tel Avivu: Skontaktowała nas mianowicie pani dr Katharina Friedla, autorka książki Juden in Breslau/Wrocław 1933 bis 1949 (<i>Żydzi w Breslau/we Wrocławiu 1933-1949</i>) i naukowa konsultantka w pracach nad filmem <i>Jesteśmy Żydami z Breslau. Ocalała młodzież i jej losy po roku</i> 1933, którego przedpremierowe pokazy odbędą się jesienią we Wrocławiu (6.11. w Kinie Nowe Horyzonty) oraz w Berlinie (13.11. w Zeughauskino w Niemieckim Muzeum Historycznym). Na polskiej prapremierze obecny będzie także Benjamin Sklarz.</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„I koniecznie proszę, niech pan też napisze, komu zawdzięczamy to wspaniałe osiągnięcie, że wszystkie wydaniach naszych biuletynów ‘Mittleilungen’ są teraz w całości dostępne online dla czytelników na całym świecie – dzięki temu dzieje Żydów z Breslau żyjących w Izraelu nie pójdą w niepamięć. Zamieścili je tam Maximilian Eiden z Muzeum Śląskiego w Görlitz oraz historyk Ingo Loose. Gdy tylko będzie pan z powrotem w Tel Avivie, wyślę panu mailem link, który może zechciałby pan opublikować na swoim blogu.” </span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">(Co niniejszym czynię: http://sammlungen.ub.uni-frankfurt.de/cm/periodical/titleinfo/7411685 )</span></div>
<br />
<span style="font-size: medium;"><i>Zechciałbym opublikować! </i>Benjamin Sklarz widzi mój uśmiech – i wybucha śmiechem. A jednak mimo to kwestia podawania tych nazwisk to nie dziwactwo ani rutynowa kurtuazja. Mijamy obramowane rodzinne zdjęcia z dawnego Breslau i wchodzimy do gabinetu, gdzie na komputerze (zaprogramowanym przez obeznanego z cyfrowym światem syna) Benjamin Sklarz pokazuje mi listę swojej korespondencji: tabele, aktualne listy adresowe tych, którzy niegdyś mieli to niepomierne szczęście nietrafienia na listy deportacyjne sporządzane przez ich niemieckich rodaków. Byli mieszkańcy Breslau, rozrzuceni po całym świecie – dodana przy niektórych nazwiskach notka o śmieci jest tu czymś normalnym, uzasadnionym podeszłym wiekiem, nie zaś systematyką „przeprowadzaną” przez niemieckie grupy operacyjne bądź też inne podmioty, jakkolwiek by się nie zwały państwowe bandy masowej eksterminacji.</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;"> „Zna pan dzienniki Willy’ego Cohna, prawda? Zapiski z Breslau aż do deportacji w listopadzie 1941 roku? Wie pan, że jego wnuczka też mieszka w Izraelu i redagowała hebrajski przekład? Ach, pani dr Friedla dała panu również ten adres i już jutro przed południem pojedzie pan autobusem do Kiryat Tivon? To dobrze, dobrze… W jednym z wpisów w dzienniku Cohna z lata 1939 roku mowa jest także o moim ojcu, który uczył w żydowskim gimnazjum przy Rehdigerplatz 3, dzisiejszym Placu Pereca. Uczony-poliglota, którego dalekowzroczności zawdzięczamy wyjazd z Breslau tuż przed „zamknięciem szlabanów”, przed wybuchem wojny 1 września. Na cmentarzu, obok którego przejeżdża się dziś w drodze na wrocławskie lotnisko, spoczywają nota bene moi dziadkowie. Można poniekąd powiedzieć, że zmarli odpowiednio wcześnie, by nie musieć ani uciekać, ani zostać rozstrzelanymi bądź zagazowanymi.” </span><br />
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"> Benjamin Sklarz nie jest jednak bynajmniej człowiekiem zgorzkniałym. Po krótkiej rozmowie z małżonką sięga po słuchawkę, dodzwania się do niejakiego Victora, rozmawia z nim po angielsku i zaraz potem mówi: „Jakże mi miło, panie Holzer!”</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">W samochodzie, podczas gdy mijamy parę przecznic w Petrach Tikva, spowitym teraz wieczornym mrokiem, Benjamin Sklarz nuci dziecięce piosenki i świetnie się przy tym bawi… „Musi pan wiedzieć, że mój ojciec pomimo albo może z powodu swojej erudycji uwielbiał spuneryzmy. W Anglii doszły do tego jeszcze limeryki…”</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">I tak oto we wczesnych godzinach wieczornych docieramy do mieszkania 93-letniego Gabriela Holzera, który po owym krótkim językowym zamieszaniu z hebrajskiego przez angielski przestawia się na ojczysty język niemiecki i opowiada mi o swoim dzieciństwie i uczniowskim życiu w Breslau. I oczywiście o powszechnie lubianym nauczycielu Willym Cohnie, któremu od 1933 roku wolno było uczyć tylko najmłodszych, aż do chwili, gdy otrzymał całkowity zakaz nauczania. „Musi pan wiedzieć, mój młody przyjacielu, że pan Cohn należał do tych nielicznych nauczycieli, którzy pozostają w pamięci uczniów na zawsze – ze względu na swoje człowieczeństwo i zdolność do empatii, niestroniącej też czasem od ostrej ironii. Mój nauczyciel mawiał na przykład, że niekiedy nie staje mi powagi. (<i>Niekiedy nie staje mi powagi</i> – och, ta piękna, dystyngowana niemczyzna! Pewnego wieczoru w Petach Tikva, w państwie Izrael.) </span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXceUHHswf2PnbLnB2w8C3u2rsZtD2K6Tw_wwKgZHA_NfxW5FK6ha2kkJBn98ryzZhmMhBs8M4KUheLRP9aB4VyGi7M2YP9_4jO28Iu-1Gog-3clIB8ou4Ln5vld32e3nquFEgqcN94qU/s1600/Israel+August+2016+121.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXceUHHswf2PnbLnB2w8C3u2rsZtD2K6Tw_wwKgZHA_NfxW5FK6ha2kkJBn98ryzZhmMhBs8M4KUheLRP9aB4VyGi7M2YP9_4jO28Iu-1Gog-3clIB8ou4Ln5vld32e3nquFEgqcN94qU/s400/Israel+August+2016+121.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">„Miałem 18 lat, gdy przez Triest dotarłem do Hajfy i znalazłem pracę w administracji celnej, która wówczas, przed założeniem państwa w 1948 roku, znajdowała się oczywiście pod zwierzchnictwem brytyjskim. Od tamtej pory wiem, jak można w książkach przemycać płaskie złote zegarki albo banknoty – oczywiście przy założeniu, że potrafi się odpowiednio pomajstrować przy okładkach. Ale to była domena innych, ja się tym nie parałem.” </span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Pan Holzer pozostał w służbie celnej, założył rodzinę, doczekał się w międzyczasie wnuków, a nawet prawnucząt. Wraz ze swym przyjacielem Benjaminem Sklarzem w 2009 roku jeszcze raz odwiedził Wrocław i przemierzał stare zaułki. </span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">„Byliśmy też na Yorckstraße, dzisiejszej ulicy Jemiołowej. Wie pan, gdzie to? Jedno ze wspomnień mojego dzieciństwa i młodości: piękny stary dom porośnięty bluszczem. A pomiędzy listowiem flagi ze swastyką. Jedno i drugie utkwiło w mej pamięci nierozerwalnie splecione: sielankowy bluszcz i flagi morderców.”</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Szukali jednak przede wszystkim domu, w którym urodził się Emil Ludwig – pisarz ten był wszak w latach dwudziestych i trzydziestych równie popularny jak Stefan Zweig. „Ale on przecież też został wypędzony i dziś mało kto o nim nie pamięta”, mówi pan Holzer i drżącymi, starczymi dłońmi poprawia jarmułkę na głowie, tymczasem dr Sklarz dyskretnym zerknięciem na zegarek daje mi do zrozumienia, że powoli powinniśmy się zbierać, żeby zanadto nie nadwyrężyć resztek sił starszego pana.</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Wtedy nagle rozlega się śmiech, nieoczekiwanie gromki. „Mój drogi, wielce szacowny panie doktorze Sklarz, ja dobrze widzę, że pan spogląda na zegarek. Zanim jednak nasz gość, którego wizyta bardzo mnie cieszy, odjedzie autobusem nr 82 do Tel Avivu, niechże dane mu będzie rzucić okiem na moją obecną, wieczorną lekturę. Bo wiek, słabowitość i dolegliwości swoją drogą, a człowiek musi przecież dbać o sprawny umysł, żeby duch był przynajmniej trochę silniejszy od ciała.” </span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">A co czytuje wieczorami Gabriel Holzer, urodzony w 1923 roku w Breslau? Obszerną biografię Goethego autorstwa Emila Ludwiga – niegdyś prawie-biblię wykształconego Niemca. „Czasami opowiadam Victorowi o naszym Goethem, a on rewanżuje się bajkami ze swojej filipińskiej ojczyzny, których konkluzje dają niekiedy wiele do myślenia.” <i>Beseder</i>, Victor?”</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">„<i>Beseder</i></span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">”</span>, odpowiada po hebrajsku uprzejmy Filipińczyk i proponuje zrobienie paru pamiątkowych zdjęć. „To keep the good memories…”</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEievOv8mlPmsg4BX80ABl6imMfnQjEhFUigAdjqlGssQUgHaUZBVvAUVHeIPaiCnFjeZglhbvNyWlfb8KQ2Rg6ErdkpqzDbHEy2yRcktxmAUV_AfacKIdzYb2EEpk2HBXjH-je8znROrzI/s1600/Israel+August+2016+120.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEievOv8mlPmsg4BX80ABl6imMfnQjEhFUigAdjqlGssQUgHaUZBVvAUVHeIPaiCnFjeZglhbvNyWlfb8KQ2Rg6ErdkpqzDbHEy2yRcktxmAUV_AfacKIdzYb2EEpk2HBXjH-je8znROrzI/s400/Israel+August+2016+120.JPG" width="400" /></a></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">Potem żegnamy się, unikając przygnębiających uwag w stylu „może to już po raz ostatni“, bo przecież i tak nagle wszyscy najbardziej przejmują się tym, żebym nie spóźnił się na autobus powrotny do Tel Avivu. W drodze na przystanek autobusowy dr Sklarz znowu nuci niemieckie piosenki ludowe. „<i>Wszystkie ptaszki przyleciały, wszystkie ptaszki, tralalala</i>… Pamięta pan to?” </span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Ależ oczywiście. Tyle że nie słyszałem tego od czasów dzieciństwa. Niezapomniane popołudnie i wieczór w izraelskim Petach Tikva na wschodnim krańcu Morza Śródziemnego. <br />
</span></div>
<br />
<br />Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-24851872148772957152016-08-17T12:43:00.000+02:002016-08-19T14:10:37.712+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Z Breslau do Jerozolimy. Podróż pisarza miejskiego (I)</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<span style="font-size: medium;">„Był lipiec 1938 roku, gdy z balkonu oglądałem przyszłych morderców mojego narodu, tam na dole, na tym ogromnym placu, gdzie dzisiaj – jak mi pan mówi – stoi piękny, nowy gmach Forum Muzyki. No cóż, wtedy grano tam zupełnie inne melodie. Pamiętam dziarskie marsze, przemówienie Hitlera przyjęte entuzjastyczną wrzawą tłumów, a potem szczegółowo zaplanowaną przez Goebbelsa paradę Niemców Sudeckich, która miała przygotować nastroje przed wkroczeniem do Czechosłowacji… Temu spektaklowi – tak kluczowemu dla Hitlera, Göringa i Goebbelsa – Norman Davis poświęcił kilka stron w swojej wspaniałej monografii o dziejach Wrocławia, napisałem potem do niego list. Byłem tam przecież wtedy, aczkolwiek nie jako jeden z tych wiwatujących, tylko jako lękliwy sześcioletni chłopiec o imieniu Manfred, któremu niania pokazała ten donośnie skandujący tłum. Już wtedy przeczuwałem, że to zwiastun czegoś złego</span><span style="font-size: medium;">.”</span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />Profesor Mordechai Rotenberg, rocznik 1932, w białej koszuli i spodniach na szelkach siedzi w swoim jerozolimskim mieszkaniu i podsuwa mi jedną ze swych licznych książek. <i>The Trance of Terror</i> – studium psycho-religijnego fundamentalizmu. Żywa teraźniejszość: terror w imię religii. To właśnie między innymi dlatego prowadzone są drobiazgowe kontrole na dworcu autobusowym w Tel Avivie, skąd co 20 minut odjeżdżają autobusy do Jerozolimy, a potem ponowne kontrole przy wyjściu z jerozolimskiego dworca. Wszystko to jednak przebiega sprawnie i spokojnie, a młodzi żołnierze i żołnierki w autobusie sprawiają wrażenie cywili, wracają wprawdzie do bazy, mają mundury, wysokie wojskowe buty i pistolety uzi, ale zajęci są głównie smartfonami i niekończącą się frajdą, jaką sprawia im flirtowanie. </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />Ileż to ludzi mogłoby ocaleć, myślę sobie któryś raz z rzędu, gdyby ten Izrael istniał już w 1938 roku. Gdyby akurat wtedy Brytyjczycy nie ograniczyli napływu prześladowanych do Palestyny – ówczesnego brytyjskiego terytorium mandatowego. I gdyby nie ulegli naciskom arabskich feudałów, którzy na leżących odłogiem polach sąsiadujących z ich włościami nie chcieli wyemancypowanych syjonistów mogących pokazać „arabskiemu pospólstwu”, na czym polega nowoczesne życie. Wśród ówczesnych imigrantów był także profesor Rotenberg, któremu wtedy niemal w ostatniej chwili udało się uciec – przez Jugosławię do Triestu, a potem statkiem do Tel Avivu, gdzie nota bene nie było jeszcze wtedy nawet portu z prawdziwego zdarzenia. Religijny, a zarazem na wskroś nowoczesny człowiek, którego mieszkanie zdobią chasydzkie dzieła sztuki. Buchdruckerei Rotenberg – Drukarnia Książek Rotenberg, w której jego ojciec, urodzony w Warszawie uczony, drukował niegdyś prace dyplomowe wrocławskich studentów, należy już oczywiście od dawna do przeszłości. Pozostało po niej co najwyżej jakieś zdjęcie w rodzinnym albumie, którego inne strony świecą pustkami: Tylko nieliczni członkowie rodziny Rotenberg przeżyli <i>Shoah</i>, ową zbrodnię na człowieczeństwie dokonaną przez samozwańczo „kulturalny naród niemiecki”. </span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEii69gmHka0XBy-38wiAFQyWC-Ag3UfG4obZKROIPmyVxF2Fs0fkDpyLunqMqlcWl2SwkdwRhQXxIv2esfCGG3YV30MoICcO__1mnXB7J__Sy_MvkfG1wHPjBzRnF9moEBWqBZKqgegTUg/s1600/Israel+August+2016+104.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEii69gmHka0XBy-38wiAFQyWC-Ag3UfG4obZKROIPmyVxF2Fs0fkDpyLunqMqlcWl2SwkdwRhQXxIv2esfCGG3YV30MoICcO__1mnXB7J__Sy_MvkfG1wHPjBzRnF9moEBWqBZKqgegTUg/s400/Israel+August+2016+104.JPG" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />Przebywam kilka dni w Izraelu między innymi właśnie po to, aby spotkać się z byłymi wrocławianami – niemieckimi i polskimi Żydami, którzy mogą jeszcze zaświadczyć o tym, że ich rodzinne miasto wcale nie zostało zniszczone wiosną 1945 roku, tylko że wszystko zaczęło się już 30 stycznia 1933 roku i potem było po prostu kontynuowane – również w postaci owego letniego widowiska w 1938 roku, podczas którego mały chłopiec Manfred bodajże po raz pierwszy zobaczył, jak rodzi się masowa histeria. Może też zresztą dlatego ten dziś już emerytowany intelektualista, laureat renomowanej Nagrody Izraela za zaangażowanie społeczne, sprawia wrażenie opanowanego i tego popołudnia ani razu nie pozwala sobie na jakąkolwiek jowialność. A w tle wyczuć da się jednak także radość: Pod koniec tego tygodnia profesor Rotenberg znowu będzie we Wrocławiu, odwiedzi Synagogę Pod Białym Bocianem i spotka się z prezydentem miasta, Rafałem Dutkiewiczem.</span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
„W tutejszych gazetach pisali, że to ponoć ja uratowałem Jerozolimę – ja, dzieciak z Breslau.” Mordechai Rotenberg otwiera gazetę, w której widnieje zdjęcie szesnastoletniego bojownika: Nigdy więcej nie być bezbronnym, nie dać się zapędzić ani do gazu, ani do morza. Gdy w 1948 roku na mocy decyzji ONZ powstało państwo Izrael, jeszcze tej samej nocy pięć armii arabskich napadło na ten kraj. Najbardziej zacięte walki toczyły się w Jerozolimie, dokładnie tam, gdzie dziś znajduje się francuski Instytut Kultury. A Manfred, który nosił już wtedy dumne imię Mordechai – ku czci biblijnego bohatera, kuzyna Estery, który odmówił uklęknięcia przed perskim władcą – rzucił z okna otoczonego walkami domu koktajl Mołotowa, w wyniku czego jordański pojazd wojskowy stanął w płomieniach, a ofensywa na zamieszkałą przez Żydów zachodnią Jerozolimę została powstrzymana.</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_k91bqk2zb-IHKQovadt76B4rdmhlpCWMRVXC1I0sLwMHn_DLFj7rHsFTYgZu1-GErdHdxXVH0F835xxE3YTY2mipyDlCnMGu24aYJ62x61fEzAfvA3fR0V1cJ_pOIax4TZUwF8lUIg0/s1600/Israel+August+2016+102.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_k91bqk2zb-IHKQovadt76B4rdmhlpCWMRVXC1I0sLwMHn_DLFj7rHsFTYgZu1-GErdHdxXVH0F835xxE3YTY2mipyDlCnMGu24aYJ62x61fEzAfvA3fR0V1cJ_pOIax4TZUwF8lUIg0/s400/Israel+August+2016+102.JPG" width="300" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
„No cóż, takie tam wspomnienia. Tutaj, na tym drugim zdjęciu jest mój ówczesny zwierzchnik i ja. Dziś obaj jesteśmy starcami…“ A ta fotografia w ramce na ścianie, przedstawiająca miłego młodzieńca w mundurze? „Mój najmłodszy syn. Zginął podczas akcji w 1988 roku</span><span style="font-size: medium;">.”</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Informacja wręcz lapidarna, a zarazem ostrzegawczy znak stopu: Pomimo idylli panującej w mieszkaniu naukowca, pomimo słonecznego blasku dyskretnie sączącego się przez korony pinii – to jerozolimskie popołudnie wcale nie upływa na opowiadaniu krzepiących anegdot. Profesor Rotenberg, który wykładał w Berkeley i w Nowym Jorku, a przez całe życie prowadził badania na Uniwersytecie Jerozolimskim, nie jest też bynajmniej liberalnym wzorem świeckości, tylko raczej religijnie nacechowanym intelektualistą, dla którego wszelako rozsądek, postrzeganie świata racjonalną miarą wcale nie stoją w sprzeczności z wiarą. Czy znaczny wkład profesora w rozwój psychologii religii jako dyscypliny naukowej można zatem interpretować jako pokłosie dziecięcych wspomnień o tamtym „Niemieckim Święcie Gimnastyki i Sportu”? Skromna odpowiedź ogranicza się do wzruszenia ramion: Profesor Mordechai Rotenberg, urodzony w Breslau, zamieszkały w Jerozolimie, nie jest zwolennikiem chełpliwości. </span></div>
<br />
<span style="font-size: medium;">Potem, w podróży powrotnej do Tel Avivu pochłania mnie fascynująca lektura <i>The Trance of Terror</i>, pewien rodzaj religijno-badawczego uzupełnienia do <i>Masy i władzy</i> Eliasa Canettiego, która nota bene nie tylko opisuje religijne mantry jako zagrożenie dla samodzielnego myślenia, lecz także ową poprawność polityczną, która w podobny sposób upaja się powtarzaniem wciąż tych samych, pseudo-postępowych formułek. Cóż za mocny protest przeciw błogostanowi samootępiającego myślenia i działania! Tylko interpretacja transowego techno i rave jako rytmów prowadzących do duchowego i intelektualnego autowyobcowania wydaje mi się troszkę niesprawiedliwa. Ostatecznie bowiem ci, którzy co noc oddają się tym rytmom w pobliżu plaży Tel Avivu, nie tracąc przy tym ni krzty zdolności do autorefleksji, to moi najlepsi tutejsi przyjaciele. Przeważnie żołnierze na weekendowych przepustkach. Strzegą również tej plaży – oazy radości życia i tolerancji na krwawym Bliskim Wschodzie i zarazem niegdysiejszego miejsca przyjazdu owych nielicznych członków rodziny Rotenberg, którzy zdołali się jeszcze uchronić przed niemiecka maszynerią zagłady. </span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsoM2yDntM72o9h9Zbb_TfSXPsQIeOuNMxqOwRflbzT093ynxLeQKKuWCQDO7DuAwyBxP_-uWOO5jkwa1HiddMuvRrJkfQihUXRta2m0xQimxtnYyxR2DMgmtEJDzbITtwYKkfdHUGy7k/s1600/tlv+august+16+004.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsoM2yDntM72o9h9Zbb_TfSXPsQIeOuNMxqOwRflbzT093ynxLeQKKuWCQDO7DuAwyBxP_-uWOO5jkwa1HiddMuvRrJkfQihUXRta2m0xQimxtnYyxR2DMgmtEJDzbITtwYKkfdHUGy7k/s400/tlv+august+16+004.JPG" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6SvOelTXLq_QSK8JALBBvBSmurt7IleJZe-jnO0hwKjxkVp1KWTnJc4a_lwVUVjNHEuoF3C0UbBwQ5uMzr1Tr_LJ1aFeTe3ObgB8RZEdzFtWMLxdIwdse4QJ7N3cwmp4n-uy65qHlXU8/s1600/tlv+august+16+005.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6SvOelTXLq_QSK8JALBBvBSmurt7IleJZe-jnO0hwKjxkVp1KWTnJc4a_lwVUVjNHEuoF3C0UbBwQ5uMzr1Tr_LJ1aFeTe3ObgB8RZEdzFtWMLxdIwdse4QJ7N3cwmp4n-uy65qHlXU8/s400/tlv+august+16+005.JPG" width="400" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijM2l880eX7lPUOVbXvPppoWK2VTrG4IpI-NkWd7XSQqaOqwMHh1D-GqTDPzU6T-vgRdE_zjDTM1X03cbdMo0cnxqLb84igf49Sjc-32HMb036HOvsMRbUmmvN_SBbnNzQcevAWlHbXDk/s1600/tlv+august+16+006.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijM2l880eX7lPUOVbXvPppoWK2VTrG4IpI-NkWd7XSQqaOqwMHh1D-GqTDPzU6T-vgRdE_zjDTM1X03cbdMo0cnxqLb84igf49Sjc-32HMb036HOvsMRbUmmvN_SBbnNzQcevAWlHbXDk/s400/tlv+august+16+006.JPG" width="300" /></a></div>
<br />Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-61230608884309688852016-08-13T23:45:00.000+02:002016-08-15T13:41:57.213+02:00<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: medium;"><b><!--[if gte mso 9]><xml> <o:OfficeDocumentSettings> <o:AllowPNG/> </o:OfficeDocumentSettings> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:WordDocument> <w:View>Normal</w:View> <w:Zoom>0</w:Zoom> <w:TrackMoves/> <w:TrackFormatting/> <w:HyphenationZone>21</w:HyphenationZone> <w:PunctuationKerning/> <w:ValidateAgainstSchemas/> <w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid> <w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent> <w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText> <w:DoNotPromoteQF/> <w:LidThemeOther>DE</w:LidThemeOther> <w:LidThemeAsian>X-NONE</w:LidThemeAsian> <w:LidThemeComplexScript>X-NONE</w:LidThemeComplexScript> <w:Compatibility> <w:BreakWrappedTables/> <w:SnapToGridInCell/> <w:WrapTextWithPunct/> <w:UseAsianBreakRules/> <w:DontGrowAutofit/> <w:SplitPgBreakAndParaMark/> <w:DontVertAlignCellWithSp/> <w:DontBreakConstrainedForcedTables/> <w:DontVertAlignInTxbx/> <w:Word11KerningPairs/> <w:CachedColBalance/> </w:Compatibility> <m:mathPr> <m:mathFont m:val="Cambria Math"/> <m:brkBin m:val="before"/> <m:brkBinSub m:val="--"/> <m:smallFrac m:val="off"/> <m:dispDef/> <m:lMargin m:val="0"/> <m:rMargin m:val="0"/> <m:defJc m:val="centerGroup"/> <m:wrapIndent m:val="1440"/> <m:intLim m:val="subSup"/> <m:naryLim m:val="undOvr"/> </m:mathPr></w:WordDocument> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 9]><xml> <w:LatentStyles DefLockedState="false" DefUnhideWhenUsed="true"
DefSemiHidden="true" DefQFormat="false" DefPriority="99"
LatentStyleCount="267"> <w:LsdException Locked="false" Priority="0" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Normal"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="heading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="9" QFormat="true" Name="heading 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 7"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 8"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" Name="toc 9"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="35" QFormat="true" Name="caption"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="10" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" Name="Default Paragraph Font"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="11" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtitle"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="22" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Strong"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="20" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="59" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Table Grid"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Placeholder Text"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="1" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="No Spacing"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" UnhideWhenUsed="false" Name="Revision"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="34" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="List Paragraph"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="29" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="30" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Quote"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 1"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 2"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 3"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 4"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 5"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="60" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="61" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="62" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Light Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="63" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="64" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Shading 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="65" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="66" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium List 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="67" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 1 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="68" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 2 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="69" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Medium Grid 3 Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="70" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Dark List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="71" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Shading Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="72" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful List Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="73" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" Name="Colorful Grid Accent 6"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="19" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="21" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Emphasis"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="31" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Subtle Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="32" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Intense Reference"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="33" SemiHidden="false"
UnhideWhenUsed="false" QFormat="true" Name="Book Title"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="37" Name="Bibliography"/> <w:LsdException Locked="false" Priority="39" QFormat="true" Name="TOC Heading"/> </w:LatentStyles> </xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]> <style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:"Normale Tabelle";
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:8.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:107%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:"Calibri","sans-serif";
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:"Times New Roman";
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;}
</style> <![endif]--> </b></span><br />
<span style="font-size: medium;"><b><b style="mso-bidi-font-weight: normal;"><span lang="PL">Nocne łowy rybaka ludzi: (Niemal) do utraty tchu...</span><span lang="PL"><br />
</span></b></b><span style="font-size: small;"><span style="font-size: medium;"><br />
„Powiedz no, kiedy ty wreszcie spotkasz się z naszymi prawicowymi radykałami?” To pytanie nie było wcale żartem. Ostatecznie Wrocław jest przecież ponoć <i>hot spotem</i> ekstremistów, niedawno spalili przed ratuszem zdjęcie prezydenta miasta, Rafała Dutkiewicza. Ale niby po co, przepraszam, mam się z tymi brzuchaczami spotykać? </span></span></span></div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br />
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: medium;">„No, bo jesteś pisarzem miejskim!“ ...kafejkowe pogawędki na bajecznie kolorowym Rynku albo wieczorem w zacisznych ogródkach piwnych nad brzegiem Odry. Partnerami w tych rozmach są studenci, ludzie tutejszej bohemy i inne na szczęście wielojęzyczne osoby. Zdają się być nękani obawą, że w tym mieście pokazywana jest mi tylko jasna strona życia, kompatybilna z ideami EU, a wszystko, co od tej normy społecznej odbiega, jest skrzętnie skrywane za parawanem milczenia. Ponadto zaś jeszcze jeden postulat: kiedyś koniecznie powinienem poznać pewną tutejszą socjolożkę reprezentującą empirycznie potwierdzoną tezę, że Europejska Stolica Kultury, niegdysiejszy Breslau, wcale nie jest aż taki otwarty, za jaki się z taką lubością uważa.</span></span></span></div>
</div>
<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: medium;"> </span></div>
<div class="MsoNormal">
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Tymczasem – patrząc na to dialektycznie – już sam fakt prowadzenia takich rozmów mógłby stanowić dowód, że jest wręcz przeciwnie. Nie mówiąc już o moich eskapadach do klubów nocnych późnymi wieczorami, kiedy nie ma już dla mnie oficjalnego „programu zwiedzania”, po części również dlatego, że zawczasu uprzejmie, aczkolwiek stanowczo takie prośby/żądania odrzuciłem. Spotykam wtedy na przykład Samiego Harba, mieszkającego w Warszawie młodego nowojorczyka o libańskich korzeniach, który śpiewa i tańczy na scenach polskich klubów i regularnie bywa również we Wrocławiu, najchętniej w owym lokalu u stóp Wzgórza Partyzantów, gdzie kiedyś znajdowały się kazamaty dawnych fortyfikacji miejskich, a za czasów „Festung Breslau” siedziba podziemnego sztabu w najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. </span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">„Uwierz mi, to miasto i jego mieszkańcy są naprawdę w porządku. Wiem, co mówię. Na Manhattanie musiałem u terapeuty spędzać całe godziny. Tutaj tego nie w ogóle nie potrzebuję, <i>really</i>.” (Nawet jeśli prowadzimy tę rozmowę głównie jako dialog, bo jestem jedynym, który odważył się zagadnąć Samiego podczas przerwy na papierosa przy wejściu do klubu. Tymczasem miejscowi – ku naszej wspólnej, może i nie do końca uczciwej, ale absolutnie nieszkodliwej ucieszcie – zachowują trochę anachroniczny dystans i tylko się z podziwem przyglądają).</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Albo tamten sprytny mieszkaniec Wrocławia pochodzenia arabskiego, który w podziemiach tutejszego kubańskiego pubu przedstawia się jako mówiący po polsku Latynos i, podczas gdy z głośników płyną hity Enrique Iglesiasa, po francusku udziela mi na ucho porad, jakimi strategiami uwodzicielskimi i tanecznymi można odbijać tutejsze kobiety im niekiedy dość fajtłapowatym, szybko upijającym się facetom – no, przynajmniej tu i ówdzie na kwadransik lub dwa. (Na wypadek, gdyby wykiwani konkurenci próbowali się jakoś fizycznie stawiać, uprzejmy <i>monsieur </i>ma nawet przy sobie trochę gazu pieprzowego, który również świetnie nadaje się do utarcia nosa ewentualnym prawicowcom czającym się na obrzeżach Rynku.). </span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Ach, i jeszcze ten młody tłumacz francuskiego, który nocą paradował z nagim torsem i w spodniach od joggingu w spowitym rytmami techno klubie Cactus, a w sobotni letni poranek człapie chwiejnym krokiem wzdłuż fosy i nagle ratuje się szybkim susem, gdy tuż przy chodniku śmiga samochód: </span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">„</span>Kurwa, <i>il faut pas finir comme Roland Barthes...</i></span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">”</span> (Przypomnijmy: paryski poststukturalista zmarł w lutym 1980 roku w wyniku obrażeń odniesionych w wypadku samochodowym: Po kolacji z Francois Mitterandem, przechodząc przez ulicę, wpadł pod koła furgonetki.)</span><span style="font-size: medium;"> </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEKor2UkZ6zsrI9-cbm-oOhySDjE70bKNFBR3m5QvVOp0-b7f-kvITSF_UYqnVyZ9j8i_DeVwH6zH5EvhEfnV_M2GjOlWIMzrchz06Ae7163INwdbzOBLt9bQ3onoWDYkKRJprWTSVXaw/s1600/br4+005.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhEKor2UkZ6zsrI9-cbm-oOhySDjE70bKNFBR3m5QvVOp0-b7f-kvITSF_UYqnVyZ9j8i_DeVwH6zH5EvhEfnV_M2GjOlWIMzrchz06Ae7163INwdbzOBLt9bQ3onoWDYkKRJprWTSVXaw/s400/br4+005.JPG" width="400" /></a></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"><br />
</span><span style="font-size: medium;">Cóż to za historie? Zwyczajne: Opowiadają o tęsknocie za heterogenicznością, o beztroskich wygłupach, igraszkach, które nie ograniczają się do horyzontów miasta i ojczyzny. Mówią o przemyślnym hedonizmie – a zdziwienie tych wszystkich pechowców, którzy nie znają ani uciech klubu Cactus, ani duchowej euforii, jakiej dostarcza wnikliwa lektura dzieł Rolanda Barthesa, kwitują spokojnym wzruszeniem ramion. </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
A tępawi ultraprawicowcy w zupełnie innych dresach, z ogolonymi głowami i piwnymi brzuszyskami? W drodze z mojego stypendialnego lokum na zakupy w „Biedronce” regularnie mijam pewien sympatyzujący z nimi sklep sportowy, którego drzwi zdobi ogromny anty-Merkelowski plakat. Na jego dolnym brzegu: cała masa przekreślonych symboli – od euro przez imigrantów aż po konstelację ciał, która – w niezamierzenie śmieszny sposób – ma chyba przestawiać/ potępiać „akt homoseksualny”. Jakież to żałosne! Lepiej już powinni, myślę sobie, brać przykład z tych pogodnych uczestników happeningu, którzy w czasach przełomu’89 wyszli na wrocławskie ulice ze stylizowanym na<i> Solidarność</i> zmysłowym transparentem: SEKSUALNOŚĆ! (ha ha ha…) </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
Konkluzja: Jakąż stratą czasu byłoby spotkanie z ekstremistami. Lepiej już poznawać tych <i>innych</i>: analizujących krytycznie i do tego – czy wręcz przede wszystkim – doświadczonych erotycznie.</span><span style="font-size: medium;">.</span></div>
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-36951752572057414952016-08-10T12:09:00.000+02:002016-08-11T11:05:07.228+02:00<div class="MsoNormal">
<span style="font-size: medium;"><b>Brexit we Wrocławiu</b><span lang="PL"><br />
<br />
W bardzo zajmującej książce<i style="mso-bidi-font-style: normal;"> </i>polskiego pisarza Stefana Chwina <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Ein deutsches Tagebuch</i> (czyli <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Niemiecki pamiętnik – </i>niemieckojęzyczna publikacja jest zbiorem wybranych tekstów z dwóch polskojęzycznych książek tego autora: z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Kartek z dziennika </i>oraz z <i style="mso-bidi-font-style: normal;">Kartek dla dorosłych</i> – przyp. tłum.) natknąć się można m.in. na takie oto znamienne spostrzeżenie: Współcześni autorzy niemieccy, którzy odwiedzają regiony niegdyś niemieckie, a od 1945 roku polskie, opowiadają wprawdzie ciekawe historie i krytycznie traktują przeszłość – niemniej jednak zawsze czynią to wyłącznie z własnej perspektywy.<br />
<br />
Ów słuszny zarzut pod adresem narodowego egocentryzmu da się wszelako trochę złagodzić jednym argumentem: Czy byłoby lepiej, gdyby niemiecka literatura współczesna kreowała się aż tak inwazyjnie, by przyjmować zarazem polską lub żydowską perspektywę? Zapiski we wspomnianym dzienniku pochodzą nota bene z przełomu tysiącleci. Od tamtej pory wiele się wydarzyło: Niemcy, którzy nie władają polskim, znacznie częściej mogą teraz usłyszeć o polskich losach bezpośrednio od Polaków, rozmawiając z nimi po angielsku. Dzieje się tak dzięki rosnącej popularności tego języka, przy czym niejeden Polak nauczył się go bezpośrednio w Londynie, Leeds, w Manchesterze czy Liverpoolu.<br />
<br />
Tendencja ta przynosi korzyści również mnie. We Wrocławiu nie czuję się „zagubiony” i przy okazji nieraz słyszę, jak negatywnie skutki przede wszystkim dla młodych Polaków może pociągnąć za sobą zapowiadany Brexit. Nie ma to nic wspólnego z tak często omawianymi „stosunkami polsko-niemieckimi”. Nie chodzi też o jakieś mrzonki czy społeczne utopie. Chociaż może i tak: Bo przecież to właśnie ci, którzy chcieli wyrwać się ze wsi, z podwrocławskich zaścianków skorzystali ze swobód mobilności, by poszerzyć swoje horyzonty, zarobić pieniądze i wrócić do ojczyzny z zupełnie innym spojrzeniem na świat. I teraz mogą mi o tym opowiadać. Jak chociażby młoda fryzjerka, która nauczyła się swojego fachu w Londynie, gdzie współdzieliła mieszkanie z przedstawicielami różnych kultur i borykała się ze związanymi z tym konfliktami dającymi się na szczęście poskramiać w cywilizowany sposób. Wróciwszy do Wrocławia z pewnym zapasem oszczędności, znów myśli o wyjeździe w daleki świat: Co jednak, jeżeli Polacy jako doświadczeni pracownicy staną się nagle niepożądani na brytyjskim rynku pracy? Co, jeśli po Brexitowym referendum pojawią się niespodziewane przeszkody? Chyba trzeba będzie jechać do Kanady lub Australii, bo Nowa Zelandia wydaje się jej końcem świata, a życie w Stanach zbyt zagonione.</span><br />
<br />
Oto historie osób, którym – jako społecznie nieuprzywilejowanym – przynosiła korzyści Unia Europejska niestawiająca w swoich regulacjach na „anonimowość”, lecz dająca słabszym szansę powołania się na międzynarodowe porozumienia i uwolnienia się od kaprysów krajowej biurokracji. Ci młodzi Polacy nie są bowiem ani absolwentami szkół wyższych, którym dane było skorzystać z dobrodziejstw unijnych grantów, ani też rozpuszczonymi artystami, których do mobilności przekonuje dopiero odpowiednio wysokie stypendium. Nie są też na pewno wnukami wschodnioeuropejskiej późnokomunistycznej nomenklatury, którzy teraz w Brukseli studiują prawo międzynarodowe, by jeszcze o parę lat przedłużyć częściowe bezprawie w swoich krajach.<span lang="PL"><br /><br />Co zatem stanie się z tymi wrocławskimi śmiałkami?</span><br /><br />„I to akurat teraz“ reasumuje, delektując się moim zdziwieniem, zapamiętały anglofil P., który mówi z akcentem à la <i>Downtow Abbey</i> i za nic w świecie nie chce mi przeliterować swojego najeżonego spółgłoskami polskiego imienia. „Call me Dexter!” Bo ostatecznie tak właśnie brzmiała jego ksywa, gdy przed paroma laty mieszkał w brytyjskiej stolicy, współdzieląc mieszkanie z rówieśnikami – młodymi Hindusami, którzy nawiasem mówiąc wcale ponoć nie kiwali głowami na boki, ani też nie rozsiewali wokół aromatu curry.<br />
<br />
„Zaoszczędziłem parę złotych i mam nadzieję, że wystarczą mi do chwili, gdy uda mi się znaleźć jakąś nową pracę w Londynie. I to jeszcze przed wprowadzeniem nowych reguł, które utrudnią mi życie. <i>Anyway, keep finger´s crossed</i>.“ Bądź co bądź, na oczarowanie nawet najbardziej euroseceptycznych Brytyjczyków P. ma swój akcent, który przyswoił sobie kiedyś w Londynie, a teraz we Wrocławiu wciąż szlifuje, oglądając na smartfonie ulubione filmy z Judi Dench i Maggie Smith. </span></div>
<div class="MsoNormal">
<div style="font-style: italic; text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><i>Oto</i> prawdziwa elita, myślę ze wzruszeniem, potomkowie Balzakowskiego Rastignaka, nieustraszeni młodzi ludzie, którzy pragną mierzyć się z wielkimi miastami, być kowalami własnego losu. Jak to dobrze, że wszyscy możemy rozmawiać ze sobą po angielsku, by wymieniać się doświadczeniami i nie ograniczać się ani do perspektyw narodowych, ani językowych. Brexit Brexitem, ale: <i>Never give up! </i></span></div>
</div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-33538209818577456392016-08-06T22:14:00.000+02:002016-08-08T15:55:51.879+02:00<div class="MsoNormal"><span style="font-size: medium;"><b>Wizjoner europejskiego pojednania – prawie nieznany w Niemczech: Kardynał Bolesław Kominek</b><br />
</span><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Cóż za kontrast! Podczas gdy w Niemczech historyczne uklęknięcie Willy’ego Brandta w Warszawie od dawna jest trwałym obrazem w pamięci narodowej, nazwisko Bolesława Kominka wydaje się wciąż nieznane. Nie zdołała tego zmienić nawet wystawa w berlińskiej Izbie Deputowanych – no bo i któżby tam zaglądał?</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">We Wrocławiu jednak ta sama wystawa, którą można oglądać jeszcze do 26 września, przyciąga do pokaźnego XV-wiecznego gmachu, zwanego Arsenałem mnóstwo zwiedzających.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDhyE-0HhYr0XnXmew544o3f2HI8vHUgAYZzfoi-wyDMkgVz6HST6IJWHzbjIf96PoFT_xAN-P-kza6DZrJxo6k1NQ4jbX85wavrhZAvAe2guLZqcXaEEm3pC5rh8zI04Vo21BPBsuNMc/s1600/br12+001.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDhyE-0HhYr0XnXmew544o3f2HI8vHUgAYZzfoi-wyDMkgVz6HST6IJWHzbjIf96PoFT_xAN-P-kza6DZrJxo6k1NQ4jbX85wavrhZAvAe2guLZqcXaEEm3pC5rh8zI04Vo21BPBsuNMc/s400/br12+001.JPG" width="300" /></a></div><span style="font-size: medium;"><br />
Magnesem nie jest bynajmniej ekspozycja zabytkowej broni, tylko dzieje urodzonego w 1903 roku Bolesława Kominka, którego postać od 2005 roku upamiętnia także monumentalny pomnik na Piasku, największej z wrocławskich wysp na Odrze. Polski kardynał był bowiem autorem owego słynnego orędzia polskich biskupów do ich niemieckich braci, zawierającego zdanie, które potem przybrało historyczny wymiar: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Reżim komunistyczny natychmiast podniósł alarm: W imieniu Polaków przebaczać niemieckim zbrodniarzom nazistowskim – i do tego jeszcze prosić o przebaczenie za wypędzenie Niemców? Co będzie, jeśli to przesłanie faktycznie zostanie usłyszane i doprowadzi do zmiany powszechnej świadomości w Republice Federalnej Niemiec? Co, jeśli te zmienione Niemcy Zachodnie nie będą już mogły służyć jako rewanżystyczny postrach?<br />
<br />
W tym jednak, co komuniści od razu uznali za niebezpieczne, niemieccy biskupi nie dostrzegli szansy. Odpowiedzieli swoim polskim braciom w wierze w tak chłodny, niezobowiązujący sposób, że komuniści mogli triumfować: Widzicie, z takimi Niemcami nie da się zawrzeć pokoju, nasze miejsce jest nadal u boku Związku Radzieckiego… Czas na cezurę przyszedł dopiero pięć lat później, podczas warszawskiej wizyty Willy’ego Brandta. Owym licznym, dumnym z tamtego uklęknięcia Niemcom, którzy jeszcze dzisiaj gratulują sobie przełomowości tego gestu na drodze do pojednania, należy się przypomnienie melancholijnego komentarza ówczesnego polskiego prymasa, kardynała Wyszyńskiego: „Otrzymaliśmy od Niemców wszystko, czego pragnęliśmy, ale nie od tych Niemców, od których chcieliśmy to otrzymać.“<br />
<br />
Zareagował bowiem niemiecki agnostyk-socjaldemokrata i paru niemieckich protestantów, ale nie gros niemieckich katolików. Tymczasem na przestrzeni kolejnych dekad słowa odważnego, w 1965 roku tak haniebnie osamotnionego kardynała Kominka wielokrotnie przywoływała polska opozycja, podtrzymując marzenie o zjednoczonej, gotowej do pojednania i nierewanżystycznej Europie. I to również o tym przypomina wystawa, która prezentuje szeroką perspektywę czasową od napaści Hitlera i Stalina na Polskę w 1939 roku po wejście Polski do Unii Europejskiej w 2004 roku, kiedy to humanitarna wizja zmarłego w 1974 roku Bolesława Kominka stała się rzeczywistością. Na jednej z plansz w Arsenale widnieje taki oto komentarz po polsku, angielsku i niemiecku: „Przemiana świadomości w obydwu krajach uczyniła Polskę i Niemcy sojusznikami NATO i partnerami w Unii Europejskiej. Proces ten dokonuje się nie bez przeszkód po dziś dzień, a w obydwu krajach działają siły, które chcą te trudności wykorzystywać do realizacji własnych celów politycznych. Nic już jednak nie przypomina o wzajemnym braku zainteresowania i nienawiści sprzed 50 lat.“<br />
<br />
Przed akurat tymi słowami zatrzymują się nie tylko studenci historii, lecz także wiele młodych rodzin zwiedzających wystawę w ramach niedzielnej wycieczki. Przystają tam i po cichu rozmawiają. To niezapomniane, wzruszające chwile, w których rozmowa o Europie nagle się konkretyzuje, przybierając klarowne oblicza. Oblicza wielkiej powagi i zarazem cudownej łagodności</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_IDAqpsKmYDtkMX7GNh2N6jH5yI3Fyf9DbRGdVhO-yo2oYlb1JBwGs-4IBisUBGzghJQkLU1yD6gr0sgHT4ZZdDlb1fYAfAsSY3st3xLpPPNzaqUNw80HfTXzTa_TzRElATaG1pY9pBY/s1600/br12+006.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh_IDAqpsKmYDtkMX7GNh2N6jH5yI3Fyf9DbRGdVhO-yo2oYlb1JBwGs-4IBisUBGzghJQkLU1yD6gr0sgHT4ZZdDlb1fYAfAsSY3st3xLpPPNzaqUNw80HfTXzTa_TzRElATaG1pY9pBY/s400/br12+006.JPG" width="400" /></a></span></div><span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Owym współczesnym Niemcom, którzy dziś ostentacyjnie chlubią się uklęknięciem Willy’ego Brandta w 1970 roku, zupełnie jakby to oni sami byli wówczas w Warszawie, przypomnieć należy nie tylko o kardynale Kominku, lecz także o fakcie, że w zaledwie kilka tygodni po kanclerskiej wizycie, w grudniu 1970 roku komunistyczny reżim PRL znów sięgnął po ostrą amunicję – użytą przeciw protestującym robotnikom w Gdańsku, którym za odwagę przyszło zapłacić krwawą cenę.<br />
<br />
Dlatego nasuwa się pytanie: Jak to właściwie jest z tym „naszym“ federalno-niemieckim pojmowaniem historii, trochę zbyt często schlebiającym samemu sobie? Na ile stereotypowe są wyświechtane formułki o wstydzie, pojednaniu, itp., skoro o tych wszystkich ważnych historycznie faktach dowiadujemy się poniekąd tylko przypadkowo, jako dobrowolni więźniowie niemalże śmiesznej, skupionej na sobie narracji dotyczącej rozprawiania się z przeszłością?</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmiVGjoqzZzbpqLZaYo4GL3VOg99eTUsufbYrzHuBa6w3Vvnnr_4AJfil217QXtqvXC9sbxHOxg3Fa6y6RG8zBifWecRr_-hPn3KGqErU5NDl3MxADGxgIXmMNnCjDDWWs-kTg2IFG6wA/s1600/brs+13+006.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmiVGjoqzZzbpqLZaYo4GL3VOg99eTUsufbYrzHuBa6w3Vvnnr_4AJfil217QXtqvXC9sbxHOxg3Fa6y6RG8zBifWecRr_-hPn3KGqErU5NDl3MxADGxgIXmMNnCjDDWWs-kTg2IFG6wA/s400/brs+13+006.JPG" width="400" /></a></span></div><span style="font-size: medium;"><br />
</span></div></div><span style="font-size: medium;"> </span>Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-19929427217448210942016-08-01T19:22:00.000+02:002016-08-03T12:36:15.011+02:00<span style="font-size: medium;"><b>Poetycka żyłka Piotra-karateki. Nietuzinkowe spotkanie</b><br />
<br />
Nie, nie było go w kwietniu na „inauguracji” mojej rezydencji pisarza miejskiego, gdy po zakończeniu oficjalnej części uroczystości nagle obległ mnie tłum, który wprawdzie nie zadawał mi pytań, ale za to zasypał mnie wizytówkami. Nic dziwnego: Po pierwsze Piotr Stronciwilk nie należy do takiego rodzaju ludzi, po drugie w ogóle nie posiada wizytówek. (Podobnie zresztą jak ja. Oczywiście abstrahując od tych wszystkich wręczonych mi wtedy, wkrótce potem spożytkowanych na listy zakupów w Biedronce, pospiesznie spisywane na ich rewersach.) Przypadek chciał, że parę miesięcy później wpadł mi w ręce jeden ze starszych numerów czasopisma tutejszych studentów germanistyki „Elixier”, w nim zaś wiersze Maksa Herrmanna-Neißego w niemieckim oryginale i w polskim przekładzie.</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">„Kiedyś byłem niemieckim poetą …</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">”</span> Max Herrmann-Neiße, literacka gwiazda Republiki Weimarskiej, przyszedł na świat w 1886 w śląskiej Neiße (dzisiejszej Nysie). W 1933 roku zmuszony był wyemigrować. Zmarł w 1941 roku w Londynie, w ubóstwie i osamotnieniu. Chociaż życie go specjalnie nie rozpieszczało, to przecież właśnie on był współzałożycielem emigracyjnego PEN-u, noszącego dzisiaj nazwę „PEN-Clubu Niemieckojęzycznych Pisarzy za Granicą”. Jako członek owego zacnego stowarzyszenia wiem, ile zawdzięczamy dziś temu dzielnemu człowiekowi. I chociaż nie znam polskiego, to jednak przeglądając czasopismo, z coraz większym wzruszeniem dostrzegałem, jak młodzi studenci germanistyki przełożyli na swój język meliczne wersety Herrmanna-Neißego. Wspaniali tłumacze, a do tego wszyscy urodzeni zaledwie pod koniec lat osiemdziesiątych. Dlatego wielki komplement pod adresem Natalii Domagały, Justyny Helm, Moniki Klich, Katarzyny Kurki i Julianny Redlich!</span><br />
<div style="text-align: justify;"><br />
<blockquote class="tr_bq"><span style="font-size: medium;"><i><span style="font-size: medium;">„</span>Einsam treiben wir von Land zu Lande,/ überall der ungebetene Gast./ Einsam bleiben wir, der Heimat Schande/ beugt den Rücken uns mit schwerer Last … Z wyspy na wyspę dryfujemy,/ Goście niemili, nieproszeni,/ A hańby kraju ciężar niemy/ Zgina nam karki aż do ziemi.</i></span><span style="font-size: medium;"><i><span style="font-size: medium;">”</span></i></span></blockquote></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Był tam jednak jeszcze szósty student germanistyki, a mianowicie urodzony w 1988 roku w Głubczycach Piotr Stronciwilk, w którego notce biograficznej przeczytałem: „Ważną częścią jego życia jest sport, głównie karate. Jest członkiem klubu karate Uniwersytetu Wrocławskiego.“<br />
<br />
<i>Karateka</i> tłumaczem niziutkiego, wiecznego outsidera Maksa Herrmanna-Neißego? <i>Sportowiec</i>, który przełożył na polski „Nieskończoność poety” i „Burzę” – i to tak, że nawet ja odniosłem wrażenie, że rozpoznaję w polskim brzmieniu wierszy delikatnie-bolesną nutę melicznego oryginału?<br />
<br />
Dobrze, że istnieje Facebook! Dobrze, że tenże Piotr od razu znalazł czas i że się ze mną umówił – i to na szczęście nie w wysublimowanej literackiej kafejce, tylko w prawdziwiej ulicznej knajpie pod nasypem w pobliżu Arkad Wrocławskich. Oto pojawił się tam bowiem najwyraźniej bezpretensjonalny, muskularny mężczyzna z tatuażem na ramieniu i w t-shircie z <i>second-handu</i>, zachowując się tak, jakby nie zauważał pełnych podziwu spojrzeń siedzących tam kobiet, które <i>rzecz jasna</i> nie mogły oprzeć się porównywaniu go z brzuchatymi istotami tronującymi u <i>ich</i> boku.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh91yFL8w4AHYCxHuriLTCDJoGrXXVJDwBWlqu1eDQZAQt-Q1FMwi_kRDuLU5ehiSnzBJ7WLhqwYgJiuciEgWEqWg1wRqLsOOczPIpyrzlmZDR0_lSTvN9W24dpVGZQZ39ZkHqxaVMnsKA/s1600/brs14+003.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh91yFL8w4AHYCxHuriLTCDJoGrXXVJDwBWlqu1eDQZAQt-Q1FMwi_kRDuLU5ehiSnzBJ7WLhqwYgJiuciEgWEqWg1wRqLsOOczPIpyrzlmZDR0_lSTvN9W24dpVGZQZ39ZkHqxaVMnsKA/s400/brs14+003.JPG" width="300" /></a></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">„Dlaczego się śmiejesz?“ pyta uprzejmy germanista, który tłumaczył już Volkera Brauna, Goethego i Klausa Theweleita, a pod koniec sierpnia poślubi swą narzeczoną, również fascynatkę karate. Robię lekki unik, ale na siatkówce oka wciąż mam ślad takiego oto wyobrażenia: Piotr-karateka otoczony wianuszkiem berlińskich germanistek – kobiet o podwójnych nazwiskach i surowych wyrazach twarzy, uzbrojonych w srebrną biżuterię, albo nieco młodszych, ubranych w bezkształtne lniane ciuchy i zajętych „badaniami genderowymi”. Czy też pożerałyby go tak wygłodniałym wzrokiem i porównywały ze swoimi partnerami – amorficznymi, chuderlawymi pracownikami instytutu, fanami latte macchiato z mleczkiem sojowym, pochłoniętymi desperacką pogonią za jakimiś „grantami i stypendiami”?<br />
<br />
Ostatecznie jednak nie potrafię już opanować śmiechu i mówię mu o tej wizji. Tymczasem Piotr-karateka, posiadacz brązowego pasa, kwituje to krótkim „jo”, zapala kolejnego papierosa i powraca do o wiele istotniejszej kwestii dotyczącej tego, jak adekwatnie przetłumaczyć na polski wiersz Goethego zawarty w „Dywanie Zachodu i Wschodu” – opiewana tam bowiem wymiana oddechów pomiędzy Bogiem a człowiekiem już przy najdrobniejszym językowym odstępstwie nabiera zupełnie innej wymowy filozoficznej. <i>Jo, man!</i><br />
<br />
Piotr, który mówi o swojej narzeczonej: „Ona ma tak samo jak ja – system wczesnego ostrzegania, gdy ludzie wciskają jej kit. Wtedy kontruje.” <br />
<br />
Muskularny sportowiec (i palacz!) o subtelnym wyczuciu zarówno dla chwytów karate, jak i dla metrum wiersza, ale nieforsujący ani jednego, ani drugiego. (Po chwilach spędzonych w towarzystwie tak niewymuszenie fajnych <i>a zarazem</i> empatycznie-wrażliwych ludzi konieczność powrotu do świata wąskoustych pozerów działa później jak zimny prysznic.) Cóż za wspaniały wieczór, nawet jeśli po tym całym piwie i papierosach głos mój sięga Leonardowsko-Cohenowskich głębin.<br />
<br />
„<i>À propos</i> Leonard Cohen! To nie tylko genialny muzyk, lecz także wielki poeta, ponury wizjoner. I …” I tak oto toczy się ta nasza rozmowa o liryce i różnych innych sprawach, aż dochodzi północ. Na zakończenie wszelako towarzyszy jej trochę pogodniejsza wizja: Gdzieś na chmurce numer Siedem siedzi sobie garbaty gnom Max Herrmann-Neiße, który tu na naszym padole pisał te niemal niebiańskie wersety i miał nieszczęście zaznać tułaczego życia. Wyobrażam sobie, jak spogląda z góry na te tory kolejowe, na wrocławski trotuar i jak przysłuchuje się naszej rozmowie. Pozostaje nadzieja, że Piotr-karateka i pisarz miejski go nie rozczarowali, bo o ile ktoś jeszcze posiadał językowy system wczesnego ostrzegania przed wciskaniem kitu, to właśnie ów nieśmiertelny poeta z Neiße, dzisiejszej Nysy. </span></div>Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-44685463767454918372016-07-30T14:10:00.000+02:002016-08-02T18:09:37.814+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Zachować wspomnienia i ciekawość świata<br />
Popołudnie z Renate Zajączkowską</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b><br />
</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">W drodze z centrum miasta na ulicę Saperów taksówkarz nagle pokazuje lewą ręką placyk przed Sky Towerem. „Widzi pan tamtą rzeźbę? Ten rozpływający się czas? To oryginalny Dali! Kosztował sto tysięcy euro. Taki upływający czas to jednak mnóstwo forsy! Ha ha ha …“</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Starszy pan mówi trochę po niemiecku. Pyta, czym się zajmuję. Gdy opowiadam mu o moim blogu, konstatuje: „Wie pan, kto często siadywał tu, w mojej taksówce? Nasz Tadeusz Różewicz! Niech więc się pan przykłada do tej swojej roboty, nawet jeśli ten <i>blok</i> to nie poezja.” „<i>Blog…</i></span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> „No, tak, tak, młody człowieku, jak zwał, tak zwał …“</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPzxFnWj9oAPbObACk496CXR1gptYwe4ITZaiJk8XHpX_gOCPUO3HtH-1FhUvST0_CJyP9mnGLHSFsPvJteA2q_aNdwiPQsdNjkzMt3cRYkA2IVGMkC0HCHVQHfGQxRzertS9LtllAjv8/s1600/lima+pls+breslau+10+033.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPzxFnWj9oAPbObACk496CXR1gptYwe4ITZaiJk8XHpX_gOCPUO3HtH-1FhUvST0_CJyP9mnGLHSFsPvJteA2q_aNdwiPQsdNjkzMt3cRYkA2IVGMkC0HCHVQHfGQxRzertS9LtllAjv8/s400/lima+pls+breslau+10+033.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„Tak, ten upływający czas …</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> powtarza dźwięcznym głosem Renate Zajączkowska, kiedy opowiadam jej o tym epizodzie. Przyszła na świat w 1931 roku w niemieckiej rodzinie w Gliwicach, a do Wrocławia przyjechała w latach pięćdziesiątych wraz ze swym mężem-Polakiem. Od ponad 25 lat działa w zarządzie Niemieckiego Towarzystwa Kulturalno-Społecznego (NTKS), którym od ośmiu lat również kieruje. Mimo że skrzypiące schody w wiekowej willi przy zacisznej ulicy Saperów czasami dają się jej we znaki, osiemdziesięciopięciolatka sprawia wrażenie młodszej o co najmniej dziesięć lat.</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5mXZVloAoJTYinQ4YMeQQa503zqFrEb-cKxEPMIsQtM8zDMoE_dXXW5U_loVEqbZu9Ab_dcbxEK0PEYlmluh-SOzXKFb0U1pKQD0z5yfI-CXN3rYK0nQpAOXWxuIIf797FFtdsI4K4pM/s1600/lima+pls+breslau+10+038.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5mXZVloAoJTYinQ4YMeQQa503zqFrEb-cKxEPMIsQtM8zDMoE_dXXW5U_loVEqbZu9Ab_dcbxEK0PEYlmluh-SOzXKFb0U1pKQD0z5yfI-CXN3rYK0nQpAOXWxuIIf797FFtdsI4K4pM/s400/lima+pls+breslau+10+038.JPG" width="400" /></a></span></div>
<br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„Dzięki za układny komplement“ rzuca pani Renate z przekąsem, podpierając się na swojej lasce. „Powoli jednak staję się jedyną, która pamięta jeszcze czasy przedwojenne, wojnę i okres powojenny, tymczasem wraz z wieloma, którzy umierają, a za życia nie chcieli zabierać głosu, nieodwracalnie odchodzą w niepamięć całe historie.</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> Tak jak na przykład dzieje owej kobiety, która w 1945 roku podczas apokalipsy Festung Breslau musiała jako jeszcze bardzo młodziutka osoba wynieść z krypty gotyckiego kościoła św. Macieja pochowane tam w 1677 roku doczesne szczątki Angelusa Silesiusa i zakopać je gdzie indziej. „Dopiero kilkadziesiąt lat później znalazła siłę, by o tym opowiedzieć. Ale wtedy już nie pamiętała, gdzie dokładnie pogrzebała szczątki słynnego barokowego poety.“</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Tymczasem Renate Zajączkowska zdaje się mieć świetną pamięć, ale obchodzi się z nią bardzo uważnie. Prywatne szczegóły woli zachować dla siebie, gdy potem na dole, w przestronnej bibliotece przy kawie i ciastkach rozmawia z jedną z owych niemieckich grup, które czasem odwiedzają małą willę – posłowie albo też zwyczajni turyści zainteresowani polityką, przedstawiciele wszystkich pokoleń.<br /><br />Krótki zarys dziejów mniejszości niemieckiej w Polsce starsza pani nakreśla profesjonalnie: precyzyjnie i bez sentymentalizmu. Lekką melancholią napełnia ją tylko gasnące zainteresowanie niemieckich kościołów Niemcami mieszkającymi tutaj w Polsce i niemal automatyczna rezygnacja z prenumeraty ukazującego się dwa razy w roku czasopisma <i>Niederschlesische Informationen</i>, gdy w Niemczech umiera jakiś Ślązak. „No cóż, tak to już jest z tym upływem czasu. Dzieci tych osób same są teraz dziadkami i mają inne priorytety, a ich dzieciom i wnukom też co innego w głowie. Nie ma sensu nad tym lamentować.</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> Tego letniego popołudnia głos pani Renate tylko raz przybiera ostry ton: gdy ktoś z niemieckiej grupy chce się dowiedzieć, jak „ci Polacy</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> obchodzili się w ciągu „tamtych</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> dekad z „tutejszymi niemieckimi sprawcami</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span>.</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">„Ci, co pozostali tutaj, sprawcami na pewno nie byli! A ci, którzy mieli coś na sumieniu, zostali na pewno zawczasu wyprawieni na zachód!“ Podczas gdy pani Renate broni złożoności swojej biografii, jej polska koleżanka kończąca szykować bufet z kawą najpierw potrząsa głową, a potem szelmowsko mruga w moją stronę i pokazuje wyciągnięty w górę kciuk: Nasza Renate, mistrzyni ciętej riposty!</span><br />
<br />
O tym, czego pani Zajączkowska nie opowiada tutaj publicznie, przeczytać można w książce <i>Przeszłość, której nie da się zapomnieć</i>, która ukazała się w ubiegłym roku dzięki wsparciu wrocławskiego Konsulatu Generalnego Niemiec – po polsku i po niemiecku. Znalazła się tam również historia jej życia, aczkolwiek – podobnie jak i życiorysy innych osób z mniejszości niemieckiej – trochę stylistycznie niedopracowana, bo stanowiąca dosłowny zapis rozmowy. Kto zatem tylko przeczyta słowa pani Renate, nie słysząc jej, ani nie widząc, zyska prawdopodobnie tylko niepełny obraz tej silnej kobiety, która do dziś zachowała trzeźwe spojrzenie na świat i ów zdrowy dystans do samej siebie będący zarazem strategią radzenia sobie ze złymi doświadczeniami. „To miłe, co pan mówi o ‘pełności’ i ‘niepełności’. Tylko co kogo obchodzi moje życie prywatne …</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span></span> suchy śmiech i – koniec tematu.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIifo1_kDJAWSn08vhlSWzpMPjXb3RgJ8SjRSD05bthUKTvbQ_g9N0mZRpk9HEYRiyk4p6D_pdKO0uWPgWIVl6Grt1JIqHdEzqN673gToU-ixTdRFp8hvD_8SunLO-8gaLzQqrN5rB8i8/s1600/lima+pls+breslau+10+034.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIifo1_kDJAWSn08vhlSWzpMPjXb3RgJ8SjRSD05bthUKTvbQ_g9N0mZRpk9HEYRiyk4p6D_pdKO0uWPgWIVl6Grt1JIqHdEzqN673gToU-ixTdRFp8hvD_8SunLO-8gaLzQqrN5rB8i8/s400/lima+pls+breslau+10+034.JPG" width="400" /></a></span></div>
<br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Po wyjściu niemieckiej grupy domu wcale nie ogarnia paraliżująca cisza, panuje tu raczej pogodna krzątanina. Ruch na schodach, co chwilę ktoś zbiega w dół lub wbiega na górę: młody Niemiec ze stuttgarckiego Instytutu Stosunków Zagranicznych, młode Polki w tym samym wieku, pochłania ich mnóstwo papierkowej roboty, różne projekty, działalność kulturalno-lingwistyczna, planowanie wydarzeń i praca społeczna raczej skromnie uposażonego stowarzyszenia: na parterze willi znajduje się także magazyn z odzieżą przeznaczoną na pomoc dla potrzebujących emerytów z Wrocławia, którzy pewnie też mają ciekawe biografie.<br />
<br />
Ale wróćmy jeszcze raz do książki, gdzie pani Renate wyjawia więcej szczegółów ze swojego życia, również tam unikając jednak wszelkiego patosu: Pierwsze spotkanie ze szkołą w wieku sześciu lat, gdzie wszyscy śpiewają na podwórku niemiecki hymn, ona go nie zna i się wstydzi. Wkroczenie Armii Czerwonej i niemal natychmiastowe egzekucje większości mężczyzn. „A nam kazano potem kopać dla nich groby”. Ojciec, który trafia do niewoli, ale wkrótce wraca. Młodsza siostra, która po wojnie chodzi do polskiej szkoły: „Pamiętam jeszcze, jak pokłóciła się z matką o to, że Stalin do dobry człowiek, bo kocha dzieci i wszystko nam daje.” Rodzice, którzy ostatecznie emigrują do Niemiec i obydwoje wcześnie umierają. Renate we Wrocławiu, gdzie nie zna prawie nikogo poza mężem, który często podróżuje służbowo. Dopiero po konfirmacji córek po raz pierwszy spotyka się z mieszkającymi tu Niemcami, a spotkania te akceptowane są przez polską część rodziny. Po 1989 roku praca dla NTKS, zaangażowanie na rzecz osób starszych i społecznie słabszych, działalność kulturalna NTKS – aż do dziś. Koniec, kropka. Bez sentymentów.</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Jednak na zakończenie – nie w książce, lecz w rozmowie – dodaje: „Dzięki UE kwestia podwójnego obywatelstwa nie jest już wcale taka ważna dla pokolenia wnuków. Ale gdy zapytałam mojego wnuka, komu kibicował podczas piłkarskich mistrzostw Europy, odpowiedział: Rozumem byłem za Niemcami, sercem za Polską.“<br />
<br />Na pożegnanie Renate Zajączkowska ma jeszcze w zanadrzu coś szczególnego: Dostaję w prezencie tomik poezji byłej, zmarłej w 2012 roku członkini NTKS. Może i Eva Maria Jakubek nie pisała w tej same lidze literackiej co Różewicz, ale jakże wzruszające są jej przepełnione głębokim uczuciem wiersze, z których najlepsze przywodzą niekiedy na myśl styl niemieckiej poetki – Maschy Kaléko.</span></div>
<blockquote class="tr_bq">
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„<i>Dwa wymiary.</i> Żyję w dwóch wymiarach/ języka:/ jednym – swojskim,/ wyniesionym z kołyski, / drugim – wywalczonym, / w przymusie dnia powszedniego./ Jednym – kochanym/ drugim – nienawidzonym dopóty…/ dopóki go nie poznałam./ Wtedy otworzył mi drzwi/ do innego świata, / do którego weszłam zdumiona/ innością zwyczajów, / kultury, sztuki, / historii –/ kimże ja jestem,/ by nim gardzić? / Jego bohaterowie i mity, / tradycje –/ z upływem lat / stały się swojskie. / Żyję w dwóch wymiarach –/ nie tylko języka: / balansuję to tu, to tam/ na niewidzialnym pomoście –/ teraz już w domu. I tu, i tam.</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span></span></div>
</blockquote>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Czyż to nie jest przepiękne? Deklaracja odrzucenia owego (kulturowego) nacjonalizmu, który ceni tylko to, co rzekomo „własne</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span></span> (ale cóż by to miało być, to „własne</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span></span>, bez rzekomych domieszek?) i gardzi tym, co „inne</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span></span>. Z wersetów tej nieznanej poetki-amatorki – a także z atmosfery tej małej willi przy ulicy Saperów, gdzie oczywistością jest mówienie po niemiecku i po polsku, przebija coś innego, pozytywna aura, piosenkowy rym, który drzemie w zakamarkach pamięci:</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"></span></span> </span><br />
<blockquote class="tr_bq">
<span style="font-size: medium;">„Mówią, że miłość bywa tylko jedna/ i jedna ojczyzna – tam, gdzie kołyska./ O nie, a gdzież tam, bo na pewno/ następne razy zawsze gdzieś będą …“</span></blockquote>
</div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„Cieszę się, że się panu podoba“, mówi pani Renate. I uśmiecha się. Mocny uścisk dłoni na pożegnanie. „Jeśli zechce pan tu jeszcze kiedyś przyjść … Zapraszam. Znajdzie się jeszcze niejedna historia do opowiedzenia.“</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Z pewnością jeszcze kiedyś tu wrócę. Mijam Sky Tower z zegarem Dalego i roztopionym czasem, który jednak mimo wszystko nadal płynie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhASNWLeQ0rhwV3iDLOuKcCerEdYbIXEhIZrbKYS4iDXepqhjLA2nTdaNx5unPNGoyHnE_9WFh5OJNliXjXKzYBdzYRgK2mtQfKhRqY-o2bHnK-7E3ny4_SXSP7TdU6JrKV_t8N75cbOIU/s1600/lima+pls+breslau+10+040.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhASNWLeQ0rhwV3iDLOuKcCerEdYbIXEhIZrbKYS4iDXepqhjLA2nTdaNx5unPNGoyHnE_9WFh5OJNliXjXKzYBdzYRgK2mtQfKhRqY-o2bHnK-7E3ny4_SXSP7TdU6JrKV_t8N75cbOIU/s400/lima+pls+breslau+10+040.JPG" width="400" /></a></div>
<br /></div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-2795479235325947392016-07-26T12:04:00.000+02:002016-08-02T11:30:10.016+02:00<span style="font-size: medium;"><b>„Śpiewać i tańczyć przed obliczem Pana“</b> <br />
<br />
Radosne wspomnienia z minionego weekendu<br />
<br />
Z ekipą filmową z Poczdamu-Babelsbergu, oddelegowaną przez Niemieckie Forum Kultury Europy Środkowej i Wschodniej w celu udokumentowania moich poczynań jako pisarza miejskiego, umówiłem się na Rynku. Ustawienia kamery, kwestie głośności/ naświetlenia/ przesłony/ perspektywy, pytania młodej reporterki Laury w sympatycznej asyście Uwego Fleischera, starego weterana wytwórni DEFA, a do tego moje odpowiedzi. Wtedy jednak, wtedy…. okazuje się, że muszę powtarzać moje zdania po kilka razy, bo z lewej nagle rozlega się śpiew francuskiego chóru, a zaraz potem wtóruje mu nadciągająca z Placu Solnego brygada młodych Hiszpanów z rozwianymi flagami i <i>Viva España</i>, a później <i>El Rey Jesús</i> na ustach. Ja zaś po raz kolejny nie mogę się nadziwić łatwości, z jaką katolicy potrafią czynić Syna Bożego potomkiem swojej ziemi. Pogański trybalizm? Ale i może też pewne antidotum: starogreckie słowo <i>katholikós</i> oznacza wszak powszechny, dotyczący całości, uniwersalny.<br />
</span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgE-YY7efv0PanjAmDL5tQ31UHHmKOpKKsXg5FxIYdMaBa1jYA__3f1Di_2zu0B1zLrQzfrDc-9Q-lYv7qbd5vHSE59dH_QDnOzxkulf0l5Pm-9a2PStlCVw0-L9a7p2de7GWbwANTCDk4/s1600/brs+13+022.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgE-YY7efv0PanjAmDL5tQ31UHHmKOpKKsXg5FxIYdMaBa1jYA__3f1Di_2zu0B1zLrQzfrDc-9Q-lYv7qbd5vHSE59dH_QDnOzxkulf0l5Pm-9a2PStlCVw0-L9a7p2de7GWbwANTCDk4/s400/brs+13+022.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Ci wszyscy młodzi ludzie, którzy przybyli do Wrocławia <i>z całego świata</i>, by uczestniczyć w uroczystościach rozpoczynających tegoroczne Międzynarodowe Dni Młodzieży kontynuowane potem w Krakowie, wzajemnie się pozdrawiają. Uściski Włochów, wiwaty Maltańczyków, wymiana toastów z Polakami i Rumunami – ani krzty zaciekłego klerykalizmu, poniżającej instrumentalizacji religii w wydaniach, jakie podczas swych demonstracji serwuje niemiecka PEGIDA albo audycje polskiego „Radia Maryja”. Zamiast tego urzeczywistnienie apelu psalmisty: „Pamiętaj o swoim Stwórcy w kwiecie twojego wieku”. (W międzyczasie pojawiają się również flagi bawarskie, a obok nich rozweseleni chrześcijanie z jeszcze dalszej Japonii i Brazylii.)<br />
<br />
</span></div>
<span style="font-size: medium;"> </span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"></span><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge-gW_w97cDV3mZwY1b_naoJfon7L2CBztqD69TJesZ_jYV5O_iNRRwbnBUjttUDVtfmP2DjRws2oYodOhh1Y3dNcrMzdZ4WYK1kZBUuyCfJ-apdqTZU4cT4v0rFvTJr-zfQEgrnrRCnk/s1600/brs+13+007.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge-gW_w97cDV3mZwY1b_naoJfon7L2CBztqD69TJesZ_jYV5O_iNRRwbnBUjttUDVtfmP2DjRws2oYodOhh1Y3dNcrMzdZ4WYK1kZBUuyCfJ-apdqTZU4cT4v0rFvTJr-zfQEgrnrRCnk/s400/brs+13+007.JPG" width="400" /><br />
</a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtcKYjteoYWk3B1VRfECJzoQ2oPB_DBbXGACyHzsKnpg_3XPjoy4dOmTGq-RPqpDlDXitjb2y_xn1OBfsm0dEciPFe0Mb6XnQgAYWMGX2IeFPg97n8loBS_bMg53ffeguvXJuSoF5aZtg/s1600/brs+13+009.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgtcKYjteoYWk3B1VRfECJzoQ2oPB_DBbXGACyHzsKnpg_3XPjoy4dOmTGq-RPqpDlDXitjb2y_xn1OBfsm0dEciPFe0Mb6XnQgAYWMGX2IeFPg97n8loBS_bMg53ffeguvXJuSoF5aZtg/s320/brs+13+009.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"></span> <br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
A do tego wszystkiego ekipa filmowa i ja. No, dobra, miałem przecież pokazać, że w tym otwartym na świat Breslau-Wrocławiu, mieście o (co najmniej) dwóch nazwach i dziesiątkach przeszłości, czuję się jak w siódmym niebie. Ale z tym dodatkowym tłem, które faktycznie jeszcze koronuje ów całokształt? Trudno o bardziej urokliwą prezentację miasta …</span><span style="font-family: "times new roman" , serif;"></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Mijamy uniwersytet – po prawej pompatyczny pomnik Szermierza, po lewej bardziej powszedni krasnoludek z parasolem – i zmierzamy na Wyspę Piaskową, do pomnika wspaniałej, odważnej postaci – kardynała Kominka, który (tak przynajmniej widzę to oczami mej agnostycznej fantazji) teraz pewnie gdzieś tam w nieznanych przestworzach pomiędzy czasem a przestrzenią też cieszy się radością przybyłych do Wrocławia chrześcijan, ich pogodą ducha, ich wewnętrzną i zewnętrzną swobodą, wolną od wszelkiej reakcyjnej zatęchłości.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Powiedzenie do kamery paru zdań o tym wielkim wizjonerze i autorze orędzia biskupiego z 1965 roku staje się nie lada wyzwaniem, gdy wokół córy i synowie Kraju Wschodzącego Słońca intonują po japońsku pieśń o Jezusie, a jednak: cóż za bezpretensjonalne dobro i człowieczeństwo zalewa nagle wszystko, sprawiając, że wszelka górnolotna retoryka staje się zbyteczna!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhm8K7q8FHpTEVElvminbDrYhyDTWQPGnLTCnGFGLqgenpl285cHO6i8HSsSC_SCeECbFsG4X2lVrUFLcyMgS3ZblK4jL4R6sanav79nUDINsLylpkqe1gZGhqoKEy1oNxCcPudmkyi1Hk/s1600/brs+13+020.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhm8K7q8FHpTEVElvminbDrYhyDTWQPGnLTCnGFGLqgenpl285cHO6i8HSsSC_SCeECbFsG4X2lVrUFLcyMgS3ZblK4jL4R6sanav79nUDINsLylpkqe1gZGhqoKEy1oNxCcPudmkyi1Hk/s400/brs+13+020.JPG" width="400" /></a></span></span></div>
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Niesieni tym nastrojem idziemy dalej, na Ostrów Tumski. Przed katedrą scena, na niej młode kobiety, które religijnymi rytmami pop wychwalają Jezusa – ale nie tego zastygłego w cierpieniu, lecz człowieczego przyjaciela na weselu w Kanie Galilejskiej – krzepiące myśli, dobre napoje i dostatek strawy dla wszystkich! Wśród publiczności: czarni i biali, piękności w miniówkach i papieskich t-shirtach. (I refleksja: młode chrześcijanki, które żadnym bezwstydnym klechom ani parlamentarzystom nie dadzą sobie wmówić, jak mają obchodzić się ze swoją duszą i ciałem.)<br />
</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"></span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"></span></span></span><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJ7eeaJTxcgHolSrtF0r_SRGTIxZs432KBOXIEVLw1rW9nizX3wmi_2UNP0ux0-cQjuZqOYugqF4eHk7-NgXAeE-ZPOQEUjRjDFwm4rTiPi4TYFw8nbbHilTRwYq0pz7Vc0y5rCPFdJnw/s1600/brs+13+008.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjJ7eeaJTxcgHolSrtF0r_SRGTIxZs432KBOXIEVLw1rW9nizX3wmi_2UNP0ux0-cQjuZqOYugqF4eHk7-NgXAeE-ZPOQEUjRjDFwm4rTiPi4TYFw8nbbHilTRwYq0pz7Vc0y5rCPFdJnw/s400/brs+13+008.JPG" width="400" /></a></div>
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span> </span></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">Na chwilę oddalam się trochę od ekipy filmowców, bo ten moment nie wymaga dokumentacji kamerą. (A mimo to powinien zostać utrwalony tutaj, na łamach blogu.) Ten zaraźliwy entuzjazm porywa także mnie, mimo że przecież pod względem religijnym jestem raczej niemuzykalny, a etyczne konsekwencje wiary wydają się mi ważniejsze niż ona sama. Ale może akurat stąd to uznanie dla judeo-chrześcijańskiego nastroju refleksji i zwątpienia, odpowiedzialności za życie i radości interpretacyjnej. Bo cóż to nagle śpiewają te młode Polki na scenie w radosnym akompaniamencie okrzyków z czterech stron świata? <i>Hava nagali hava</i>. Chasydzki hymn Abrahama Zevi Idelsohna, którego słowa oznaczają <i>Radujmy się i cieszmy!</i> Ale to więcej niż zwykła piosenka. Hebrajski w cieniu katedry, na łonie religii, która przez wieki na stosach i mową nienawiści niemal całkowicie roztrwoniła humanitarną spuściznę, jaką pozostawił po sobie rabbi Jeszua z Nazaretu. A tu nagle to! I to jeszcze nawet po polsku, w samym środku lata, ponad uliczkami tego miasta, nad nurtami Odry! Łzy wzruszenia, niewymownie wartościowy moment. Bo jednak dobro istnieje, istnieje nie dla nihilizmu i fanatyzmu. Bo wiara (przynajmniej ta, przynajmniej w tej tradycji) nie jest batem na innowierców lub niewierzących. Bo wszyscy ci tańczący tutaj młodzi ludzie i spacerujący pomiędzy nimi starsi <i>przeżywają</i> w tej chwili coś bezmiernie cennego.<br />
</span><span style="font-size: medium;"></span></span></span></div>
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"> </span></span></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU2iAvza1MtV296REEPvvaY4q3_7C8fr6qJbXRTmmlNAUhuoJjSELN5ZqQ-2UtDr1vPsiOAUCyFVXvJUzCIGTqNhEUSrV3IQLmkMgWGEFXjVDOfg4ZgqtCd_luvkOmlcG7ITabD3vjn-I/s1600/brs+13+018.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgU2iAvza1MtV296REEPvvaY4q3_7C8fr6qJbXRTmmlNAUhuoJjSELN5ZqQ-2UtDr1vPsiOAUCyFVXvJUzCIGTqNhEUSrV3IQLmkMgWGEFXjVDOfg4ZgqtCd_luvkOmlcG7ITabD3vjn-I/s400/brs+13+018.JPG" width="400" /></a></span></span></span></div>
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span><span style="font-size: medium;"></span></span></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVyYiGAsdw_XRDyzvVQhoPgWcsc8lUFLRRhisGCrzxQDrZa3DA8LWgouyL1YsQJxNbPgssJyzid-eAo8XE-1G0SmizWqPSAqMhQ2ec-z56OBw8J_Xlnb47GFvNHzRGS9IQxNMRfWzn_08/s1600/brs+13+014.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVyYiGAsdw_XRDyzvVQhoPgWcsc8lUFLRRhisGCrzxQDrZa3DA8LWgouyL1YsQJxNbPgssJyzid-eAo8XE-1G0SmizWqPSAqMhQ2ec-z56OBw8J_Xlnb47GFvNHzRGS9IQxNMRfWzn_08/s400/brs+13+014.JPG" width="300" /></a></span></span></span></div>
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span> </span></span><br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">Nawet jeśli potem – już po powrocie do ekipy filmowej, która także sprawia wrażenie bardzo wzruszonej – ostatecznie nie przychodzi mi do głowy żaden werset biblijny, tylko słowa Czesława Miłosza, które kryją w sobie erotyczne wspomnienie dawno już zestarzałej przyjaciółki z młodości i dokładnie tymi słowami wdzięczności przekraczają wymiar czysto doczesny: „Śpiewać i tańczyć przed obliczem Pana”. Tak, to jest możliwe, tak to powinno być.<br />
</span></span></span></div>
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span> </span></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"></span><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgghDnBeqnA9XtEb5j3xkSVSxTJGx0QbVzK7ODkvkjyeBhT0SvejlSdEiU9g5naXts86LZYKysD5LQpF6md3KgziRXXi-tmphpQLvKrzRecIv_z3nCAwForrGoJrkEB-QiGaB3uoitw6W8/s1600/brs+13+019.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgghDnBeqnA9XtEb5j3xkSVSxTJGx0QbVzK7ODkvkjyeBhT0SvejlSdEiU9g5naXts86LZYKysD5LQpF6md3KgziRXXi-tmphpQLvKrzRecIv_z3nCAwForrGoJrkEB-QiGaB3uoitw6W8/s400/brs+13+019.JPG" width="400" /><br />
</a></span></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"></span><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiAQQkILajOkgmWWHmcVu7KTDK-K6V6ZpUf9CgCg5y_v2Wl7S8qpv0iKhTlCn4atqxWz_cruM7XRQneYDw5ibL4QrXTKIfMGDWOdty1A3USB2MbW72K_rgo7szQeQ0enFo-a4Q4ARlvEsw/s1600/brs+13+005.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiAQQkILajOkgmWWHmcVu7KTDK-K6V6ZpUf9CgCg5y_v2Wl7S8qpv0iKhTlCn4atqxWz_cruM7XRQneYDw5ibL4QrXTKIfMGDWOdty1A3USB2MbW72K_rgo7szQeQ0enFo-a4Q4ARlvEsw/s400/brs+13+005.JPG" width="400" /><br />
</a></span></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipE4CLy_W7hhFEF4eg93_vVRg9flxoWAUFFlMix5X-VQ_jfSYxDYy2u3ZKFMjcCgSZAvU7YX-58rW_JAYgRTDDi6YcNk1Q9Myw7rxPE7MFrKKVIjYyz75NohFjqcr3es9ktta5ddb7K6s/s1600/brs+13+004.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEipE4CLy_W7hhFEF4eg93_vVRg9flxoWAUFFlMix5X-VQ_jfSYxDYy2u3ZKFMjcCgSZAvU7YX-58rW_JAYgRTDDi6YcNk1Q9Myw7rxPE7MFrKKVIjYyz75NohFjqcr3es9ktta5ddb7K6s/s400/brs+13+004.JPG" width="400" /></a></span></div>
</div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-41594092288948202112016-07-19T11:41:00.000+02:002016-07-22T10:16:37.096+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Rondo Veneziano? Rondo Reagana!</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b><br />
</b></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQGfshNVqxLlkvvr_HBq1P_-Fn09qwmeSKszJN2PYCl2TEnte-WJiFsPv5F-FUZ1C5-lZHe4Zyuz8Dc_8ZbPZfOxWYNkUFNvxO0AhpzHjmV18ca-aVxwUVxI2acfcxktCu4e4zA5fGNpA/s1600/lima+pls+breslau+10+050.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQGfshNVqxLlkvvr_HBq1P_-Fn09qwmeSKszJN2PYCl2TEnte-WJiFsPv5F-FUZ1C5-lZHe4Zyuz8Dc_8ZbPZfOxWYNkUFNvxO0AhpzHjmV18ca-aVxwUVxI2acfcxktCu4e4zA5fGNpA/s400/lima+pls+breslau+10+050.JPG" width="400" /></a></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b><br />
</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Notatki, które sprawiają frajdę:<br />
<br />
Jadąc tramwajem od strony Hali Stulecia, niemal przysypiam w letnim skwarze wagonu linii nr 4, by zaraz potem się ocknąć, gdy pojazd, dawno przejechawszy już Starą Odrę, gwałtownie hamuje z piskiem szyn. Nie, żeby tramwaj zmienił kierunek. Nie, żeby było tam coś ciekawego do oglądania, bo zieleń przedmieści dawno już stamtąd zniknęła, ustępując miejsca niepozornym domom, stertom betonu i asfaltu. A teraz znowu ten sam przystanek, którego nazwa na okiennej tabliczce wagonu rzuciła mi się w oczy już podczas pierwszej podróży: Rondo Reagana.<br />
<br />
Zastanawiałem się wtedy przez moment nad tą dziwną nazwą. Rondo Reagana? Rondo ku czci probówki? (niem. <i>Reagenzglas</i> – probówka, dosłownie: naczynie, w którym zachodzą reakcje – przyp. tłum.) A może wrocławska wersja Rondo Veneziano? Albo aluzja do wspaniałej powieści Kazimierza Brandysa <i>Rondo</i>?<br />
<br />
Gdy tramwaj telepał się w stronę Hali Stulecia, myślałem nawet – ta moja machina skojarzeń po prostu nigdy się nie zatrzymuje – o NRD-owskiej marce kawy RONDO, która podczas „kryzysu kawowego” w 1977 roku gwałtownie bardzo zdrożała. Jako dziecko przysłuchiwałem się wtedy rozmowom wzburzonych dorosłych. Później, po 1989 roku wyszło na jaw, jak partia SED zlikwidowała tamten problem: Rząd NRD wysłał etiopskiemu dyktatorowi Mengistu błękitne ziarno w postaci broni, ten zaś odwzajemnił ów gest brązowymi ziarnami kawy pod niższej cenie.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">W drodze powrotnej, za umazanym oknem tramwaju zauważam nareszcie pełną nazwę przystanku: Rondo Ronalda Reagana! Wow… Dadaistyczna orgia aliteracyjna, w której język polski dopuszcza odmianę męskich nazwisk tak, że brzmią, jak żeńskie. Kto wie, czy nie nadawałaby się na ostry gag w <i>Aniołach w Ameryce</i> Tony’ego Kushnera, gdyby kiedyś jeszcze miał powstać remake tego serialu, który krytykował Reagana i poruszał też wątki AIDS.<i><br />
</i>Rondo Ronalda Reagana... Drugie wow! (tramwaj tymczasem już dawno minął most Grunwaldzki): Gest pamięci historycznej, która – w przeciwieństwie do Niemiec – nie kojarzy rozpadu Związku Radzieckiego tylko i wyłącznie z Gorbaczowowską polityką odwrotu, lecz także z niepozbawioną ryzyka, aczkolwiek w rezultacie skuteczną polityką Ronalda Reagana, polegającą na przygotowaniu czerwonego mocarstwa na śmierć, a następnie na wypowiedzeniu po zachodniej stronie muru berlińskiego owych słów, które zachodnioniemieccy „realiści” tak bardzo wtedy okpili: „Mr. Gorbatschow, tear down this wall!“<br />
<br />
Dobrze więc, że to rondo istnieje – na przekór zbyt poprawnej politycznie świadomości niemieckiej, która taką nazwę prawdopodobnie nadal postrzega jako skandal. Jednocześnie warto jednak pamiętać, że ten sam Ronald Reagan, który dla Europy Środkowej i Wschodniej zrobił <i>tak wiele</i> dobrego, wspierał przecież zarazem faszyzujące reżimy oligarchów w Ameryce Łacińskiej, które zlecały uprowadzanie i masakrowanie działaczy związkowych, intelektualistów i duchownych – a więc tamtejszych Wałęsów, Koroniów, Michników i Popiełuszków. (I przebrnij tu, człowieku, przez takie ambiwalencje bez rozliczania/ relatywizowania/ skostnienia w jednowymiarowości…)<br />
<br />
Rondo Ronalda Reagana... dało mi do myślenia, ucieszyło i zarazem sprowokowało. Mało brakowało, a zapomniałbym wysiąść na Świdnickiej, by pozwolić sobie na pyszną kawę mrożoną w „BarBarze”</span></div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-56035619044222830252016-07-15T22:01:00.000+02:002016-07-21T13:07:55.587+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Tournee pisarza miejskiego</b><br />
Nie o <i>4.50 </i>z <i>Paddington</i>, tylko o 16:29 z Wrocławia Głównego: Pociąg Kultury „Wrocław-Berlin” powoli rusza z peronu i wcale mu się tam nie śpieszy, a w Legnicy pozwala sobie jeszcze nawet na chwilę odpoczynku. Potem telepie się dalej, bez klimatyzacji, z ciasnotą niewygodnych siedzeń, ale co tam – nie jesteśmy tu przecież po to, by narzekać, tylko żeby czytać, tzn. prezentować nasze teksty.<br />
<br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6gVxp8jmfcsDqlOXgbPkkkE6qhYVk7tQOIBtLH8o2uq-eXXvkyy1tR40T-5F3F8fRf2Cj45KLhbSm6jvW2nhHfqkBY1Ko3_BUAkR-FNaKNZ027-DFry_-CnDTYjY0Jmqpfpm9TNTynfk/s1600/br12+024.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6gVxp8jmfcsDqlOXgbPkkkE6qhYVk7tQOIBtLH8o2uq-eXXvkyy1tR40T-5F3F8fRf2Cj45KLhbSm6jvW2nhHfqkBY1Ko3_BUAkR-FNaKNZ027-DFry_-CnDTYjY0Jmqpfpm9TNTynfk/s400/br12+024.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Napisana w 2014 roku powieść kryminalna Uwego Schimunka <i>Tragödie im Courierzug</i> (<i>Tragedia w pociągu kurierskim</i>, wyd. Jaron Verlag Berlin), której akcja rozgrywa się na tej samej trasie, tyle tylko, że w 1854 roku, leży więc otwarta na stronie 213, gdzie widnieją słowa: „To Breslau! – wołanie Poniera wdarło się do myśli Christiana Philippa von Gontarda, jakby docierało z innego świata.” W powieści już dawno wydarzyło morderstwo, tymczasem w Pociągu Kultury panuje iście sielankowa atmosfera, nawet jeśli dwie młode elegantki obok mnie szepczą: „Pociąg Kultury? Ha, to ci dopiero! Ktoś opchnął tu jakiś złom z demobilu i – mimo atrakcyjnej ceny biletów za 38 euro tam i z powrotem – zbija na tym grubą kasę.” Czyżby jakaś kolejna intryga, jakiś kryminalny wątek na trasie Wrocław-Berlin, po której w letnie weekendy kursuje ten mini-pociąg pozwalający dojechać bezpośrednio na miejsce bez przesiadki w Poznaniu?<br />
<br />
Ależ skąd! W Pociągu Kultury faktycznie oferowana jest kultura i historia miasta – dwujęzyczne plakaty i zagłówki przypominają o słynnych breslauczykach i wrocławianach, a w przedziałach zawsze odbywa się jeszcze jakiś dodatkowy program. Tym razem pociągiem podróżuje wiolonczelista Nikolaus Herdieckerhoff, który ze swojego instrumentu wydobywa tony przepiękne – głośniejsze i silniejsze (przynajmniej takie ma się wrażenie) niż stukot szyn. Przy takim podkładzie muzycznym muszę mówić/czytać fragmenty książek, ponieważ jednak dziesięciu słuchaczy jest tak samo zmęczonych i spoconych jak ja, spotykamy się na dokładnie tym samym poziomie późnopopołudniowego letniego oklapnięcia, podczas gdy za oknem mijamy idylliczne pejzaże, a ja opowiadam o moich breslausko-wrocławskich doświadczeniach. (Okazuje się przy tym, że nawet najzagorzalsi fani tego miasta nigdy nie słyszeli o tym blogu.)</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEdhKsPdmYnW_TcThilf1vJUDPXWHHdqi1A9ZGd5enyfBd43asYCkrYVEit0yj37d52o4IeO2INtZ_BfiF4tz89xdhG80R9DF7f0qDlE8QFuGGusqrCYF0qZCLe05tUadET0w9HQndZow/s1600/br12+022.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEdhKsPdmYnW_TcThilf1vJUDPXWHHdqi1A9ZGd5enyfBd43asYCkrYVEit0yj37d52o4IeO2INtZ_BfiF4tz89xdhG80R9DF7f0qDlE8QFuGGusqrCYF0qZCLe05tUadET0w9HQndZow/s400/br12+022.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">By chociaż troszkę nadrobić spóźnienie, za Cottbus pociąg trochę przyspiesza. Teraz można by kontynuować lekturę kryminału, ale przyćmiewa ją wspomnienie Hauptmannowskiego <i>Dróżnika Thiela</i>. Śląski pociąg pośpieszny, klekotliwy rupieć… i cios przeznaczenia niedaleko Friedrichhagen: mrukliwa druga żona Thiela nie pilnuje jego synka, który zbliża się do torów i…. ginie, a macocha wraz ze swym własnym dzieckiem jeszcze tej samej nocy ginie z rąk oszalałego dróżnika. Uhhh… Czas zaczerpnąć powietrza i rozprostować kości, bo pociąg nareszcie dowleka się do stacji Berlin-Ostkreuz.<br />
<br />
Parę dni później – i to akurat w „mojej“ berlińskiej dzielnicy – uczestniczę w „Dniach Języka i Literatury”, w ramach których odbywa się również „Wrocławska Noc Literatury”. By nas wszystkich powitać, przyjechał nawet pan Jan Wais, reprezentujący władze miejskie Wrocławia.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7Z-xqoMS7DJ7IXO4YrcfehzgyaJksNldHNQRnD8GQ39dqRR9OdGxTahuY1xwQ7mEpAoYUZfqahgahza8tPC1JFcNFjPFOiUesoDEM0GvBRZTG7P7n-dlthK9ORqnT4G3uTn3vs7tPv44/s1600/BN_motiv.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="362" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj7Z-xqoMS7DJ7IXO4YrcfehzgyaJksNldHNQRnD8GQ39dqRR9OdGxTahuY1xwQ7mEpAoYUZfqahgahza8tPC1JFcNFjPFOiUesoDEM0GvBRZTG7P7n-dlthK9ORqnT4G3uTn3vs7tPv44/s400/BN_motiv.jpg" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Oprócz piszącego te słowa udział biorą także: Wolf Kampmann, którego osadzona we Wrocławiu powieść <i>Schuhbrücke (Ulica Szewska)</i> jest porywającą historią rodzinną pełną skrupulatnie dopracowanych detali, podczas gdy teksty młodej wrocławskiej poetki Agnieszki Wolny-Hamkało stawiają raczej na minimalizm, a seria kryminałów Nadii Szagdaj <i>Kroniki Klary Schulz</i> wychodzi naprzeciw współczesnym polskim fascynacjom niemieckim Breslau. I cóż za piękny zbieg okoliczności: Tłumaczka trylogii kryminalnej jest też pisarką i nazywa się (prawie) tak samo jak bohaterka tych książek: Paulina Schulz.<br />
<br />
Szczególnie przejmujące okazują się jednak wrocławskie wspomnienia ocalałego z Holokaustu Anatola Gotfryda, który później uciekł do Berlina Zachodniego – fragmenty tekstów o zupełnie innej, dyktowanej okolicznościami, bardziej egzystencjalnej mobilności czyta aktor Uwe Neumann. (A my tu zżymaliśmy się, że w naszym Pociągu Kultury, służącym szczytnym celom i do tego jeszcze stosunkowo tanim, była wprawdzie woda mineralna, ale zabrakło klimatyzacji? <i>Shame on you </i>.) </span> </div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-54262444886820933812016-07-11T18:08:00.000+02:002016-07-15T15:23:36.371+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Tosca we Wrocławiu</b></span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiExuUU0vvYjAogIknIsZ4k071M15jj_pptHMKjRFw-AeakhXpWK4Y-PuYRk-ziKOuSOZshFU91KFf9llcgDZAKUO_ZhA5ILULqU5Uimt1oN94iU0y69ZHrx5UcE_kd6-pTseaHrM8dzk8/s1600/br12+009.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiExuUU0vvYjAogIknIsZ4k071M15jj_pptHMKjRFw-AeakhXpWK4Y-PuYRk-ziKOuSOZshFU91KFf9llcgDZAKUO_ZhA5ILULqU5Uimt1oN94iU0y69ZHrx5UcE_kd6-pTseaHrM8dzk8/s400/br12+009.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><b><br />
</b></span> <span style="font-size: medium;"><b> </b></span></div>
<span style="font-size: medium;">Procesja w rzymskiej katedrze Sant´Andrea della Valle, odbywająca się w czerwcu 1800 roku jest… „procesją</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> w tutejszym kościele św. Marii Magdaleny, przeszywającym dreszczem czci na zakończenie pierwszego aktu opery „Tosca”. Genialny pomysł: trzy różne, lecz zarazem kongenialne scenerie dla słynnego dzieła Pucciniego. (W broszurze informacyjnej przeczytać można, że Opera Wrocławska realizowała ten genialny pomysł już w 1998 roku: Wprawdzie nie w oryginalnych miejscach i o oryginalnych porach jak w legendarnej produkcji telewizji włoskiej z 1992 roku, ale jednak w równie dostojnym otoczeniu: w kościele św. Marii Magdaleny, w Auli Leopoldina oraz na Wzgórzu Partyzantów, niegdysiejszym Wzgórzu Liebicha.)</span><span style="font-size: medium;"><br /><br />Cóż za uczta dla oczu i uszu! Malarz Cavaradossi (ze wspaniałym, silnym głosem Igora Stroina) ukrywający pomiędzy wysokimi, pnącymi się ku niebu filarami uciekiniera Angelottiego (wybitna kreacja Macieja Krzystyniaka) i zaraz potem przysięgający wieczną miłość swojej Tosce (granej bardzo dramatycznie w stylu premiery anno 1900, ale z cudownym tembrem głosu i wirtuozerią arii przez Annę Lichorowicz). Siepacze jednak są w już w drodze (i na zewnątrz, podczas wieczornego marszu do gmachu Opery, gdzie odbędzie się drugi akt, dobywają już swoich smartfonów, skrywanych pod czernią historycznych kaftanów).<br /></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidIB1bRhIyRvxCDgl8Id9nJOM7J-DHpyov4jgcTkZYgzFapl2Ylq55KpospLkh3gL2k8hxBUL29wcEEFcbKDBro0oRSHlaGR_85Hv7CM2rHq_mumX-LDDgH1vmdRMOaaN-b2z99x8XfGA/s1600/br12+011.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEidIB1bRhIyRvxCDgl8Id9nJOM7J-DHpyov4jgcTkZYgzFapl2Ylq55KpospLkh3gL2k8hxBUL29wcEEFcbKDBro0oRSHlaGR_85Hv7CM2rHq_mumX-LDDgH1vmdRMOaaN-b2z99x8XfGA/s400/br12+011.JPG" width="400" /></a></span></div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZmYeDrbnFJE0xzfHtANcmiMoO42Y9pNslKUw6XtK2ExlpNgL-i-NZ-mVyJjpj7UhWIAfb3L9z4Kmakn8LMpv3yuHPYtH2hj26emzvUh0jsvE_Fi9gB5BCRUKjBHkhzcuWvnyxyZrg8Bk/s1600/br12+019.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiZmYeDrbnFJE0xzfHtANcmiMoO42Y9pNslKUw6XtK2ExlpNgL-i-NZ-mVyJjpj7UhWIAfb3L9z4Kmakn8LMpv3yuHPYtH2hj26emzvUh0jsvE_Fi9gB5BCRUKjBHkhzcuWvnyxyZrg8Bk/s400/br12+019.JPG" width="400" /></a></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Dzisiejsi widzowie spektaklu „Tosca“, którzy na ten wieczór stali się małą świecką wspólnotą, też ruszają w drogę, nie zwracając uwagi na zgiełk panujący na Rynku, wciąż jeszcze niesieni rozmachem procesji, której uczestnicy są wprawdzie chórem Opery Wrocławskiej – ale przez parę wielkich chwil zdają się być z innego świata, jakby wynurzywszy się z głębin rzymskiej przeszłości.<br />
</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Drugi akt to intryga w Pałacu Farnese, raczej znów w konwencji operowej, a jednak przy tych nastrojach publiczności niemalże równie ekscytująca: weszliśmy przecież, podobnie jak Tosca, z zewnątrz do pełnego przepychu, trochę onieśmielającego wnętrza. </span><span style="font-size: medium;"></span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSyge8Tf7XRUNZPIBD6xEHC-GbbVQ6MxQoPjP6Yvf9e6ITRSgwn4M8kETiFFoulD0h-dR-t-YO6NYfgrdKPDPmplqPcXZ7i7OT-qozt7BAcniP22nY1h2jPWXjx6W8XdPf3zA9A3y4b_4/s1600/br12+013.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSyge8Tf7XRUNZPIBD6xEHC-GbbVQ6MxQoPjP6Yvf9e6ITRSgwn4M8kETiFFoulD0h-dR-t-YO6NYfgrdKPDPmplqPcXZ7i7OT-qozt7BAcniP22nY1h2jPWXjx6W8XdPf3zA9A3y4b_4/s400/br12+013.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">I jeszcze najsłynniejsza aria tej opery: „Vissi d´arte, Vissi d´amore“. Anna Lichorowicz nie jest ani Grace Bumbry, ani Marią Callas, ale to, czego dokonuje swoim głosem tego wieczoru, jest fenomenalne i aplauz jest naprawdę w pełni zasłużony.<br /><br />Zaraz potem udajemy się do zacisznego, pięknego Parku Kopernika, zwanego też Parkiem Staromiejskim, gdzie tylny, klasycystyczny taras Teatru Lalek faktycznie przywodzi na myśl rzymski Zamek Świętego Anioła.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiYHtpfG819FkstWYZjj55HYx1Vd7gKox4th4QpGo9snNw3wWOcRy8GCIojg1JoPhW5BqFxv9Pk_RdpV1d5FFQdWs9-Pc8nRxJ-0dvkAADLdBqqNXVlg0FnC6LU1GXpSiaBEEdqxetH88/s1600/br12+015.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhiYHtpfG819FkstWYZjj55HYx1Vd7gKox4th4QpGo9snNw3wWOcRy8GCIojg1JoPhW5BqFxv9Pk_RdpV1d5FFQdWs9-Pc8nRxJ-0dvkAADLdBqqNXVlg0FnC6LU1GXpSiaBEEdqxetH88/s400/br12+015.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Pożegnalna aria Cavaradossiego, w której przesycona tragizmem mroczna muzyka zdaje się wiedzieć więcej niż ten, który ją śpiewa (i wciąż żywi nadzieję). Pełne pasji i żaru tony rozlewają się po ogarniętym już zmierzchem parku, płyną ponad fosą, wplatają się w zieloną czerń koron drzew (w inne wieczory, podczas spokojniejszych przerw w trakcie hałaśliwych meczów ME, słyszałem tę arię nawet na balkonie mojego stypendialnego mieszkania). </span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">„</span>E lucevan le Stele</span><span style="font-size: medium;"><!--[if gte mso 9]><xml>
<o:OfficeDocumentSettings>
<o:AllowPNG/>
</o:OfficeDocumentSettings>
</xml><![endif]--></span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> śpiewa Igor Stroin, a publiczność znów zdaje się przeszywać dreszcz, bo my przecież wiemy to, czego malarz i jego ukochana Tosca nawet jeszcze nie przeczuwają: Nie opuszczą więzienia jako para kochanków, lecz w podwójnym odosobnieniu samotnej śmierci. Statyści-karabinierzy patrolują żwirowe alejki, tymczasem na górze, na tarasie dopełnia się los bohaterów.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivBIHLQzmfs73_nW5akHMocZtmj4cboBDjb6UcwggJsaRYhxsh32PA3XBTzRfnBV0u0Asc4wKq6cAWS0Ohsl_RVt0Sxnv-BD1Y2ZNd5GxsWhyCnw6EKNxM5EXPuPzlHMMTeM_tMShqaLc/s1600/br12+017.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEivBIHLQzmfs73_nW5akHMocZtmj4cboBDjb6UcwggJsaRYhxsh32PA3XBTzRfnBV0u0Asc4wKq6cAWS0Ohsl_RVt0Sxnv-BD1Y2ZNd5GxsWhyCnw6EKNxM5EXPuPzlHMMTeM_tMShqaLc/s400/br12+017.JPG" width="400" /></a></span></div>
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;"> </span> <span style="font-size: medium;">A jednak na koniec wszyscy znów stają razem na brzegu kruszejących schodów: sopranistka, tenor, bas i baryton (szubrawiec Scarpia w charyzmatycznym wykonaniu Mariusza Godlewskiego), w najlepszej komitywie trzymają się za ręce, spoceni, szczęśliwi przyjmują nasze brawa w podziękowaniu za ten spektakl. Cóż za wieczór. Prawdziwa uczta trwająca od godziny 18 do 23 w trzech magicznych miejscach tego miasta!</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">(Kolejne spektakle odbędą się jeszcze 15, 16 i 17 lipca)</span></div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-37829155093929771802016-07-06T19:06:00.000+02:002016-07-08T16:47:17.474+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b><b>Historie, które nie odchodzą w zapomnienie. Popołudnie z Bente Kahan<br /></b></b></span></div>
<span style="font-size: medium;"><b> </b></span> <br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><i><i>pamięci Eliego Wiesela (wrzesień 1928 - lipiec 2016)<br /></i></i></span></div>
<span style="font-size: medium;"><i> </i></span><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><i><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKmBHRF7qfgMzN3abEvccKUC7ycaVlfiRP9DqCu6BOswz91hgGZycIetCYhor7sPrIZV-eue8bMVQtIbIut0eBcs7pW4bm1YhSYf4MzEBc9x_hSZ517L0ea5QBBIKQ6R7qgbvf_OqY7pA/s1600/brs+11+033.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKmBHRF7qfgMzN3abEvccKUC7ycaVlfiRP9DqCu6BOswz91hgGZycIetCYhor7sPrIZV-eue8bMVQtIbIut0eBcs7pW4bm1YhSYf4MzEBc9x_hSZ517L0ea5QBBIKQ6R7qgbvf_OqY7pA/s400/brs+11+033.JPG" width="400" /></a></i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
Gwiazdy Dawida powiewają na letnim wietrze, który z dawnej Wallstraße, dzisiejszej ulicy Włodkowica wdziera się na dziedziniec Synagogi pod Białym Bocianem. Flagi trzepoczą dokładnie tam, gdzie kiedyś naziści mieli swój <i>Umschlagplatz</i> – punkt przeładunkowy, miejsce zbiórki dla wrocławskich Żydów, którzy mieli być zagazowani. <i>Am Yisrael Chai! </i></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
– Do tego, że obecność żydowska jest tu znów widoczna, przyczynił się również Elie, którego znałam od czasów mojego dzieciństwa. – Na wyświechtanej po studencku sofie w kącie kuchni swojej fundacji siedzi Bente Kahan, Norweżka tryskająca urokiem i energią. – Elie Wiesel był szkolnym kolegą mojego ojca w rumuńskim Syhot, a gdy wpadłam na pomysł, by tę niszczejącą Synagogę pod Białym Bocianem przekształcić we wrocławskie <i>Centrum Kultury i Edukacji Żydowskiej</i>, pomógł mi także jego list z referencjami. Ale bądźmy szczerzy: pomógł tylko trochę, bo chociaż Elie pisał do wszystkich możliwych ludzi, że ten mój projekt to naprawdę poważny zamiar, wsparcie przez jakiś czas szło jak po grudzie, aż wreszcie…</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
Dlaczego tak chętnie słucha się Bente Kahan? Dlaczego opowieści o pieniądzach na projekty, o sponsorach, o pozornie nieprzezwyciężalnych, a ostatecznie jednak pokonanych przeszkodach finansowych/ strukturalnych/ logistycznych/ budowlanych/ biznesowych/ prawnych/ architektonicznych/ organizacyjnych i wszelkich innych barierach, z jakimi musiała się zmierzyć Fundacja Bente Kahan, nie nużą? Bo skromne pomieszczenia fundacji nie stanowią odzwierciedlenia jej pracy, tego ogromnego osiągnięcia, jakim było przywrócenie do życia i przekształcenie tej na wpół zrujnowanej budowli w architektoniczną perełkę, dom modlitwy w wielkie święta, a w inne dni –powszechnie dostępne miejsce wystaw i koncertów. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiodo99_rZLvRx7HRXmHyMYpNr00zHZCSdj-96UAvZBcbUMwn7BRTTmCU9MhwHqiVj8MxQdE4xdjVUIwtEBWfu_Ee5YBRR7SF-qAnhjf87ZwXD0bFuxDuMMMMxnaV_HRnBELcZUmwYhqfs/s1600/brs+11+019.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiodo99_rZLvRx7HRXmHyMYpNr00zHZCSdj-96UAvZBcbUMwn7BRTTmCU9MhwHqiVj8MxQdE4xdjVUIwtEBWfu_Ee5YBRR7SF-qAnhjf87ZwXD0bFuxDuMMMMxnaV_HRnBELcZUmwYhqfs/s400/brs+11+019.JPG" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
Bo Bente Kahan na swój przyjazny, ironiczno-bezpośredni sposób ze swadą i humorem opowiada, jak wsparcie miasta i norweskiego funduszu (który pokrył lwią część kosztów) ostatecznie sprawiły, że to miejsce zbezczeszczone i wykorzystywane niegdyś przez nazistów jako warsztat samochodowy i magazyn zagrabionych dóbr żydowskich stało się znów magnesem przyciągającym ludzi – czymś więcej niż muzeum, miejscem symbiozy pomiędzy religijnymi obrzędami, historyczną refleksją, spektaklami teatralnymi i wieczorami muzycznymi. A wszystko to byłoby nie do pomyślenia bez werwy tejże kobiety z figlarną fryzurą i zaraźliwym śmiechem, którym troszkę przypomina młodą Wencke Myrhe. Bente Kahan pisze sztuki teatralne i sama też w nich gra, odwiedza ze swoimi współpracownikami szkoły i w ten sposób dociera do wielu tysięcy osób. Zainicjowała nie tylko stałą wystawę o historii Żydów śląskich, lecz także inne projekty jak na przykład prezentację piszących w jidysz poetek oraz działaczek robotniczych – biografii XX wieku ocalonych od zapomnienia. I oczywiście śpiewa, daje koncerty. Śpiewa po niemiecku, w jidysz i po angielsku, w ladino i po hebrajsku. A jedna z jej płyt CD stanowi zbiór umuzycznionych wierszy wrocławskiego liryka Tadeusza Różewicza.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX1Em8yDl23seh-ovmvc26OzqiXR4QGcofrByPvpEYp-7MALK8FOczrHv7IiEWWWuamfl5CjSv_BcZPuosKqcLLCdkSDrPpLdhDnI4NK1UG-0HgvErLwxhg5tmarkOfPaCIdLVn_YLmUM/s1600/brs+11+023.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiX1Em8yDl23seh-ovmvc26OzqiXR4QGcofrByPvpEYp-7MALK8FOczrHv7IiEWWWuamfl5CjSv_BcZPuosKqcLLCdkSDrPpLdhDnI4NK1UG-0HgvErLwxhg5tmarkOfPaCIdLVn_YLmUM/s400/brs+11+023.JPG" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
Co ważne: O tym wszystkim Bente Kahan nie opowiada z wąskoustym zgorzknieniem w rodzaju „no-przecież-trzeba-coś-robić”, niekiedy tak charakterystycznym dla niemieckich interpretatorów historii „angażujących się na rzecz narodu żydowskiego”. Bente, norweska Żydówka z transeuropejskim drzewem genealogicznym nacechowanym przez chasydyzm, nie potrzebuje takiej smętnej pozy konwertyty. Przy całym tragizmie przeszłości. Bo w wystawie i w projektach historycznych synagogi i fundacji nie chodzi jedynie o <i>Shoah</i> – Zagładę, lecz także o falę wypędzeń antysemickich w 1968 roku. Urodzona w 1958 roku w Oslo artystka zdaje się postrzegać swoją pracę jako (niemalże sportowe) wyzwanie: Co jest silniejsze – grawitacja zapomnienia czy siła pamięci, częściowo deprymujące zmagania z codzienną biurokracją czy radość z tego, że dzięki sponsorom nadal udaje się budować dialog pomiędzy Żydami a Nieżydami, ocalać od zapomnienia historie i biografie, przypominać o <i>Shoah</i>, a zarazem nie skupiać się tylko na nim, lecz także na wielosetletniej historii Żydów na Śląsku. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5GHty81cF6CYqW-Tm1xiTZfJ7Q3pxy-Zp2om7GcYMfij2SpYlh7sbwn9CmgyazhK32vp0qrlIZLb0cOyHCKK9XDo34r0ZVgJfTPEbfHExSYaGKhDqjXOU0R8IP6PtyNm-zaT7vp0zHpU/s1600/brs+11+024.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5GHty81cF6CYqW-Tm1xiTZfJ7Q3pxy-Zp2om7GcYMfij2SpYlh7sbwn9CmgyazhK32vp0qrlIZLb0cOyHCKK9XDo34r0ZVgJfTPEbfHExSYaGKhDqjXOU0R8IP6PtyNm-zaT7vp0zHpU/s400/brs+11+024.JPG" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
Ale ... Jak to się stało, że Norweżka trafiła akurat do Wrocławia? (znowu ten promienny śmiech, jeszcze bardziej rozświetlający już i tak zalane słonecznym blaskiem, przepełnione stosami papierów biuro fundacji): – Występowałam na scenach nowojorskich i berlińskich, w Teatrze Habima w Tel Avivie, ale zawsze najbardziej zależało mi na łączności sztuki i praw człowieka. Zanim w 1990 roku skupiłam się głównie na tematyce żydowskiej, robiłam w Norwegii sztuki o irańskich uchodźcach i poruszałam podobne temu wątki. Jednak mimo odnoszonych sukcesów czułam nieraz coś w rodzaju szklanej ściany, nordyckiego rozdrażnienia tą czarnowłosą kobietą z trochę innym temperamentem i poczuciem humoru. No, i wtedy, w połowie lat osiemdziesiątych poznałam mojego obecnego męża. Może słyszał Pan o nim i jego sobotnich antyrządowych przemówieniach na Rynku. Ja się oczywiście w to nie mieszam i koncentruję się na pracy w fundacji, ale … </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
Ależ oczywiście: jej małżonek, obecny przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej we Wrocławiu, jest w tym mieście dobrze znany. Ów postawny mężczyzna o pięknie brzmiącym nazwisku Aleksander Gleichgewicht jest jednym z głównych mówców podczas demonstracji przestrzegających przed zagrożeniem nowego antyliberalizmu. Stare jak świat wyznanie żydowskiego intelektualisty, przeciwnika totalitaryzmu: On i jego dziś 97-letni ojciec – który przeżył także <i>Shoah</i> – byli świadkami „czystek etnicznych” w 1968 roku, a potem we Wrocławiu lat osiemdziesiątych znanymi działaczami <i>Solidarności</i>. Następnie jako uchodźcy polityczni trafili do Norwegii. Tam Aleksander poznał Bente, ożenił się z nią i po przełomie 1989 roku zdołał ją nakłonić do tego, by wraz z nim i ich wspólnymi dziećmi przeniosła się do Wrocławia. Tu Bente dodaje: – Wielu przyjaciół mojego męża, którzy przedtem działali w Solidarnościowej opozycji, piastowało wówczas ważne urzędy w mieście i okazało się dobrymi duchami pomagającymi w przywróceniu do życia przynajmniej tej Synagogi pod Białym Bocianem. Nie było to możliwe w przypadku o wiele większej Nowej Synagogi, która została doszczętnie spalona przez nazistów 9 listopada 1938 roku. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwUkmyju7VAPYLQXO3rrlpzHDvF_7hpxAY5Fww9UUQ8FcgE6HR_-njrWmF0Efhl6T24VtkGgCGFH1DiLQQzFi3IhIWE0mPv6qanSexLH_GFLEZ00NlHuYsuWOgJQivR0XJumuB_2wNhAY/s1600/brs+11+032.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwUkmyju7VAPYLQXO3rrlpzHDvF_7hpxAY5Fww9UUQ8FcgE6HR_-njrWmF0Efhl6T24VtkGgCGFH1DiLQQzFi3IhIWE0mPv6qanSexLH_GFLEZ00NlHuYsuWOgJQivR0XJumuB_2wNhAY/s400/brs+11+032.JPG" width="400" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />I tak oto gwiazdy Dawida powiewające na tym dziedzińcu stały się znów rzeczywistością. Z jednej z restauracji, specjalizującej się we wschodnioeuropejsko-bliskowschodniej kuchni żydowskiej, rozlega się chyba najpiękniejszy song Céline Dion, napisany przez Jean-Jacques’a Goldmana: "la Mémoire d´Abraham", a zaraz po nim rytmiczne, porywające „I’m alive”. Tak, gwiazdy Dawida znowu trzepoczą we Wrocławiu, niegdysiejszym Breslau. Dzięki zaangażowaniu Bente Kahan i jej sojuszników. Jednak również dzięki tamtemu listowi, który Elie Wiesel, szkolny kolega ojca Bente, wysłał kiedyś w świat. <i>Zichrono livracha</i>. Niechaj pamięć o nim będzie błogosławieństwem.</span></div>
</div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-78428819754509123602016-07-02T16:55:00.000+02:002016-07-07T14:05:45.871+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Wrocław – San Sebastián. Dwa miasta partnerskie. I dwa doświadczenia, niestety oddzielne</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b><br />
</b></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqHaEnuvyclq5k8lsHxRUHXMaW1P3Ft13R4v6uS-qGRpWq0Vey-w8vagTeG0aFy9FebzJcklpEWavnC_3eI-RR6d3wIu1-0oU_jC1gamDbMOyHeq6CcUAT_CTexNc9SsyiY4_2UIHf7L0/s1600/lima+pls+breslau+10+042.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgqHaEnuvyclq5k8lsHxRUHXMaW1P3Ft13R4v6uS-qGRpWq0Vey-w8vagTeG0aFy9FebzJcklpEWavnC_3eI-RR6d3wIu1-0oU_jC1gamDbMOyHeq6CcUAT_CTexNc9SsyiY4_2UIHf7L0/s400/lima+pls+breslau+10+042.JPG" width="400" /></a></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b><br />
</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Każdorazowe łączenie wschodnio- i zachodnioeuropejskiego miasta w tandem stolic kultury pachnie zasadą proporcjonalności, lecz mimo to mogłoby nieść ze sobą obopólne korzyści poznawcze – dalekie od żenujących, urągających wszelkiej inteligencji wyświechtanych sloganów o „kreatywnym dialogu” i innych tego typu frazesów. <i>Mogłoby</i>. </span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Gdy w ubiegłym roku Pilzno i Mons były takimi miastami partnerskimi (odwiedziłem je, zbierając materiały na reportaż), historyczne powiązania zdawały się być oczywiste. Pilzno zostało wyzwolone wiosną 1945 roku przez wojska amerykańskie, które jednak zaraz potem się wycofały. Wraz z armią sowiecką przyszło zakłamanie historii: jakoby to tylko Sowieci oswobodzili miasto, a nie biali i czarni żołnierze amerykańscy, którzy przez ten krótki historyczny moment na rynku przed ratuszem uczyli szczęśliwych pilzneńczyków tańczyć swinga. A co z drugim wyzwoleniem – w zimie´89/90? Czy i do niego nie przyczyniło się NATO, którego główna kwatera militarna znajduje się właśnie w belgijskim Mons? Jubileuszowy rok 2015 mógłby być świetną okazją do przywołania tych wszystkich wspomnień. <i>Mógłby</i>. Ale tak się nie stało, bo oczywiście belgijskim i czeskim „menedżerom kultury" nie przyszło do głowy nic innego poza realizacją utartych „projektów/ instalacji wideo/ performansów”, poza finansowaniem z funduszy unijnych zupełnie nieistotnych rzeczy i prezentowaniem ich z wielką pompą. Kolejna zaprzepaszczona szansa.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Tym ciekawszy potencjał w połączeniu Wrocławia i San Sebastián. (Pomyślałem sobie.) Podczas gdy wrocławska opozycja dywersyjnymi akcjami „Pomarańczowej Alternatywy“ podsycała powszechny sprzeciw wobec poczynań komunistycznego reżimu, w San Sebastián tylko nieliczni mieli odwagę stawiać czoła wszechobecnemu terrorowi ETA. I nawet jeszcze w 2006 roku, gdy po raz pierwszy odwiedziłem tamto miasto, demokratyczni działacze i intelektualiści jak Maite Pagazaurtundua musieli pod eskortą policji przyjeżdżać do sielskiego nadmorskiego hotelu „Londres y Inglaterra“, gdzie popijając na tarasie angielską herbatę, spoglądaliśmy na Atlantyk i rozmawialiśmy o niemalże archaicznym, wszechogarniącym strachu i o milczeniu baskijskiego społeczeństwa.</span><br />
<span style="font-size: medium;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">„Gdzie podziewają się ci wszyscy artyści, gdy ich akurat potrzeba?“ zapytała wtedy Maite z cichą, wręcz ironiczną nutą zdziwienia w głosie. Jej brat został zastrzelony przez lewicowo-faszystowskich separatystów z ETA – był jednym z ośmiuset zabitych od chwili zakończenia dyktatury Franco. <i>Ośmiuset ludzi</i> – wielu z nich zginęło na milczących ulicach San Sebastián, partnerskiego miasta Wrocławia! </span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Pamiętam spokojny oddech Maite i jej zaciśnięte dłonie, ale pamiętam też heavymetalowy zgiełk wieczoru w zaułkach starówki miasta, w którego barach wisiały wizerunki prawnie skazanych morderców z ETA – ikony, pod adresem których wznoszono toasty. Pamiętam też żywiołowy śmiech mojego dobrego, urodzonego w 1947 roku przyjaciela Fernanda Savatera. W ramach represji za krytykę frankistowskich rządów zakazano mu wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego. Przeniósł się wówczas do Madrytu, gdzie odtąd poświęcił się filozofii i pisarstwu. Podobnie jak Maite i przeciwnicy ETA z organizacji „Basta Ya!“ („Dość!“) on też jeszcze do niedawna potrzebował ochrony policyjnej przy recepcji apartamentowca, gdzie ze względów bezpieczeństwa nazwisko rodziny Savater nie widniało przy dzwonku do drzwi. Ach, ten humor Fernanda, jego suwerenna pogarda dla nacjonalistycznych bandziorów, jego niegdysiejsze zainteresowanie dysydentami wschodnioeuropejskimi i obecnie – działaczami kubańskiej i chilijskiej opozycji, jego słowa uznania pod adresem tak wspaniałych kolegów jak André Glucksmann, Mario Vargas Llosa, Adam Michnik!</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Czyż tacy ludzie jak Maite i Fernando, otwarci na świat i <i>broniący</i> tej otwartości, ludzie wielkiego formatu, stali uczestnicy intelektualnego dyskursu w Hiszpanii, nie powinni być automatycznie zapraszani na berlińskie lub wrocławskie zjazdy i kongresy, aby mieszkańcy tej części kontynentu przynajmniej częściowo mogli zdać sobie sprawę, że na tej ziemi istnieje coś jeszcze poza wiecznym upadkiem muru, <i>Solidarnością</i> i „polsko-niemieckimi różnicami“?</span><br />
<span style="font-size: medium;"> </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Ale może to jest błędne pytanie niedoceniające egocentrycznej ograniczoności horyzontów tak wielu zarówno niemieckich jak i polskich ekspertów, którzy wolą uprawiać tylko swoje poletka i <i>nie </i>rozglądają się po całej Europie, ergo <i>nie</i> są w stanie sprostać własnym ambicjom intelektualnym. (Gdy tymczasem środki z europejskich funduszy unijnych są zawsze mile widziane i wyczerpywane co do centa).</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Takie oto myśli towarzyszyły mi, gdy w weekend siedziałem w zacisznym ogrodzie przepięknej starej willi niedaleko Hali Stulecia. W tej właśnie willi odbywał się trzydniowy Festiwal Kultury BASK 2016. </span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfMXLLMfspkw7Q7HuPbw-lc5WE9BrTSElpFk12avRNdv_0XmESIwAAmnY9nIeNdwEwX7nN-A2QyC2_UDkrk3np5ptJLlBej4Psyz4F4ajTPQo6v5WXq-88RTCMLZG4FB0_5Q1U5gLEoWc/s1600/lima+pls+breslau+10+043.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfMXLLMfspkw7Q7HuPbw-lc5WE9BrTSElpFk12avRNdv_0XmESIwAAmnY9nIeNdwEwX7nN-A2QyC2_UDkrk3np5ptJLlBej4Psyz4F4ajTPQo6v5WXq-88RTCMLZG4FB0_5Q1U5gLEoWc/s400/lima+pls+breslau+10+043.JPG" width="400" /></a></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Można tam było skosztować napojów i przekąsek baskijskich, zobaczyć performans artystki pochodzącej z Bilbao, przespacerować się pomiędzy leżakami albo na wyższych piętrach willi obejrzeć fotografie i filmy wideo. Wszystko bardzo fajnie.</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJzfNkhnCo5VOmPksmKITVSpcATwneBLpD1nGd0RVxhUDwZYkjgP9M-QjkDs2qRHmYuMLUUcr9ZCV_-KNgakh0foKLlrmrGn2gB-dgNCiAibmztR65CmiabMvA_Kz5GnQpazC2UZo9djI/s1600/lima+pls+breslau+10+044.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgJzfNkhnCo5VOmPksmKITVSpcATwneBLpD1nGd0RVxhUDwZYkjgP9M-QjkDs2qRHmYuMLUUcr9ZCV_-KNgakh0foKLlrmrGn2gB-dgNCiAibmztR65CmiabMvA_Kz5GnQpazC2UZo9djI/s400/lima+pls+breslau+10+044.JPG" width="400" /></a></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Przygotowano to perfekcyjnie, spójnie, zaproszono baskijskich artystów i nawet opracowano pokaźnych rozmiarów zeszyt z programem w języku polskim i angielskim – a wszystko pod egidą programu „Artist-in-Residence A-i-R WRO“ (o którym, jak w wypadku takich tekstów przystało, należy tutaj z należytym szacunkiem wspomnieć). <i>Bardzo fajnie.</i></span><br />
</div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgJm1tLmilEycCcZKiWK9BQJB9e4kUalYX3SGFw9tgJNBoEAwCWyhxklOivojhQMXUTPJWkLSYlyj62flGO_hJA1C_qfJFg-bh6-TB1-mLOhLeT4Caco3B-9p19DWz-TTO8HIToLwmLes/s1600/lima+pls+breslau+10+045.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhgJm1tLmilEycCcZKiWK9BQJB9e4kUalYX3SGFw9tgJNBoEAwCWyhxklOivojhQMXUTPJWkLSYlyj62flGO_hJA1C_qfJFg-bh6-TB1-mLOhLeT4Caco3B-9p19DWz-TTO8HIToLwmLes/s400/lima+pls+breslau+10+045.JPG" width="400" /></a></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">I być może to faktycznie tylko moja wina, że w którymś momencie w jednej z górnych, jakby zaczarowanych sal, oczami wyobraźni ujrzałem nagle postawną, sangwiniczną sylwetkę Fernanda Savatera i usłyszałem jego precyzyjnie wycyzelowaną kpinę: „Według Waltera Benjamina komunizm to ‘upolitycznienie estetyki’, natomiast faszyzm to ‘estetyzacja polityki’. A współczesny cyrk z kulturą, którego Benjamin oczywiście nie był w stanie przewidzieć? To chyba estetyzacja tego, co apolityczne. Ha ha ha!“ Mimo to nie powinno się krytykować tego skrupulatnie opracowanego programu, który przecież pokazuje przyjazny, nienacjonalistyczny Kraj Basków. Bez cienia ETA. <i>Bez jej ofiar</i>. Może „kultura“ musi akurat taka być. Może w towarzyszących tej imprezie workshopach, w których „cultural managers and experts“ spotkali się „to interpret Basque culture, its contradictions and mysteries, using various educational and artistic tools“ – może akurat tam ta okropna, tak ważna społecznie luka została zapełniona. Fajnie by było.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYag6nNKrbq5EJE0eUzflrGLvL45sN93rO8GFhkrwxDwXMyyF5__QtzeC43aGKmdMVyUDOVcsse77tXBKOqB5kigCxjZN-zAfh7oVBwc1zTWoB7MDhBg3ww9BdF5tpp5uMDT7rpRj9K2A/s1600/lima+pls+breslau+10+048.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiYag6nNKrbq5EJE0eUzflrGLvL45sN93rO8GFhkrwxDwXMyyF5__QtzeC43aGKmdMVyUDOVcsse77tXBKOqB5kigCxjZN-zAfh7oVBwc1zTWoB7MDhBg3ww9BdF5tpp5uMDT7rpRj9K2A/s400/lima+pls+breslau+10+048.JPG" width="400" /></a></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><br />
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Ale to, co przede wszystkim słyszałem, co sobie przypominałem w ten spokojny, muśnięty zapomnieniem letni wieczór we Wrocławiu, to wymowne milczenie i samotność Maite Pagazaurtundui. To, co czułem, to przeważnie smutek. A zarazem świadomość, jacyż przyjaźni, cywilizowani, przyjemni, sumienni ludzie mnie tam otaczali! Pozostała więc realna nadzieja, że ów pełen zasług wrocławski program, który już od trzech lat zaprasza kreatywnych artystów baskijskich, da również tym przesympatycznym osobom zaangażowanym w tamten festiwalowy wieczór dość energii, by wprowadzić dywersyjny ferment w San Sebastián, ferment, który sprawi, że ludzie tacy jak Maite i tysiące innych już nigdy więcej nie poczują się tak osamotnieni.</span></div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-75784671410535401252016-06-30T11:18:00.000+02:002016-07-07T12:54:53.336+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b><span style="font-family: inherit;">Faule na Solidarności</span></b></span><br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<span bp.blogspot.com="" https:="" imageanchor="1" jhe-j3q8le4srsv_msxrhumwmnd73tpyaclcb="" ju3xpvdi="" medium="><a href=" olidarnosc.jpg="" s1600="" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;" zda3aeprfe=""><img border="0" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg51uHSYP4sNg3D7SSkJMd3JKeQ45Y3Non-1Xo1SeAlvgL6DEPbl1BAfIDK4Mhc5Gwn1BSZaRZ3RKgm0o5yA90iA7uVpKKKbf5U4Bwb2JThZeLaHivb7ZWJN2pn5_r0D60t9ZAOmmYEYmM/s400/EM+Solidarnosc.jpg" width="400" /></span></div>
<span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"><span medium="><b><br />
</b></span></span></span></div><div class=" separator="" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: inherit;"><span style="font-family: inherit;"></span></span></span></span></span></span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Europejska amnezja I, zdjęcie powyżej: W ramach instrukcji bezpieczeństwa przed meczem polskiej drużyny narodowej w Saint-Etienne ze Szwajcarią rozdano służbom porządkowym taką oto ulotkę ze wszystkimi symbolami zabronionymi na stadionach. Znajduje się na niej także legendarne logo <i>Solidarności</i> – w jednym szeregu z symbolami prawicowych ugrupowań ekstremistycznych. (Dziękuję Thomasowi Urbanowi, byłemu polskiemu korespondentowi <i>Süddeutsche Zeitung</i> za informację o tym skandalu.) Jacyż to niedouczeni Francuzi wybiegli tu przed orkiestrę, serwując sobie gola samobójczego? Sympatie prokomunistyczne można tu bowiem na pewno wykluczyć – jest to raczej owa nagminna bylejakość, nonszalancja, która nie potrafi odróżnić uzasadnionych działań ruchu oporu od porywów antydemokratycznej zadziorności i której horyzonty historyczne są wypaczone (o ile w ogóle kiedykolwiek istniały). Internet zamiast encyklopedii albo leksykonu – a w przestrzeni wirtualnej nieskalanie się nawet Wikipedią. Kiepska zagrywka!</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Europejska amnezja II, Niemiecki Bundestag: Zanim epizod francuskiej ulotki rozrośnie się w niekończącą się powieść-rzekę, która na wieki wieków utrwali Polskę jako kraj niezrozumiany – warto wspomnieć o innym skandalu, który miał miejsce dwa tygodnie temu w Berlinie. Z okazji 25. rocznicy podpisania polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy w Niemieckim Bundestagu można było obejrzeć wystawę pod tytułem „Historie dialogu”, prezentującą różnorodne wątki, zdjęcia i wspomnienia. Co ciekawe, nie ujęto w nich jednak akurat Lecha Wałęsy, mimo że wywarł on decydujący wpływ na stosunki polsko-niemieckie przed i po 1989 roku. Czyżby przypadek? Chyba raczej rządowy zamysł, koncepcja wystawy powstała bowiem nie w Berlinie, lecz pod czujnym okiem władz w Warszawie. I jeśli wierzyć słowom Roberta Kostro, dyrektora Muzeum Historii Polski, Wałęsy zabrakło, bo przecież „nie odegrał istotnej roli w tych relacjach”. Słysząc takie stwierdzenie w kontekście własnych wspomnień i wspomnień tak wielu, zwłaszcza wschodnich Niemców, którym już samo <i>nazwisko</i> Wałęsy nierzadko dawało siłę do stawiania oporu, czuje się gniew i ma się ochotę pokazać temu prorządowemu historykowi kartkę w odpowiednim kolorze. </span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Mimo że ten obraz właściwie nie jest spójny i oparty na błędnej logice, to jednak pamięć i refleksja historyczna nie są przecież boiskiem. Albo przynajmniej nie powinny nim być – tak samo jak nie mogą być polem podporządkowanym chwilowo zwycięskim drużynom. (Dziękuję wrocławskiemu historykowi i ekspertowi w kwestiach niemieckich Krzysztofowi Ruchniewiczowi, który na swoim blogu opublikował dzieje tej zapominalskiej wystawy.)</span><br />
<span style="font-size: medium;"><br />
</span> <span style="font-size: medium;">Nawet ci, którzy mają swoje powody, by raczej sceptycznie odnosić się do porywczych intelektualistów niestrudzenie piętnujących skandale, powinni chyba jednak dostrzegać znaki czasu i przynajmniej dać posłuch mądrym przestrogom: W rzeczywistości bowiem od zakończenia „zimnej wojny” nigdy tak bezwstydnie nie kłamano i nie fałszowano faktów ani nie czyniono historii niewolnicą współczesnej polityki: Od Putinowskich twierdzeń o „faszystowskim puczu w Kijowie”, lansowania się Marine Le Pen na nową Joannę d’Arc, poprzez Alternatywę dla Niemiec (AfD) z jej prawicowo-lewacką nagonką przeciw „amerykanizacji świadomości niemieckiej” – po taką właśnie ignorancję czy też nienawiść pod adresem niesfornego buntownika z <i>Solidarności</i>, bez którego nie sposób sobie wyobrazić roku 1989 takim, jakim był. Czas sprzeciwić się takim manipulacjom. Wzruszenie ramion tu nie wystarczy.</span></div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-45568304037632027672016-06-26T20:45:00.000+02:002016-07-06T09:21:02.064+02:00<span style="font-size: medium;"><b>Na Wzgórzu Partyzantów, dawnym Wzgórzu Liebicha</b></span><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">„Stan obecny: częściowa ruina.” Z takich wpisów w przewodnikach turystycznych i na stronach internetowych przebija nutka goryczy.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Dla mnie jednak pagórek wznoszący się nad fosą miejską i tramwajowo-samochodowym zgiełkiem ulicy Piotra Skargi od dawna jest jednym z ulubionych miejsc we Wrocławiu.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Można tu pobiegać albo usiąść na ławce w parku i poczytać, albo odprężyć wzrok, spoglądając na sielankową fosę poprzez usianą skrawkami słonecznego blasku zieleń drzew. Zupełnie, jakby czas się tutaj zatrzymał. Czy raczej liczba mnoga: czasy. Bo resztki betonu i bunkrowe kikuty są chyba reliktem epoki komunistycznej, gdy Wzgórze Liebicha przemianowano na „Wzgórze Partyzantów”.</span></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Albo może raczej pochodzą z owych apokaliptycznych tygodni na początku 1945 roku, gdy podziemia i kazamaty niegdysiejszych wrocławskich fortyfikacji były wykorzystywane przez Wehrmacht jako przyczółki szaleństwa „Festung Breslau”?</span></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRC2Ydt2tZUlOK2ipHbxgsJbJqkgoILrVzrzapecq-KQs9MhIBUfhOu9T1znis1sh4XADTA8NX0zTQZVqnraLLkn1LFbu3Zy5_NFud6MWokTaS8QbY1WhORJaxDpAJc1_ucsahXahG3l8/s1600/br8+009.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRC2Ydt2tZUlOK2ipHbxgsJbJqkgoILrVzrzapecq-KQs9MhIBUfhOu9T1znis1sh4XADTA8NX0zTQZVqnraLLkn1LFbu3Zy5_NFud6MWokTaS8QbY1WhORJaxDpAJc1_ucsahXahG3l8/s400/br8+009.JPG" width="300" /></a></div><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPeFNO0S04N1unk326ieh03MgeYHRtL6_e3yuvv-M5Wp2AInHfd4qJvTjXq60yyQD52y4DA_K8VSwOYlioxjs5f7_pq3wRQkSMI_mlW3zhZ_N10RQOtn0OfJDoxxhjy2wtjgi4migA8Kc/s1600/br8+015.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgPeFNO0S04N1unk326ieh03MgeYHRtL6_e3yuvv-M5Wp2AInHfd4qJvTjXq60yyQD52y4DA_K8VSwOYlioxjs5f7_pq3wRQkSMI_mlW3zhZ_N10RQOtn0OfJDoxxhjy2wtjgi4migA8Kc/s400/br8+015.JPG" width="400" /></a></div><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Tak czy inaczej, jedno jest pewne: zachowany do dziś belweder z kolumnadą w kształcie półkola zaprojektował w 1867 roku architekt Karl Schmidt, a jego budowę sfinansował kupiec Adolf Liebich. W ciągu następnych dziesięcioleci miejsce to stało się lubianym celem wycieczek z restauracją i „ogrodem”. Tymczasem dzisiaj belweder od dawna grożący zawaleniem jest ogrodzony płotem. Nie pozostaje mi więc nic innego, niż wyszukać sobie gdzieś na górze wzniesienia jakąś małą szparę, by przecisnąć się pomiędzy siatką a kruszejącą balustradą przy brzegu szerokich schodów. </span></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOKhgN3kodWoXOd4FTpBYcMNspvKN5wgXcblHhD3bM9gDcjPwFmXlAmB6kagKTG5Z_HI2X0zZHMawpzQjNMXPpKIvtDojvjfrl20jQzIMi6tTU09Mi6UBp4Haf4UxhKkVTKX15Qnlj8mQ/s1600/br8+014.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhOKhgN3kodWoXOd4FTpBYcMNspvKN5wgXcblHhD3bM9gDcjPwFmXlAmB6kagKTG5Z_HI2X0zZHMawpzQjNMXPpKIvtDojvjfrl20jQzIMi6tTU09Mi6UBp4Haf4UxhKkVTKX15Qnlj8mQ/s400/br8+014.JPG" width="400" /></a></div><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Jeżeli w pobliżu nie ma akurat niemieckich turystów („Czy on nie widzi, że tutaj wstęp wzbroniony?”), to już u szczytu schodów i potem w cieniu kolumnady dosięga nas jeszcze głębsza cisza. Ale zaraz potem rozlegają się szepty. Odgłosy z czasów, gdy wieczorne wyjścia określało się staroświeckim mianem „wychodnego” i gdy na pytanie „Panienko, czy można panią prosić do tańca?” padała nieraz odpowiedź „Ależ, miły kawalerze, tylko bez takich poufałości!” </span></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">W trędowatych murach gruchają gołębie, które ludzkim głosem zdają się snuć opowieści z <i>przeszłości</i>. Wystarczy usiąść i posłuchać, zdziwić się i jednocześnie poczuć lekki dreszczyk. Bo ta niegdysiejsza świątynia radości życia, która w międzyczasie stała się wyizolowanym niebytem, jest też zarazem <i>toposem</i>. Toposem opisanym w romantycznych wierszach i opowiadaniach Heinego, Eichendorffa i Uhlanda, owym srebrzystym brzękiem kieliszków i beztroskim śmiechem, które niegdyś rozlegały się w pałacach, pełnych przepychu salonach bądź zacisznych ogrodach dziś pogrążonych w pustce i ruinach. </span></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_PSv7S9MdRHGLYmdS_zy-lVPOKzfzyy9TfDn2y_enbddbREmJVJ9ctsZoq4iBXraNl-NDb__0O74P8bZXqEmTxbJ_qB6kvxrIwf78UvhpFFkifgqHpUrhw46ZsIEjA7LkujfU5WacaC4/s1600/br8+022.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_PSv7S9MdRHGLYmdS_zy-lVPOKzfzyy9TfDn2y_enbddbREmJVJ9ctsZoq4iBXraNl-NDb__0O74P8bZXqEmTxbJ_qB6kvxrIwf78UvhpFFkifgqHpUrhw46ZsIEjA7LkujfU5WacaC4/s400/br8+022.JPG" width="400" /></a></div><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Pałac Boncourt Adalberta von Chamisso. Zagadkowa willa przebierańców w noweli Artura Schnitzlera <i>Jak we śnie</i>. Tajemniczy zamek pośród torfowisk francuskiego Solonge, gdzie tytułowy bohater powieści <i>Mój przyjaciel Meaulness</i> przeżywa swoje na wpół urojone, na wpół realne przygody. Posiadłość Wielkiego Gatsby’ego wypełniona niegdyś dźwiękami swingu. Dom przy Calle de los Notarios, w którym narrator ostatniej powieści Marqueza jako dwunastolatek wprowadzany był w arkana sztuki miłosnej, a dziś, jako dziewięćdziesięciolatek zastaje tam ruinę pokrytą trawą i śmieciami. Raptowny zanik intensywności i jednoczesne nagłe nieprawdopodobieństwo przelotnych spotkań (przemiana ludzi w duchy). Barokowa liryka: <i>Gdzie niegdyś taniec i burza zmysłów/ dziś jeno mogiła i zgnilizna. // Gdzie niegdyś ciała się splatały/ teraz jeno proch i pył.</i> </span></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNKGZPV0wKFDzh6w90b3PJr4o6dlNNhq9bKkx94wRMWK_Tzf-_hmdLz3fBzsagyztGW5arngRX1Azi4xhgtjTx48lsM8YKDMqVzEIGqBmrAvlBFIF5vXe_f8QLfeB_eOi63Oo0RlC6KnU/s1600/br8+017.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNKGZPV0wKFDzh6w90b3PJr4o6dlNNhq9bKkx94wRMWK_Tzf-_hmdLz3fBzsagyztGW5arngRX1Azi4xhgtjTx48lsM8YKDMqVzEIGqBmrAvlBFIF5vXe_f8QLfeB_eOi63Oo0RlC6KnU/s400/br8+017.JPG" width="400" /></a></div><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Patrząc na pajęczyny między głowicami kolumn, jeszcze bardziej kruche i przeźroczyste w blasku słońca, myślę sobie, że może mógłby to być także temat dla obu wrocławskich poetów – Angelusa Silesiusa i Quirinusa Kuhlmanna, których wiersze też kiedyś tutaj czytałem. (Małe żółte tomiki wydawnictwa Reclam, jakby stworzone do noszenia w tylnej kieszeni jeansów, by nie zawadzały w przeprawach przez szpary w płotach i balustradowych akrobacjach). Ale chyba raczej nie: najeżone wykrzyknikami histerie Kuhlmanna jakoś nie pasują do tej atmosfery, a zakrawające wręcz czasem na pornografię zawołania Angelusa Silesiusa „o Boże!” też tu nie przystają – mimo swoistego uroku tychże wersetów: <i>Jestem synogarliczką/ świat jest mą pustynią/ Boże, mąż mój stąd odszedł/ ostałam się tu bez gniazda.</i></span></div><span style="font-size: medium;"><i><br />
</i></span> <br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMvWPXhr1nFXlizeDQ_2uxVe_tpnmrSssmXHMmpAMY_9hJslzTxWomLGzNfYXJwIyh8lIdAwv7KZi2BBGd5Z33uT1XU6xUm2a1Lyyq3ihHeO0dVlTNAbm8t9YNVXRK4XwHyTLoj3dbm7g/s1600/br8+020.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMvWPXhr1nFXlizeDQ_2uxVe_tpnmrSssmXHMmpAMY_9hJslzTxWomLGzNfYXJwIyh8lIdAwv7KZi2BBGd5Z33uT1XU6xUm2a1Lyyq3ihHeO0dVlTNAbm8t9YNVXRK4XwHyTLoj3dbm7g/s400/br8+020.JPG" width="400" /></a></div><span style="font-size: medium;"><i><br />
</i></span> <span style="font-size: medium;"><i></i></span> <br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Puenta jednak to zupełnie inne przesłanie: W niektóre noce wzgórze znów ożywa, budzi się do nocnego życia, jakiego przedtem nigdy chyba nie zaznało – i to akurat tam, gdzie kiedyś znajdowały się korytarze i kazamaty twierdzy! Ale o tym klubie opowiem innym razem. </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;"><br />
</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEe-hCy5eslH21tmsTi1n9IBtMwOQEp66cOK4qcyO0vqxKCMcYSdKpfVtZV_HvVy-ZAwd6zAyIrz6PiPPo1o38nfSovmlCuEM3ZWyKs1n7XQu9OdnHFHIw9Jpe93xJ9Cd-4-lpb1xZ-ok/s1600/br8+023.JPG" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgEe-hCy5eslH21tmsTi1n9IBtMwOQEp66cOK4qcyO0vqxKCMcYSdKpfVtZV_HvVy-ZAwd6zAyIrz6PiPPo1o38nfSovmlCuEM3ZWyKs1n7XQu9OdnHFHIw9Jpe93xJ9Cd-4-lpb1xZ-ok/s400/br8+023.JPG" width="400" /></a></div><span style="font-size: medium;"><br />
</span>Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-66865898733210191372016-06-23T18:13:00.000+02:002016-06-29T10:18:47.910+02:00<span style="font-size: medium;"><b>Poweekendowe refleksje</b></span><br />
<div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em; text-align: center;"><a href="http://www.deutschlandradiokultur.de/marko-martin-als-stadtschreiber-in-breslau.1270.de.html?dram:article_id=357470" target=_blank><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVT-1Z7-gX2WHymqP2s6N10QSLkx1HIEC6hMjvkRKZgJSVF2aSnpKr-LnpOcHjBf7hi8P0ek1NCrKFH_KTUJXyz7VWmetzXFN68DEQAhiIvdAd1Rxh0aJuqOFmBi-qGw0nOKKKYJlpcas/s320/20160617_DRadio_StadtschreiberBreslau_460.jpg" width="244" /></a></div><span style="font-size: medium;">O ile jubileusze obchodzone pod rządami dyktatorów wypadają zawsze sztywno i patetycznie, o tyle imprezy upamiętniające ważne wydarzenia w państwach demokratycznych często przybierają ton pogodnego słowa na niedzielę, które stroni od konfliktowych wątków. A przecież akurat 25-lecie polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie byłoby najlepszą sposobnością do wspólnej rozmowy, do debaty w „kameralnej skali głosu” (Reiner Kunze), okazją do znalezienia wspólnego języka. O tym między innymi rozmawialiśmy w wywiadzie, który przed kilkoma dniami przeprowadziło ze mną berlińskie DeutschlandRadio i w którym właśnie starałem się NIE perorować z „pozycji pisarza miejskiego”.</span></div><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: medium;">Czytelnicy polskiej wersji tego blogu mogą teraz przynajmniej po modulacji mojego głosu rozpoznać, czy zdołałem uniknąć owego statecznego tonu ;-))</span></div><br />
<div style="text-align: justify;"><span style="font-size: small;"><b><a href="http://www.deutschlandradiokultur.de/marko-martin-als-stadtschreiber-in-breslau.1270.de.html?dram:article_id=357470" target="_blank">Als Stadtschreiber in Breslau</a></b><br />
Die historischen Brüche der Stadt interessieren den Stadtschreiber Marko Martin. Der Schriftsteller ist seit April in Breslau und widmet sich seinen Erlebnissen in einem Blog. Marko Martin im Gespräch mit Jörg Magenau</span><br />
<a href="http://www.deutschlandradiokultur.de/marko-martin-als-stadtschreiber-in-breslau.1270.de.html?dram:article_id=357470" target="_blank"><span style="font-size: small;">www.deutschlandradiokultur.de</span></a></div>Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-2914565924391107860.post-83466199886536744322016-06-17T10:00:00.000+02:002016-06-17T10:00:15.305+02:00<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;"><b>Książka, którą warto przeczytać</b></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMI-2OAJi9ZSjzbbJKN8oxqhJxLFSblmaeN2gWUF7IwjrZ92d1J-cYnRXGYKk5l4x2bVMwhIwDk4n1jeebe1xp7OC1bXeeyKZft0wMoqeigCM6eZsdzNP62zHabQkTsjBzg1ay3jzckHbd/s1600/HartwichRada_WroclawBerlinBC_1000.jpg" imageanchor="1" style="clear: right; float: right; margin-bottom: 1em; margin-left: 1em;"><img border="0" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMI-2OAJi9ZSjzbbJKN8oxqhJxLFSblmaeN2gWUF7IwjrZ92d1J-cYnRXGYKk5l4x2bVMwhIwDk4n1jeebe1xp7OC1bXeeyKZft0wMoqeigCM6eZsdzNP62zHabQkTsjBzg1ay3jzckHbd/s400/HartwichRada_WroclawBerlinBC_1000.jpg" width="258" /></a></div>
<span style="font-size: medium;">To prawdopodobnie najważniejsza książka, jaką opublikowano w ramach tegorocznej Europejskiej Stolicy Kultury i w 25. rocznicę polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie. Dlaczego?</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Bo dwujęzyczny tomik „Wrocław i Berlin. Historia wzajemnych oddziaływań“ pod redakcją Mateusza Hartwicha i Uwego Rady unika oficjalnego zadęcia i nie jest kolekcją złotoustych frazesów, tylko zbiorem mądrych i kreatywnych refleksji, wspomnień, perspektyw i komentarzy na temat dziejów tych obu miast. Krótko mówiąc: fascynująca lektura w najlepszym tego słowa znaczeniu!</span><br />
<br />
<span style="font-size: medium;">Historyk Krzysztof Ruchniewicz przypomina m. in. o tym, że zwrócenie uwagi Polaków na postać Dietricha Bonhoeffera, niemieckiego duchownego-antynazisty okazało się również krzepiącym wsparciem w walce przeciw dyktaturze komunistycznej. Historyk sztuki Beate Störtkuhl pisze o wrocławskim modernizmie w architekturze 1900-1933, kulturoznawca Mateusz Hartwich o kolejach tak zwanej „wymiany ludności” po 1945 roku, Jerzy Kichler o „odzyskanej historii Żydów”, Roswitha Schieb o „śląskich śladach nad Sprewą”, Agata Gabiś o powojennej odbudowie, były przewodniczący Bundestagu Wolfgang Thierse (z ujmującą skromnością) o wrocławskich wspomnieniach swojej rodziny, a Robert Żurek o pojednawczym orędziu biskupów polskich z 1965 roku, które w ówczesnych Niemczech nie odbiło się prawie żadnym echem.</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Z tekstu historyka Andrzeja Dębskiego dowiemy się na przykład, że to właśnie we Wrocławiu, podczas prac nad kręceniem filmu pisarz Marek Hłasko („polski James Dean”) poznał w 1958 roku zachodnioniemiecką gwiazdę tzw. <i>heimatfilmów</i> Sonję Ziemann. Natomiast w 1966 roku w tutejszym Hotelu </span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">„</span></span>Monopol</span><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: medium;">“</span> doszło do spotkania Marleny Dietrich i Zbigniewa Cybulskiego. Na zaledwie rok przed tragiczną śmiercią aktora na wrocławskim Dworcu Głównym, Dietrich, która była pod ogromnym wrażeniem jego roli w <i>Popiele i diamencie</i> Andrzeja Wajdy, mogła osobiście przekazać mu swoje wyrazy uznania. Jako scenerię dla wschodnioberlińskich sekwencji w filmie <i>Bridge of Spies</i> Steven Spielberg wybrał wrocławską dzielnicę Nadodrze, której podobieństwa (i różnice) w zestawieniu z berlińskim Kreuzbergiem rozpatruje wytrawny znawca miasta, Uwe Rada. Urozmaicona lektura zawiera całe mnóstwo takich wątków i ciekawostek, którym praktycznie nie ma końca.</span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: medium;">Jednak najładniej i najtrafniej rzecz ujmuje Krzysztof Ruchniewicz, którego słowa można by położyć na sercu zwłaszcza tym niemieckim gościom stolicy kultury, którym podczas przechadzek po Rynku towarzyszy czasem nieco przesadna duma i pewność siebie:</span><br />
<blockquote class="tr_bq">
<span style="color: #666666;"><span style="font-size: medium;">„Dzisiaj miasto szczyci się – i słusznie – wieloma pięknie odnowionymi zabytkami. Czy była to zasługa dawnych budowniczych, Niemców? Miasto odbudowali przecież Polacy. Ale czy dlatego są to zabytki polskie? Myślę, że tak stawiane pytania do niczego obecnie nie prowadzą. A może to właśnie <i>genius loci</i> tego miejsca sprawia, że wysiłki jednych, zabytki drugich mogą ze sobą wzajemnie współżyć i prowadzić dialog ponad granicami i ponad czasem?“</span></span></blockquote>
<br />
<span style="font-size: medium;"><i>Voilà</i> …</span><br />
<br />
<span style="color: #0000ee;"><span style="font-size: small;"><u>_________________________________</u></span></span><br />
<br />
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #444444;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: small;"><span style="color: #444444;">Redakcja Mateusz Hartwich i </span></span></span></span><span style="color: #444444;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: small;"><span style="color: #444444;"><span style="color: #444444;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: small;"><span style="color: #444444;">Uwe Rada</span></span></span></span>:</span><span style="font-size: small;"><span style="color: #444444;"><i> </i></span></span></span></span></span><br />
<span style="color: #444444;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="color: #444444;"><i><span class="headline">Wrocław i Berlin</span>. </i></span></span></span></span></span><span style="color: #444444;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="color: #444444;"><i><span class="headline2">Historia wzajemnych oddziaływań</span></i> </span></span></span></span></span><br />
<span style="color: #444444;"><span style="font-size: medium;"><span style="font-size: small;"><span style="font-size: small;"><span style="color: #444444;">wydawnictwa be.bra 2016<br />
<a href="http://www.wroclaw.berlin/serwis/ksiazka/" target="_blank">więcej informacji</a></span></span></span> </span></span></div>
</div>
<div style="text-align: left;">
<span style="color: #444444;"><br />
</span> </div>
Marko Martinhttp://www.blogger.com/profile/15088350631371196944noreply@blogger.com0